No i jestem z powrotem. Byłam za
oceanem, dacie wiarę? Ale na żadnej plaży mnie nie widzieli. Muszelek też nie
zbierałam. Spędziłam za to jakieś 20 godzin w samolocie, mniej więcej tyle samo
w autokarze. Byłam cztery razy w Starbucksie, w tym dwa razy jednego dnia
(burżuj!). Kupiłam blisko 50 pocztówek. Mój główny bagaż w tamtą stronę ważył
około 18 kilogramów, natomiast w drodze powrotnej do Polski już 21,7kg.
Ameryka to dziwny kraj. Bardzo
dziwny. Pełen kontrastów, pełen różnic. Właściwie to trzeba zobaczyć to na
własne oczy, aby dostrzec, że niektóre miejsca są faktycznie jak z filmu, ale
też że Stany Zjednoczone to wcale nie jest raj na Ziemi. Bywa tam
niebezpiecznie, jedzenie jest słodkie i w większości niezdrowe. Mieszkańcy tego
kraju pochodzą ze wszystkich zakątków globu. Istny tygiel kulturowy, smakowy,
etniczny, społeczny. Widziałam i ulice z takimi samymi domkami szeregowymi i
drapacze chmur, które trudno było sfotografować. Spełniłam jedno z moich dwóch
największych marzeń – byłam w Nowym Jorku. Zakochałam się w tym dynamicznym
mieście.
Ach, mam Wam tyle do opowiadania!
Sama nie wiem, od czego powinnam zacząć. Postaram się przekazać Wam wszystko, co
tylko pamiętam i co nadaje się do publikacji (a może nawet i to, co nie, w końcu
znacie już moją szczerość i bezpośredniość ;)). Napiszcie proszę, o czym na pewno chcecie
przeczytać, czego nie mogę pominąć.
Skoro ten wpis jest takim postem
pt. "Wróciłam bezpieczna, bez skręconej kostki, bez bólu gardła, nikt mi nic nie
ukradł, a mój bagaż nie zaginął", to może dobrze jest też wspomnieć, że trafiłam
do normalnej Amerykanki. Może trochę zakręconej i nieogarniętej, ale bardzo
miłej i radosnej. To taka nagroda po kwietniowej traumie.
Cały czas zastanawiam się, jak
podzielić posty, jakie zdjęcia pokazać. O dziwo nie zrobiłam ich wcale tysiąc,
a zaledwie 500 + spora liczba fotografii na telefonie, których nie policzyłam.
Prąd w amerykańskich gniazdkach się na mnie obraził i nie ładował baterii.
Dlatego też przez dwa dni musiałam błagać mój aparat, aby zadziałał, aż w
końcu ktoś się nade mną zlitował i zabrał mnie do sklepu, by kupić baterie. :D
Postów na temat wymiany będzie na
pewno dużo, to mogę obiecać! W końcu przez 10 dni żyłam u amerykańskiej
rodziny, jadłam amerykańskie "specjały", zwiedzałam amerykańskie miasta i… to
była niesamowita przygoda. Na pewno zapamiętam ją do końca życia. Jasne, że
były słabe strony, były chwile zawodu, ale doświadczyłam naprawdę wiele,
spróbowałam nowych rzeczy i to się liczy.
Bardzo Wam dziękuję za to, że
odwiedzaliście bloga podczas mojej nieobecności. Przypominam, że ukazał się
wówczas post o portalu napiszkartke.pl. Dzięki też za wszystkie lajki na
instagramie – jeśli ktoś z Was jeszcze nie widział mojej zdjęciowej relacji z
USA na instagramie, to zapraszam!
Ściskam bardzo mocno. Życzcie mi powodzenia,
muszę nadrobić dwa tygodnie nieobecności w szkole.
Sara
"WELCOME HOME!"
OdpowiedzUsuńMoże podzielisz posty na kolejne dni bo tak najłatwiej ogarnąć cały temat.
P.S.
Zapomniałem Cię uprzedzić że w USA prąd w gniazdkach może mieć 110 V albo 230 V w zależności od regionu w którym jesteś. Możliwe że trafiłaś na 110 V więc ładowarka na 230 V potrzebowała dużo więcej czasu na ładowanie baterii.
