Polka, Karolina Styczyńska, nie tylko zawodowo gra w shogi. Została również bohaterką anime! O realizacji marzeń i japońskich grach opowiedziała mi w krótkim wywiadzie.
Jak zaczęło się Pani zamiłowanie do gry w shogi?
Od dziecka lubiłam grać w szachy.
W wieku 16 lat zaczęłam czytać japoński komiks "Naruto". Znalazłam tam obrazek
pokazujący tajemnicze shogi z podpisem "japońskie szachy". Zainteresowałam się,
czym różnią się one od tych znanych w Polsce i znalazłam zasady w Internecie. Niedługo
potem wciągnęłam się w grę.
Została Pani pierwszą profesjonalną zawodniczką shogi, która nie
pochodzi z Japonii. Jak wyglądała Pani droga do zostania mistrzynią w tej grze?
W 2011 roku zostałam zaproszona
do Japonii, żeby zobaczyć, jak wygląda świat shogi. Rok później wzięłam udział –
jako gracz z zagranicy - w turnieju Joryu Ouza. Udało mi się wówczas wygrać z
profesjonalistką. W 2013 roku przeprowadziłam się do Japonii i zakwalifikowałam
się do "szkoły shogi" Kenshukai, gdzie walczyłam o awans. Dwa lata później zrealizowałam
swój cel – zostałam profesjonalistką Joryu 3 kyu. Kolejny krok był dość ważny.
Przez dwa lata musiałam awansować na Joryu 2 kyu albo nici z kontynuowania gry jako
pro. Udało mi się to w 2017 roku. Ale szczerze mówiąc, do bycia mistrzem bardzo
mi daleko, jestem jednak zawodowcem żyjącym z gry w shogi.
W warszawskim Muzeum Azji i Pacyfiku otwarto niedawno wystawę "Zabawa z kulturą. Tradycyjne zabawy i gry Azji". W jakie azjatyckie gry, poza shogi,
lubi Pani grać?
Sama promowałam gry japońskie,
będąc w Warszawie. Poza shogi grywam w go. Uwielbiam gry i jeśli chodzi o te
pochodzące z Azji próbowałam naprawdę wielu: xiangqi, kendamy, ayatori,
mahjong... Jeśli trafi mi się przeciwnik, to lubię sobie przypomnieć, jak się
gra w go i xiangqi. Ale większość czasu poświęcam na shogi.
Na co dzień mieszka Pani w Tokio. Czy zdarza się jednak grać Pani w
polskie planszówki lub gry?
Jeszcze w zeszłym miesiącu
mieszkałam w prefekturze Yamanashi. Nie miałam wówczas styczności z Polakami
lub polskimi grami. Mam nadzieję, że teraz, po przeprowadzce do Tokio, to się
zmieni. Pamiętam, że jako upominek z Polski przywiozłam znajomej Japonce grę "Farmer".
Prowadzi Pani stronę internetową na temat shogi. Czy to gra dla
każdego? Czy wymaga jakichś specjalnych umiejętności?
Uważam, że jedyne, co jest
potrzebne do gry w shogi, to determinacja do nauki oraz dobry nauczyciel. W
shogi używa się znaczków chińskich, ale np. na moim kursie na stronie
shogi.pl, w celu nauki zasad, omijamy chińskie znaczki i używamy symboli
podobnych do szachów. Shogi i szachy mają te same korzenie, a zatem osoby
znające szachy znajdą wiele podobieństw. Chociaż są i znaczące różnice: w shogi
figury nie giną. Znajomość szachów może zarówno pomóc, jak i przeszkodzić. Ale tak naprawdę, każdy
może zacząć grę w shogi.
Jest Pani bohaterką krótkometrażowego filmu anime "Susume Karolina". Jakie to uczucie oglądać
postać, której było się pierwowzorem, na ekranie?
To dziwne, ale jednocześnie miłe
uczucie. Mogę się pośmiać sama z siebie. Mam też nadzieję, że może ktoś,
oglądając moją historię opowiedzianą za pomocą anime, zostanie zainspirowany do
podążania za swoim marzeniem. Tak jak ja zostałam niegdyś zainspirowana przez
mangę.
Jak ocenia Pani różnicę w podejściu Polaków i Japończyków do gier?
Gdzie obecna jest większa chęć rywalizacji?
Dobre pytanie, nie zastanawiałam
się nad tym. Niestety nie można generalizować. To zależy od charakteru. Ambitne
dzieci są i w Polsce, i w Japonii. Silni gracze na świecie mają wspólną cechę –
nie lubią przegrywać. Oczywiście, profesjonaliści żyją z rywalizacji. Taki już
jest ten zawód.
To co, zachęceni do tego, by pograć w japońskie gry? Nie musicie lecieć aż do Kraju Kwitnącej Wiśni - możecie to zrobić chociażby w Muzeum Azji i Pacyfiku w Warszawie. A jeśli interesują Was zasady gry w shogi, znajdziecie je na stronie shogi.pl.
Sara
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za wszystkie miłe słowa, komplementy, ale także za rady i konstruktywną krytykę.
Thanks for all kind words, compliments but also for advice and constructive criticism.