Miałam rozsiewać na tym blogu
pozytywną energię. Miałam przekazywać Wam optymistyczne wiadomości. Dzisiaj to
chyba Wy musicie mnie poratować odrobiną uśmiechu. I ciepła! Bowiem nieproszony
gość dotarł i do mnie. Gdy zapukał do drzwi, nie chciałam mu otworzyć. W końcu,
owinięta w koc i z kubkiem gorącej herbaty w ręku, uchyliłam drzwi. Te prawie
wyrwały się z zawiasów – to przez zimny, przeszywający wiatr, który gość
przytargał ze sobą z dalekiej krainy.
Zdecydowałam się wyjść z domu.
Mimo iż do zimy jeszcze kilka tygodni, wyciągnęłam z szafy zimową kurtkę.
Wyglądałam jak kula śnieżna, chociaż śniegu na razie nie widać. Tego gość jeszcze
ze sobą nie przyniósł. A co można założyć na głowę? Oczywiście kapelusz! Kto
tam się będzie stroił w ciepłe, czapki, przecież nie ma mrozów… Kapelusz cudem
nie odleciał wraz z wiatrem, a przykrycie nim uszu było niemożliwe. Tak się
załatwiłam.
Siedzę więc w domu, nie mogąc odezwać
się ani słowem, nie mogąc nic skomentować, nawet głośno ponarzekać nie mogę,
no! Więc przelewam wszystko na ekran monitora. Głos odszedł i to przez
paskudnego gościa. Ból gardła ma niezłą towarzyszkę – gorączkę, a to wszystko
przyprawione jest zmęczeniem, przymuleniem i sennością.
Ale to nie jedyny problem, który
pojawił się przez gościa. Jakoś dziwnie zaczarował on dzień tak, że właściwie go
nie ma. A przynajmniej mnie nie dane jest go zauważyć. Kiedy wstaję – noc,
kiedy zerknę za okno – jakoś nadal noc, jem śniadanie – tylko gwiazd brakuje,
jem obiad – księżyc za oknem. Gdzie się podział dzień?
Gość sprawił, że stałam się
matematyczką. Nic, tylko ciągle liczę. Liczę, ile dni nie widziałam już słońca…Szesnaście?
Najwidoczniej zniknęło wraz z dniem.
Co jeszcze liczę? Warstwy.
Niestety, nie ciasta, bo z piekącym gardłem nic smacznego nie przełknę, a jeśli
już zdecyduję się na taki masochizm, będzie on okupiony niewyobrażalnym
cierpieniem. Liczę warstwy ubrań, które mam na sobie. Dwie warstwy i miejsce
przy kaloryferze? Trzy warstwy i kołdra? Nadal zimno, nadal przechodzą
człowieka dreszcze… A wesoły kumpel gościa, wiatr, gwiżdże i uderza w mury.
Zauważyłam też, że gość przynosi
ze sobą kiepskie liczby. Jest minimalistą, na termometrze coraz niższe
wartości, w dzienniku coraz niższe stopnie…
W czym jeszcze przeszkadza gość?
A no np. w robieniu zdjęć. Zabrał zdrowie, zabrał dzień, zabrał słońce, a
podarował… no właśnie, co? Wiatr, mgłę, deszcz, zimno, chmury i ponurą atmosferę
rodem z horrorów. I jak tu cokolwiek sfotografować?
Nie ma też już liści. To też gość
zabrał. Nici z sesji wśród złotych i czerwonych listków, pozostały już tylko
zgniłe kupki jakichś resztek.
Listopad. To on jest nieproszonym
gościem. Co roku opieram się, zamykam na cztery spusty, byleby go nie wpuścić
do swojego życia, proszę go, aby przeszedł bokiem. On zawsze mnie dopada.
Jak przetrwać listopad? Chcecie
stworzyć w komentarzach listę rzeczy, która pomoże mi nie popaść w totalne przygnębienie?
Sara
Saro nos i uszy do góry :) do końca listopada jeszcze tylko kilka dni. Za śniegiem nie będziesz tęsknić mając samochód i prawo jazdy. Nie będziesz chciała śniegu bo będzie się to wiązało z wymianą opon, a i tak łatwo można wpaść w poślizg. Moja mała chrześnica (lat 3), kiedy ma gorączkę zawsze powtarza, że wygoni ją do lasu. Katar i kaszel też. Więc proszę bardzo wziąć przykład z 3letniego dziecka i wygonić to całe paskudztwo do lasu, niech sobie tam zmarznie i zemrze ;)
OdpowiedzUsuńJa korzystam z tego, że dni są krótkie. Kiedy zapalam świeczki zapachowe nikt mi nie mówi, że jestem wariatką. Mogę stwierdzić, że oszczędzam prąd, czyż nie? :)
Przytulam cieplutko i życzę szybkiego powrotu do pełni sił.
PS. list dotarł, ślicznie dziękuję, odpiszę w najbliższym czasie :)
W sumie las mam niedaleko, praktycznie za oknem, więc może nie tak trudno będzie mi wygonić to choróbsko...
UsuńDzięki Aniu za ciepłe słowa!
Cieszę się, że list dotarł, z Pocztą Polską nigdy nic nie wiadomo.
Nie wiem jak nie wiem kiedy ale ostatnio zaczęłam lubić jesień i listopad. Lubię siedizeć w domu oglądać seriale i spać ;P
OdpowiedzUsuńJak masz czas to zajrzyj do mnie, odnawiam swojego bloga :)
Akurat seriali nie oglądam żadnych, za to dzisiaj połowę dnia przespałam xd Chociaż nie wydaje mi się, abym kiedykolwiek polubiła jesień!