Tomku, ja o tym wiedziałam, i sprawdziłam jeszcze w Polsce, czy moja ładowarka do telefonu będzie działać. Ona ma napis 110-240V, więc działała. A ładowarki do baterii nie sprawdziłam... A ta miała napisane bodajże 230V. Ale poradziłam sobie. :)
UsuńTak chyba zrobię + opublikuję jakieś posty o tym, jak tam funkcjonują, co jedzą, czym różni się szkoła.
Pozdrawiam ciepło
Fajnie że już jesteś! Czekamy na kolejne posty! :-)
OdpowiedzUsuńoja:) zazdroszczę
OdpowiedzUsuńWitaj w Polsce :D Kiedy napisałaś o czym chcielibyśmy przeczytać od razu pomyślałam, że chętnie usłyszałabym jak mieszkanie u nowej koleżanki. Czy w ramach rekompensaty udało Ci się trafić na kogoś fajnego.. No i proszę bardzo. Mam to jak na zamówienie :) Z wielką chęcią przeczytam wszystkie posty dotyczące wymiany. Mam nadzieję, że już kolejny ukaże się na dniach. A tymczasem powodzenia w szkole. Dasz radę! :)
OdpowiedzUsuńNa 100% jeszcze wspomnę o tym, jak się mieszkało u Sarayny i jej rodziny.
UsuńDzięki wielkie Aniu! :*
Droga Saro, jestem nowicjuszką wśród Twoich czytelniczek, ale już zdążyłam się wciągnąć w historie podróży Sawatki. Muszę przyznać, że wycieczka do USA brzmi jak podróż życia! Chciałabym poznać wszystkie szczegóły, dosłownie wszystkie! Przyznam, że i mnie marzy się podobna podróż :) Może nagrasz coś na zasadzie Q&A? To byłoby cudowne, dopiero wtedy poznamy wszystkie emocje jakie przywiozłaś ze sobą z USA.
OdpowiedzUsuńTwoja nowa, ale wierna czytelniczka,
R.
Zgadzam się całkowicie! Czekam na jakieś ciekawe filmy o USA i wiecej zdjęć :)
UsuńTaka podróż to jest to i jak myślę jest marzeniem każdego z nas dlatego więc jestem szczęśliwy, że dajesz nam tą okazję do poznania lepiej życia w USA i kultury tego kraju.. Czekamy na więcej!
Gall Anonim
Może uda mi się nagrać filmik, ale nie obiecuję, bo nienawidzę montować nagrań i o wiele bardziej wolę pisać. Postów będzie tyle, że myślę, iż poznacie większość szczegółów, a jak nasuną się jakieś pytania, to śmiało, piszcie w komentarzach! :D
UsuńDziękuję za miłe komentarze i zapraszam do czytania dalszej relacji. :D
Jakie jest drugie marzenie? :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i gratuluję odwagi!
Odwiedzenie wszystkich stolic europejskich. ;)
UsuńRównież pozdrawiam i dziękuję!
Fajnie, że wróciłaś cała i zdrowa :) Czekam z niecierpliwością na posty o Twoim pobycie w USA :)
OdpowiedzUsuńSuper, że wróciłaś taka szczęśliwa! Już się nie mogę doczekać relacji z Twojego pobytu za oceanem :) Co do tego, jak to nam tu zaprezentować, to... jak tylko chcesz! Może być według dni, może być według odwiedzonych miast, albo tematycznie (typu jedzenie, lekcje, itd.). I tak wszystko chętnie przeczytam! No i zdjęć, taaaak, dużżżżoooo zdjęć :)
OdpowiedzUsuń500+ to i tak sporo, choć szkoda, że miałaś taką sytuację z aparatem i gniazdkami :( Bym się chyba załamała jakby czekał mnie taki los, bo aparat w moim telefonie jest naprawdę kiepski i robię nim zdjęcie raz na miesiąc :/ a z baterią do aparatu mam problem nawet w Polsce i w Niemczech, bo już próbowałam zamówić kiedyś drugą :/
Ja początkowo się załamałam, bo aparat odmówił mi współpracy akurat w Nowym Jorku. Już miałam łzy w oczach. Ale wzięłam się w garść, prosiłam kolegę, by mi robił zdjęcia swoją lustrzanką, pstrykałam telefonem, a potem aparat nagle zaczął działać znów. Mój aparat w telefonie do najlepszych też nie należy, ale coś tam widać xd
UsuńEch, te aparaty... :/
Trzymaj się Kinga! :*
Jak widać marzenia się spełniają, nawet te wielkie marzenia :) Gratuluję Ci. Wiem, jak to jest być szczęśliwym po tak cudownych chwilach w Twoim życiu. U mnie też ostatnio coś ważnego sie dla mnie zdarzyło. Ale Ameryka wydaje się być takim, jednym z największych marzeń podróżniczych wielu ludzi. Chociaż mnie bardziej ciągnie na Daleki Wschód (Japonia, Chiny, Tajlandia, Indonezja, Indie), to jednak z przyjemnością poczytam Twoje wpisy na blogu. Pisz o czym tylko chcesz, ja poczytam bardzo chętnie się dowiem, jak tam jest w tym wielkim świecie :D Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDzięki Aniu. Życzę Tobie spełnienia Twoich azjatyckich marzeń. Pozdrawiam ciepło.
