Za dużo pracy. Nauki. Trzeba posprzątać. Ćwiczyć. Znowu posprzątać. Pracować. I jeszcze więcej pracować.
Trzeba też grać w gry
komputerowe, scrollować fejsa, bezmyślnie gapić się w telewizor i udawać, że
jesteśmy wiecznie zajęci. Jak w tym natłoku zajęć znaleźć
czas na czytanie? Co więcej – jak przeczytać 52 książki (albo i więcej) w rok
(albo i mniej)? Spieszę z pomocą. W końcu wypada
się spieszyć w tych czasach.
W styczniu postanowiłam, że przeczytam w obecnie trwającym 2017 roku 55 książek, tj.
o jedną więcej niż w roku ubiegłym. Szczerze mówiąc, średnio wierzyłam, że mi
się to uda. Studia, korepetycje, chłopak, blog, zajęcia z dzieciaczkami, portal
studencki, sezonowe prace… Zdecydowanie miałam co robić. Jak więc udało mi się
przeczytać 55 książek w nieco ponad 10 miesięcy? Też się nad tym zastanawiam.
Myślałam, myślałam i w końcu
chciane myśli przyszły. Kilkoma z nich podzielę się z Wami tutaj:
- czytałam to, co lubię i chcę. W
tym roku wyjątkowo przyłożyłam się do poszukiwania książek, z którymi chcę się
zapoznać. Przeglądałam katalogi Książnicy Kopernikańskiej, Biblioteki
Uniwersyteckiej, a nawet bibliotek warszawskich, pożyczałam lektury od
znajomych. Rzadko z kolei kupowałam książki. Nadal nie mogę dojść do siebie po
tym, jak w zeszłym roku zamówiłam powieść Ilony Łepkowskiej z myślą:
scenarzystka będzie w Toruniu. Trzeba przeczytać książkę przed spotkaniem.
Sytuacja miała miejsce w październiku zeszłego roku. Na spotkanie nie poszłam, powieści do tej pory
nie przeczytałam.
- nie ciągnęłam lektur bez sensu.
To znaczy – gdy coś mi się nie podobało, po prostu porzucałam daną książkę. Nie
dałam się też przekonać mojemu chłopakowi, że czytanie trzech książek naraz
jest zrozumiałe, w końcu raz ma się ochotę na tematykę wojenną, innym razem na
odmóżdżającą. W praktyce moje czytanie dwóch książek naraz wyglądało tak, że
zaczynałam czytać jedną powieść, nie spodobała mi się, więc zaczynałam inną. Do
tamtej już rzecz jasna nie wróciłam. Oczywiście nie oznacza to, że w tym roku
nie zetknęłam się z żadnymi słabszymi pozycjami. Przeważały jednak te
zapadające w pamięć.
- pociągi moim sprzymierzeńcem.
Podczas licznych godzin spędzonych w pociągach, samolotach, a nawet autokarach i
busach (!) sporo czytałam. Śmiałam się, że zaczynam książkę, jadąc do Warszawy,
a kończę, wracając ze stolicy. Przekonałam się także do czytania w autokarach i
busach (do tej pory rzadko robiłam to dłużej niż przez kilka minut, bo zwykle po tym czasie robiło mi się
niedobrze).
- nie ma co zmyślać, nie czytałam
tysiącstronicowych powieści. W sumie to niezbyt lubię takie tomiszcza. Wolę, gdy historia zamknięta jest w maksymalnie 400 stronach. Łatwiej się taką
książkę czyta, trzyma, nosi, trawi.
- według badań czytanie jest
jedną z najbardziej relaksujących i odstresowujących form spędzania czasu. Po
ciężkim dniu często wybierałam więc przeczytanie choć paru stron książki, a nie
granie w kulki.
- i na koniec ważne przemyślenie:
jeśli ktoś naprawdę lubi czytać i chce to robić, znajdzie na to czas. Dla mnie
czytanie książek było jednym z priorytetów. Wiedziałam, że przyniesie mi to
mnóstwo korzyści, poza tym motywował mnie postawiony cel. Często więc zamiast
sprawdzać po raz kolejny fejsa, sięgałam po książkę.
Podsumowując – jak czytać więcej?
Czytajcie to, co naprawdę Was
interesuje, nie traćcie czasu na gnioty, czytajcie, gdzie się da i ustalcie
priorytety.
Miłej lektury!
Sara
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za wszystkie miłe słowa, komplementy, ale także za rady i konstruktywną krytykę.
Thanks for all kind words, compliments but also for advice and constructive criticism.