UsuńPozdrawiam
Kochana mnie również w czasie choróbska dopadają takie chwile przygnębienia jednak głowa do góry. Gorąca herbata (najlepiej z miodem) ciepła kołderka, film lub książka i myślę, że twoja uwaga zostanie odwrócona od całej tej smutnej otoczki choroby :)
OdpowiedzUsuńZdrówka!
Dziękuję Justyna. Chyba jedyne, co mi pozostało, to nie myśleć o tym, co mnie boli :/
UsuńObejrzyj sobie zdjęcia z Włoch - na pewno poprawi Ci się humor :)
OdpowiedzUsuńDobry pomysł! Dzięki ;)
OdpowiedzUsuńA gdzie zdjęcia?
OdpowiedzUsuńGdy będzie na dworze -20, to będziesz z nostalgią wspominać listopad:)
O. Henry napisał opowiadanie "Ostatni liść". Opowiada ona o mężczyźnie chorym na gruźlicę. Zbliża się jesień, mężczyzna powoli traci nadzieję i chęć do życia. Poddając się losowi, postanawia, że umrze gdy z drzewa opadnie ostatni liść. A jednak ten liść nie opadł:) Chcesz wiedziec dlaczego? Przeczytaj opowiadanie :p
Nie ma zdjęć :( Jednak nie tylko z powodu pogody - ostatnio zepsuł mi się aparat. W następnych postach postaram się umieścić zdjęcia, chociażby pocztówek :) Darku, już wolę chyba -20 stopni i np. śnieg niż taką szarugę... Zaintrygowałeś mnie tym opowiadaniem! Chyba je gdzieś znajdę, co prawda stosik książek, które czekają na swoją kolej, cały czas rośnie, ale skoro już siedzę w domu i się kuruję, to może uda mi się jakieś zaległości czytelnicze nadrobić :)
UsuńWidzę że lubisz literaturę z myszką (1907).
UsuńNie znam polskiego tłumaczenie tego opowiadania ale w amerykańskim oryginale bohaterką jest młoda dziewczyna, która zachorowała na zaplenie płuc.
Opowiadanie jest krótkie, przeczytanie zajmuje paręnaście minut.
Moje krótkie streszczenie - opowiadanie o malarzu alkoholiku, który namalował arcydzieło, będące źródłem cudu.
http://www.pages.drexel.edu/~ina22/+270/$270-texts-last_leaf.html
Myślę, że pełna skrzynka pocztowa też poprawiłaby Ci nastój. Szybkiego powrotu do zdrowia życzę :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, Krystyno :) Masz rację co do tych pocztówek, w sumie to czekam teraz na kilka przesyłek, może coś dotrze w tym tygodniu i poprawi mi humor?
Usuńna szczęście powoli się kończy :P
OdpowiedzUsuń_______________________________
sprawdź jak przywołuję lato na
WWW.JUSTYNAPOLSKA.BLOGSPOT.COM
+ zniżka dla każdego z was
Ooo jak ja Ciebie rozumiem, z tym że u mnie na listopadzie się nie kończy. W moim przypadku poprawa następuje wraz z nadejściem wiosny :) A jak ten szary okres przetrwac? Chyba tylko odliczając dni, z pomocą kubka dobrej herbaty (ja w tym czasie preferuje herbaty świąteczne, korzenne), dobrej ksiązki, ciepłego koca, filmów o ciepłych miejscach (najlepiej takich z błękitną wodą i palmami) i mocnych żarówek ;) A przede wszystkim spędzać czas z najbliższymi przyjaciółmi - tak najłątwiej to przetrwać. A! i mylisz się, jeżeli myślisz, że fotografowanie o tej porze roku nie daje frajdy...no może jedynie nie jest to tak przyjemne jak wiosną czy latem.
OdpowiedzUsuńUwielbiam wszystko co korzenne, cynamonowe, imbirowe, piernikowe! :) Listopad jest według mnie najgorszy, bo ponury, dni są krótkie. Od końca grudnia stają się coraz dłuższe, więc jest jakiś plus kolejnych miesięcy. Choć i tak najbardziej lubię wiosnę i lato, jestem ciepłolubna. Mnie zdjęcia robione w pochmurny dzień podobają się zdecydowanie mniej niż ujęcia ze słonecznego okresu. Można by w sumie powiedzieć, że fotografie wykonane jesienią mają swój klimat... Ale i tak wolę letnie czy wiosenne zdjęcia :)
UsuńTeż nie lubię listopada, ale to dobry moment na herbatkę, dobry film i jakąś robótkę do rąk, wypisywanie pocztówek, książkę, czyli to co zwykle, ale bez "wyrzutów sumienia", że marnuje się pogodę nie wychodząc z domu ;)
OdpowiedzUsuńO, widzę, że to nie tylko mnie dopadł Złowieszczy Listopad i brak jakiejkolwiek chęci do życia. No cóż, chyba zostaje tylko opatulić się grubym kocem i zaklinać, by sobie poszedł - jeszcze tylko tydzień i może nieco przyjemniejszy grudzień (i prawie trzy tygodnie wolnego)! :)
OdpowiedzUsuńJa też nie lubię listopada <33 ale już coraz bliżej święta :)
OdpowiedzUsuńZdrówka! Jestem pod wrażeniem, że zdołałaś dotrzeć na Ligę :)
OdpowiedzUsuńP.
oj Sara zdrowia Ci zycze :D ja nie narzekam na listopad, jego pierwsza polowa szybko zleciala a druga jest fajna bo w wiedniu juz zimowa atmosfera. kubek cieplej herbaty zalanej do nowego czajnika i juz :)
OdpowiedzUsuńtrzymam kciuki za Twoje wstretne chorobsko, niech se idzie szybko :*