Przywitały nas kwiaty kwitnącej
wiśni i pandusie. Później było już tylko lepiej. Wachlarze, kimono i… jeszcze
więcej pand. Brzmi jak sielanka? Wcale tak lekko nie było!
W warszawskim FunEscape możecie
spróbować wydostać się aż z dziewięciu pokoi. Trudno było nam wybrać jeden.
Ostatecznie padło na Mistrza Zen. Pokój miał dobre opinie i nie wydawał się
zbyt trudny.
Pracownicy FunEscape wywarli na
nas bardzo miłe wrażenie, widać, że to miejsce tworzone jest z pasją. Jedna z pań pracujących w FunEscape opowiedziała nam o Mistrzu Zen i służyła wszelką
pomocą. Gdy okazało się, że popsuliśmy coś w pokoju, ona przyszła i zrobiła
wszystko, byśmy bawili się dalej. Spodobało mi się takie podejście – być może
obsługa innych escape roomów olałaby nas i stwierdziła, że jakoś musimy sobie
poradzić.
Od razu Wam zdradzę, że z pokoju
Mistrz Zen udało nam się uwolnić, ale potrzebowaliśmy drobnego wsparcia. ;) Co
bardzo nam się podobało w tym escape roomie, to fakt, że liczba zagadek nie
przytłaczała. Kłódek było zaledwie kilka, a jeśli tylko dokładnie (naprawdę
dokładnie!) przeszukało się pokój, można było rozwiązać wszystkie zadania bez
czyjejś pomocy. Ja do tej pory nie mogę przestać się dziwić temu, że
odwiedziłam już tyle escape roomów, a nadal zdarza mi się coś przeoczyć. Cóż,
dalej muszę ćwiczyć spostrzegawczość. ;) Zagadki były bardzo przyjemne, a pokój
klimatycznie urządzony.
Czy pokój ten miał jakieś wady?
Mnie zdecydowanie nie przypadła do gustu forma podawania wskazówek. Musieliśmy
biegać do ekranu znajdującego się przy drzwiach, by przeczytać podawane nam
podpowiedzi. Straciliśmy na to trochę czasu. Chyba pozostaję zwolenniczką
interkomu, ewentualnie krótkofalówek. Poza tym pokój był dość ciemny, co dla
niektórych może być dużym minusem, ale dało się w nim funkcjonować. Widziałam
ciemniejsze escape roomy i nie chcę do nich wracać.
Mistrz Zen na pewno oczaruje
wszystkich miłośników Japonii oraz osoby, które dopiero zaczynają swoją
przygodę z pokojami ucieczek. Myślę, że możecie udać się do tego pokoju z
dziećmi. Na pewno nie zniechęci Was obsługa, bo była naprawdę pomocna. Jeśli
więc chcecie przenieść się chociaż na chwilę do Kraju Kwitnącej Wiśni,
wybierzcie się na ulicę Powsińską w Warszawie. Tylko uwaga, w Mistrzu Zen może Was irytować…
tykająca bomba. Dlatego musicie jak najszybciej ją rozbroić!
Była to nasza pierwsza wizyta w
FunEscape, ale myślę, że jeszcze wrócimy do tego miejsca. Cieszę się, że znów
mogliśmy bawić się w pokoju, który nie był stricte horrorowi-kryminalnym escape
roomem.
Chcielibyście wybrać się do
escape roomu w japońskim klimacie?
Pozdrawiam ciepło!
Sara
Byłam raz w escape roomie i bardzo mi się podobało! Ostatnio to dość modna rozrywka w firmach - dobrze integruje załogę ;)
OdpowiedzUsuńNapisałam u siebie post o Rydze! Jeśli masz ochotę skonfrontować swoje spostrzeżenia z moimi - serdecznie zapraszam! :)