Opowiem
Wam dziś o tym, jak płakałam. Jak narzekałam. Jak psioczyłam na
dwudziestokilometrowy spacer. Słowem opowiem Wam o mojej wyprawie nad Morskie
Oko.
Czy
jest w Polsce ktoś, kto nie słyszał o tym miejscu? To jeden z
najpopularniejszych turystycznych punktów na mapie polskich gór i jednocześnie
największe jezioro w Tatrach. Brzmi imponująco. Staw położony jest w naprawdę
pięknym miejscu, siedząc na kamieniach i mocząc stopy w wodzie, można podziwiać
najwyższe szczyty Tatr, w tym Rysy. Tylko że najpierw… trzeba się jakoś do tego
raju dostać. A droga prowadzi przez piekło.
Dwa
razy w życiu byłam nad Morskim Okiem. Pierwszy raz, mając może sześć lat, szłam
w sandałkach i obtarłam sobie stopy do krwi. Każdy krok sprawiał mi ból, więc
byliśmy skazani na powrót konikami. W trwające jeszcze wakacje powróciliśmy nad
Morskie Oko. Nie wyobrażacie sobie, jak ja się obawiałam tego "spaceru". Zdaję
sobie sprawę z mojej marnej kondycji . Bałam się, że zwyczajnie nie dam rady,
że zemdleję, że padnę. A w grę nie wchodziła podróż dorożką, nie wybaczyłabym
sobie męczenia zwierząt.
Na początku szłam dzielnie. Z czasem jednak
zaczęłam mieć problemy z oddychaniem i czułam, że ból rozsadza mi czaszkę. Nie
bolały mnie stopy, dokuczała mi jednak zmiana ciśnienia. Na pewno kojarzycie,
jak wygląda droga do Morskiego Oka, to asfaltowa trasa lekko pnąca się ku
górze. Niby nic strasznego, ale 10km w jedną stronę+zmiana
wysokości+beznadziejna kondycja+niemiłosierny upał sprawiły, że nie czułam się
zbyt dobrze (delikatnie mówiąc). Kryzys jednak pokonałam i do stawu dotarłam.
Widoki są niebiańskie. Promienie słońca pięknie odbijały się w krystalicznie
czystej wodzie, a szczyty tworzyły niesamowity krajobraz.
Powrót
był już zdecydowanie łatwiejszy. Szło się w dół
i mimo że po tych 20km bolały nas nogi, szczęśliwie i bezpiecznie
dotarliśmy do samochodu pozostawionego na przepełnionym parkingu.
Nieprzyjaznym
okiem patrzyliśmy na wszystkich, którzy zdecydowali się wjechać i zjechać
konikami. Jasne, niektóre z tych osób faktycznie mogły nie dać rady czy mieć
problemy z nogami, ale reszta to po prostu lenie i burżuje. Stać mnie, więc
jadę. A konie ledwo dychają. Są wychudzone, a upał przeszkadza im nie mniej niż
ludziom. Moja mama słyszała coś o wprowadzeniu hybryd, które miałyby ułatwić koniom
te wyprawy. Ale ja uważam, że powinno się zupełnie zrezygnować z takiego
wykorzystywania zwierząt.
Trasa
nad Morskie Oko nie jest trudna. Jest po prostu dość długa i wycieńczająca. Ale
nawet taki cienias jak ja zdołał ją pokonać. Widziałam całkiem sporo ludzi z
wózkami dziecięcymi, a nawet osoby niepełnosprawne. Więc da się. I naprawdę
warto. Zresztą, co to za satysfakcja w obie strony jechać końmi… Jeśli
nigdy nie byliście nad Morskim Okiem, serdecznie polecam Wam to miejsce. Tylko
weźcie ze sobą dużo wody i załóżcie wygodne buty. I przygotujcie się na długi
marsz. Trasa nie jest skomplikowana technicznie, ale weźcie pod uwagę to, że
pokonacie pewną różnicę wysokości i w obie strony przejdziecie ok. 20km. Podczas
schodzenia z Morskiego Oka powtarzałam sobie "Nigdy więcej. Widziałam to
bajeczne miejsce dwa razy w życiu, starczy." Ale jednocześnie bardzo chciałabym
pokazać Morskie Oko mojemu chłopakowi… Może trochę popracuję nad kondycją?
Garść
praktycznych informacji:
Na
drodze dojazdowej do Morskiego Oka często tworzą się korki. My utknęliśmy w
takowym na ponad godzinę. Auto należy zostawić na parkingu przy Palenicy Białczańskiej. Koszt to 25zł. Dojście do
stawu powinno zająć ok. 2,5h, natomiast zejście 2h. Trzeba zapłacić również za
wstęp do Tatrzańskiego Parku Narodowego (bilet normalny 5zł/bilet ulgowy
2,50zł).
Byliście
nad Morskim Okiem? Jak wrażenia?
Samych
bezpiecznych wypraw Wam życzę!
Sara
Nigdy tam nie byłam. i tak w sumie dotąd nie zastanawiałam się nad tym, żeby tam się wybrać. Ale jak przeczytałam Twój wpis i zobaczyłam te widoki to zapragnęłam tam być :-) Może uda mi się to kiedyś. Poza tym to byłaby fajna opcja na podróż poślubną ;)
OdpowiedzUsuń