Usuńświetnie, że po powrocie jesteś szczęśliwa, że udało Ci się spełnić Twoje marzenia, że jesteś zadowolona i masz milion wspomnień! w podróżach to jest właśnie piękne, mimo wielu niedogodności jest potem tyle do opowiadania, wspominanania, przypominania...
OdpowiedzUsuńczekam z niecierpliwością na kolejne, już bardziej konkretne, relacje z podróży. sposób w jaki to zrobisz... zdam się na Twoją intuicję :)
PS. zmieniłam adres bloga na http://pasazerkowy.blogspot.com więc w razie zainteresowania moimi kolejnymi wypocinami trzeba mnie jeszcze raz dodać do obserwowanych, lubianych itp ;)
Usuńale, Ci zazdroszczę!! ;-) będę to powtarzać za każdym razem :P
OdpowiedzUsuńOczywiście jeśli chodzi o posty interesuje mnie wszystko! więc pisz o wszystkim;) już doczekać się nie mogę tych Amerykańskich postów;)
P.S- niestety nie zdążyłam na czas przelać pieniążków, z przyczyn finansowych.. a jak już chciałam się za to zabrać,to było zdecydowanie za późno..
Paula, wiem, widziałam. Może to nawet dobrze, bo bardzo bym się martwiła, że nie znajdę tego, co chcesz - w Waszyngtonie np. nie mieliśmy prawie wcale czasu wolnego, nie widziałam wypukłych magnesów... Przykro mi bardzo. Ale życzę Ci z całego serca, abyś wkrótce sama wybrała się do USA! Pozdrawiam.
UsuńWitaj znów w naszym cudownym, nadwiślańskim kraju! :D Cieszymy się, że powróciłaś cała i zdrowa i teraz możesz zdać nam niezwykle obszerną relację, jak to było w AMERYCE (słowo "Ameryce" czytaj z typowym amerykańskim akcentem). c:
OdpowiedzUsuńWspaniała przygoda, zazdroszczę ;) Co do tych świetnych chwil i słabych, to jeśli tych świetnych jest więcej, to znaczy, że wyjazd był udany, a te słabe niedługo przepadną w pamięci. Czekam na zdjęcia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Cieszymy się, że jesteś cała i zdrowa! Ciekawe jakie dziwne wpisy z google przekierowały innych do odwiedzenia Twojego bloga! :D Czekam na tą serię postów z utęsknieniem! :) Zazdroszczę takiego wyjazdu :) Sama chciałabym kiedyś odwiedzić USA, ale jeszcze długa droga przede mną :)
OdpowiedzUsuńja patrze a tu juz 4 posty z usa... ah a ja koncze dopiero Boliwie z maja (obrabiac fotki)... szok szybka jestes! to ze przygoda zycia to domyslam sie. dobrze ze cala i zrowa przyjechalas spowrotem. masa nadrabiania ale zdlona z ciebie bestia i dasz rade :*
OdpowiedzUsuńdzięki za słowa otuchy. :DD
UsuńBardzo ciekawie to zostało opisane.
OdpowiedzUsuń