Najlepsze muzeum? Takie, w którym
eksponaty można dotykać, przekręcać i po prostu… bawić się nimi! W Muzeum Azji i Pacyfiku właśnie otwarto nową wystawę "Zabawa z kulturą. Tradycyjne zabawy i
gry Azji".
Do Muzeum Azji i Pacyfiku
wybraliśmy się z Maćkiem po raz pierwszy. To nieduża placówka znajdująca się
nieopodal Mostu Poniatowskiego, przy ul. Solec w Warszawie. Wstęp na wystawy jest
bezpłatny.
Ekspozycja "Zabawa z kulturą.
Tradycyjne zabawy i gry Azji" składa się z kilkunastu stanowisk. Zaprezentowano
na niej zarówno zabawki np. bączki, piłki czy grzechotki, jak i tradycyjne planszówki.
Co najlepsze – można usiąść i w nie zagrać! Do wyboru mamy gry, których nazwy
pewnie obiły Wam się o uszy – chociażby Chińczyka – ale i planszówki ze Sri
Lanki czy Indonezji, o których prawdopodobnie nigdy nie słyszeliście. Żałuję,
że w muzeum byliśmy tak krótko – koniecznie musimy tam wrócić i spróbować
rozegrać partyjkę w każdą z dostępnych gier. Wystawę można oglądać (i nie tylko
oglądać!) do końca września. Więc jeśli nie macie jeszcze planów na wakacje w Warszawie, to podrzucam Wam propozycję.
Pierwszą grą, którą napotkacie na
swojej drodze po przekroczeniu progi sali, są… klasy! Okazuje się, że to wcale
nie jest polska zabawa. Gdy Maciek sobie skakał, ja próbowałam swoich sił w
układaniu figur ze sznurka, co skończyło się, hm, dość szybko, bo moje
umiejętności manualne są raczej na dość mizernym poziomie. Stąd moja zrezygnowana mina.
Na wystawie zaprezentowano również zabawę w kamienie. Zasady są proste – wystarczy
podrzucić kamień albo inny przedmiot i w czasie jego lotu, chwycić z ziemi
kolejną rzecz. W Azji używa się do tej gry kamieni, ale też np. gustownych,
materiałowych króliczków. O ile reguły gry są banalne, to ona sama w sobie nie
jest wcale taka prosta… ;)
Na wystawie znalazło się też dość
popularne Go – przyznaję, że ja sama nigdy w to nie grałam. W muzeum można było rozegrać partyjkę m.in. w grę Congklak z Indonezji. O ile
rekwizyty wyglądają jak fasolki, o tyle nie przypomina to w ogóle znanej w
Polsce karcianki pn. "Fasolki". Do gry w Congklak mogą przystąpić dwie osoby.
Każda z nich ma do dyspozycji siedem dołków + jeden duży, zwany sercem. Do każdego z
siedmiu dołków gracz wkłada po siedem kamieni. Rozpoczynający grę wybiera wszystkie
kamyczki/fasolki/whatever z jednego z dołków i rozsiewa po jednym kamyczku do kolejnych
otworów – zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Po rozdysponowaniu wszystkich
kamieni gracz ponawia ruch – wyjmuje wszystkie kamyki z dołka, na którym
zakończył poprzedni ruch. I tak w kółko. Zmiana graczy następuje w dwóch
przypadkach. Nie będę Wam jednak opisywać zasad całej gry – musicie po prostu
udać się na wystawę i spróbować w nią zagrać! Samo czytanie o regułach rzadko
kiedy daje dobre efekty. :D
Można było zagrać również w
warcaby ze Sri Lanki, zwane Dam. Mają one więcej pól i pionków niż warcaby
znane w naszym kraju. Mnie zainteresowała gra z Indii – Baggi Bagga. Pionki ustawia się na planszy przypominającej kształtem klepsydrę. Celem gry jest zbicie jak największej liczby pionków przeciwnika.
Być może część z Was słyszała o
tangramie – to logiczna układanka, pochodząca z Chin. Z siedmiu płaskich
elementów o różnych kształtach należy ułożyć jakąś postać itp. I znów – może się
to wydawać banalne, jednak wymaga logicznego myślenia i wyobraźni. W układanie tych oryginalnych "puzzli" możecie się pobawić w muzeum.
Na wystawie zagraliśmy też z
Maćkiem w bączki i zbłaźniliśmy się, próbując trików z Kendamą. To japońska zabawka
składająca się z kulki i drewnianego uchwytu, który nieco przypomina młotek. W
czym tkwi trudność? Należy tak podrzucać i manewrować zabawką, aby kulka wpadła
na młotek, a nie zwisała smętnie. Przy okazji można sobie nabić siniaka.
Jestem pewna, że wrócimy na tę
wystawę, by zgłębić tajniki azjatyckich gier. Wam również bardzo to
polecam! Super jest dowiedzieć się, w co grają mieszkańcy innego kontynentu i
jednocześnie przekonać się, że wcale nie różnimy się tak bardzo od siebie,
jeśli chodzi o chęć rozrywki i zabawy. "Tradycyjne zabawy i gry Azji" to nie jedyna wystawa w Muzeum Azji i Pacyfiku. Ale o pozostałych ekspozycjach opowiem Wam w innym poście.
Sara
Klasy nie są polską grą, ale to nie oznacza, że dotarły do nas aż z Azji :P dzieci na całym świecie są równie kreatywne i prawie cała planeta umie się bawić w chowanego, gonionego i klasy :P
OdpowiedzUsuńA skąd dotarły? :) Swoją drogą jest taka opcja w dodawaniu komentarzy jak "nazwa". Warto tam wpisać swoje imię, zawsze jest mi wtedy milej i czuję większy szacunek ze strony komentującego, gdy zechce się przedstawić (jeśli nie posiada bloga).
UsuńEuropejskie korzenie gry w klasy prowadzą do starożytnego Rzymu.
UsuńCo ciekawe gra ma różne nazwy w różnych krajach.
W niemieckojęzycznych krajach to 'niebo-piekło (Himmel und Hölle), we Francji to 'ślimak' (escargot) a w UK to 'skakanie przez kreski' (hopscotch).
Ta wystawa to świetna opcja dla mnie. Jako ogromna milosniczka gier planszowych i nie tylko, czulabym się tam jak w raju. Gdyby nie to, że do Warszawy muszę jechać ponad cztery godziny sanochodem, już wiedzialabym gdzie spędzić majówkę :)
OdpowiedzUsuń