Wydaje mi się, że Polacy nie wiedzą, czym jest prawdziwy jarmark bożonarodzeniowy. Nie wiedzą, dopóki nie zobaczą tego we Wrocławiu.
Tradycja jarmarków świątecznych jest obecna przede wszystkim na Zachodzie Europy, w Niemczech czy w Austrii. Tam w jednym mieście działa nawet kilka jarmarków jednocześnie. W Polsce tymczasem próbuje się tę tradycję wprowadzić w życie… Z różnym skutkiem. W Toruniu na starówce znajduje się coś, co nazywa się jarmarkiem bożonarodzeniowym, ale w praktyce to zaledwie kilkanaście straganów, karuzela dla dzieci i… tyle. Wątpię, by turyści specjalnie przyjeżdżali z innego miasta, by zobaczyć ten jarmark, a jeśli planują to zrobić, to odradzam. Jedźcie lepiej do Wrocławia.
O jarmarku w stolicy województwa dolnośląskiego dowiedziałam się zupełnie przypadkiem – opowiadałam koleżance o tym, że z mamą w długi, listopadowy weekend chciałyśmy gdzieś lecieć, ale w końcu chyba wybierzemy się do Afrykarium we Wrocławiu. Wtedy ona doradziła mi, by zaczekać, aż otworzy się słynny jarmark. Tak też zrobiłyśmy i na wycieczkę do Wrocławia udałyśmy się w miniony weekend.
Jarmark bożonarodzeniowy we Wrocławiu jest po prostu ogromny. 7 grudnia, dzień po mikołajkach, był tak zatłoczony, że przypominał mi toruński festiwal światła, który rocznie odwiedza 400 tys. osób. Jednak mimo konieczności przepychania się między straganami przez cały pobyt towarzyszył nam świetny humor.
Jarmark to oczywiście przede wszystkim stragany. Co można na nich kupić? Zacznijmy od jedzenia. Na wrocławskim jarmarku bożonarodzeniowym można było skosztować zarówno kasztanów, węgierskich langoszy i francuskich naleśników, jak i tradycyjnych polskich pierogów, bigosu czy żurku. Nie brakowało również stoisk ze słodkościami – były lizaki, pierniki, wata cukrowa w wiadrach oraz gofry. Dużą popularnością cieszyły się hiszpańskie churros z czekoladą. My z mamą zaczęłyśmy od lepiącej się od miodu baklawy – była dostępna w różnych smakach. Później ogrzałyśmy się czekoladą i grzańcem. Napoje otrzymywało się w specjalnie zaprojektowanych świątecznych kubkach. Można je było zabrać do domu albo zwrócić, wówczas oddawano 15 zł kaucji. Pod koniec spaceru po jarmarku zjadłyśmy langosze, czyli drożdżowe placki smażone na głębokim tłuszczu. Mama zdecydowała się na wersję wytrawną, ze śmietaną, serem i czosnkiem, ja zaś postawiłam na słodki zestaw z jabłkiem i cynamonem. Do niektórych stoisk ustawiały się kolejki, ale my nie czekałyśmy w żadnej dłużej niż kilka minut.
Na straganach można było, oprócz jedzenia, zakupić również ozdoby świąteczne oraz różnego rodzaju gadżety – począwszy od torebek, poprzez ciepłe kapcie i czapki, skończywszy na biżuterii. Część stoisk była pełna maskotek, inna – naturalnych mydełek. Jeśli ktoś chciał, na jarmarku mógł się zaopatrzyć w prezenty dla całej rodziny. Czy w dobrych cenach? Nie wydaje mi się. ;)
Jednak jarmark bożonarodzeniowy to nie tylko handel, lecz również zabawa. Ze sceny płynęły świąteczne piosenki i kolędy. Dzieciaki mogły pobawić się na karuzeli albo pojeździć na kolejce górskiej. W Bajkowym Lasku przygotowano dla nich specjalne punkty, w których można było wysłuchać znanych baśni i zobaczyć miniscenki. Choć mnie lalki grające królewny trochę przerażały.
Cały Rynek we Wrocławiu był przystrojony świątecznym ozdobami. Można je było podziwiać ze specjalnych tarasów widokowych. W sumie na jarmarku spędziłyśmy dwie godziny. Byłyśmy bardzo zaskoczone jego rozmiarem. Nie spodziewałyśmy się aż takiego rozmachu i piękna. Jarmark we Wrocławiu można odwiedzać do końca grudnia.
Dajcie znać, jak tam jarmarki bożonarodzeniowe w Waszych miastach!
Sara
Na pewno gdzieś się minęłyśmy - także byliśmy wypić wino, zjeść coś dobrego i spędzić czas wspólnie. Polskie jarmarki (prócz tego we Wrocławiu)są słabe. Najpiękniejsze, na jakich byłam odbywały się w Niemczech. Jednak ten we Wrocławiu jest całkiem, całkiem. Przeraża mnie w takich miejscach liczba osób i trochę nieodpowiedzialność niektórych rodziców, którzy w ten cały ogromny spęd ludzi przyjeżdżają z noworodkami w wózkach lub z małymi dziećmi, które naprawdę łatwo zgubić. No, ale to już indywidualna sprawa :)
OdpowiedzUsuńŁadna choinka :)
OdpowiedzUsuńPoczątki jarmarku bożonarodzeniowego we Wrocławiu były bardzo skromne, kilkanaście budek na Świdnickiej pomiędzy rynkiem a przejściem podziemnym. Dopiero po paru latach dotarło do władz miasta, że zamiast zdzierać skórę z chętnych na postawienie swojego stoiska na jarmarku trzeba obniżyć opłaty bo więcej stoisk oznacza większą atrakcyjność jarmarku, a dzięki temu większe pieniądze wpłyna do kasy miejskiej od gości na jarmarku.
OdpowiedzUsuńNa jarmarku w Warszawie niedawno był pożar. Mnie jarmarki raczej mało interesują, np. na tym w Gdańsku 90 proc. stoisk to gastronomiczne, jak ktoś nie lubi grzanego wina, to nie ma czego szukać. Wrocław zaś wygląda pięknie i kiedy jest jarmark, i kiedy go nie ma :)
OdpowiedzUsuńja lubię jarmarki tematyczne połączone z jakąś rozrywką, nie tylko takie na której można kupić rękodzieło, ozdoby i jedzenie, ale też zostać na dłużej, może nie na Boże Narodzenie, ale na wiosenne i letnie jarmarki wynajmuje się karuzele, kolejki, dmuchane tory przeszkód, które moim zdaniem przyciągają dużo osób i wydłużają czas spędzony na jarmarku :)
OdpowiedzUsuń