Kwiecień plecień co przeplata – trochę niespodzianek, ogrom radości,
odrobina smutku i szczypta strachu.
Moje trzy ulubione kwietniowe wydarzenia
Muszę od tego zacząć. Mój chłopak
wydał książkę! To pierwsza w Polsce biografia zespołu The Smiths. Kwiecień
upłynął na spotkaniach autorskich (których jeszcze nie koniec!), wywiadach (te
również jeszcze się pojawią) oraz promocji książki. Nie mogłam jej nie
przeczytać. Powiem Wam szczerze, że historia Maćka, moja i The Smiths jest
trochę jak z filmu. The Smiths to ukochany zespół mojego chłopaka.
Pokochał ich tak bardzo, że postanowił wydać o nich książkę. Tymczasem ja, poznając
Maćka, nie miałam pojęcia o istnieniu tej grupy. Co więcej, gdy po raz pierwszy
usłyszałam ich muzykę, miałam ochotę zatkać uszy. Przez ponad półtora roku
związku z Maćkiem nie chciałam słuchać The Smiths. Wydawało mi się, że to
okropne smęty. Dopiero książka skłoniła mnie do tego, by jednak poznać ten
zespół. I gdy przyzwyczaiłam się już do głosu Morrisseya, wokalisty, i
odkryłam, że The Smiths to coś więcej niż pełne rozpaczy utwory, przekonałam
się. Teraz słucham The Smiths z własnej woli.
Kolejnym ważnym kwietniowym
wydarzeniem było dla mnie przeprowadzenie wywiadu z panią Aldoną Mackiewicz,
właścicielką toruńskiego antykwariatu. Przyznaję, że byłam bardzo ciekawa, jak
funkcjonuje antykwariat, kto w nim kupuje i czy to się w ogóle opłaca. Rozmowę
wspominam bardzo miło. Możecie ją przeczytać tutaj.
W ulubionych wydarzeniach
kwietnia muszę umieścić również skreślenie kolejnego punktu z mojej listy celów na rok 2018. Przesłuchałam 30 albumów. Było to dla mnie wyzwanie, gdyż zwykle
nie słucham płyt w całości. Ale polecam takie doświadczenie każdemu, można
odkryć niektórych wykonawców na nowo i przede wszystkim lepiej ich poznać. O
albumach, które przesłuchałam w ostatnich miesiącach, przygotuję osobny post.
Trzy kwietniowe niespodzianki
Kwiecień rozpoczęła Wielkanoc, a
wraz z nią drobne upominki. Jakie było moje zaskoczenie, gdy, oprócz plecaka,
zobaczyłam dysk przenośny. Męczyłam tatę o jego kupno przez dłuższy czas,
jednak ciągle słyszałam, że jeszcze musi coś sprawdzić. Nie domyśliłam się,
że dysk już dawno jest kupiony. Po ostatniej awarii komputera stwierdziłam, że
taki dysk to coś niezbędnego – nie chciałam utracić tysięcy zdjęć.
Siedziałam sobie na kwietniowej,
nudnej psychosomatyce. A może to była psychiatria. Zerkałam na Instagrama, a tam
moje zdjęcie polubiła sama Regina Brett, autorka bestsellerów. Czytałam jej książki i uwielbiam je. To miłe, że pisarka znajduje na Instagramie zdjęcia
swoich czytelników.
Nie tylko lubię być zaskakiwana –
wielką radość sprawia mi również robienie niespodzianek. W kwietniu wraz z
Maćkiem zaskoczyliśmy Anię, pojawiając się na jej spacerze. Ania spełniła swoje
marzenie, została przewodniczką po Warszawie. Bardzo chcieliśmy zobaczyć ją w
akcji. Nie wspominaliśmy Ani, że zjawimy się na prowadzonym przez nią spacerze.
Mamy nadzieję, że nasza obecność dodała jej otuchy. Więcej o wycieczce przygotowanej przez Anię pisałam w poprzednim poście.
Trzy nowe kwietniowe doświadczenia
W minionym miesiącu po raz
pierwszy odwiedziłam kocią kawiarnię. Od dawna chciałam to zrobić, jednak
zwykle nie było miejsc. Tym razem postanowiliśmy z Maćkiem po prostu cierpliwie
poczekać, aż coś się zwolni. W Miau Cafe w Warszawie obowiązują specjalne
zasady – nie mogą tam chociażby przebywać dzieci poniżej 14. roku życia. Koty
swobodnie przechadzają się po pomieszczeniu. Chociaż żaden nie był zbyt chętny
do pieszczot, my nie chcieliśmy też męczyć zwierząt, więc po prostu je obserwowaliśmy.
Nie byłam jednak zachwycona tym miejscem. Było tam duszno, tłoczno, dość
ciemno, więc trudno było sfotografować kotki. Odniosłam wrażenie, że panuje tam
taka sztywna atmosfera.
Za to o wiele lepiej wspominam
pierwszą wizytę w Muzeum Azji i Pacyfiku. Z Maćkiem nie spędziliśmy w nim zbyt
dużo czasu, ale i tak bardzo dobrze się bawiliśmy. W warszawskim muzeum możecie
pograć w różne gry i planszówki pochodzące z Azji. Więcej o wizycie w tym
miejscu pisałam tutaj.
W kwietniu po raz drugi w życiu
wybrałam się na masaż, ale po raz pierwszy na tak długi, godzinny. Masaż
chodził za mną od dłuższego czasu. Ze względu na okropnie niewygodne ławy na
naszym wydziale z epoki średniowiecza bardzo bolały mnie plecy. Masaż trochę
pomógł na te dolegliwości.
Trzy kwietniowe smutki i stresy
Nie prowadzę życia rodem z
Instagrama i czasami zdarzają się w nim gorsze, stresujące albo nieco
przygnębiające momenty. Jednym z tych generujących stres był kwietniowy
egzamin. Raczej go zdam, ale odbywał się on w dniu, w którym moją główną myślą
było to, czy zdążę na pociąg i spotkanie autorskie Maćka (zdążyłam). Poza
tym tylko ja mogłam być takim nieogarem, żeby zamiast – jak w instrukcji –
zaznaczyć wszystkie odpowiedzi krzyżykiem, otoczyć każdą kółkiem. Na szczęście
wystarczyła odpowiednia adnotacja.
Przez połowę kwietnia
zamartwiałam się tym, że czeka mnie wizyta w szpitalu psychiatrycznym. Nie, nie
jako pacjentka. Studenci psychologii mogą uczestniczyć w omawianiu przypadków
klinicznych. Ze względu na tajemnicę zawodową, która obowiązuje również studentów,
nie mogę Wam opisać, jakie schorzenia zobaczyłam i o jakich chorobach
słuchałam. Było to jednak bardzo przygnębiające doświadczenie, miałam ochotę
przytulić wszystkie cierpiące dzieci. Ta wizyta utwierdziła mnie w tym, że w
przyszłości nie chcę pracować jako psycholog kliniczny i mieć na co dzień do
czynienia ze schizofrenią, anoreksją czy zaburzeniami afektywnymi.
Pozostając w klimacie medycznym - w kwietniu dobiła mnie wizyta u endokrynologa. Jakiś czas temu
wspominałam Wam o moich problemach z tarczycą. Okazało się, że jest poważniej
niż myślałam. Przejęłam się bardzo słowami pani doktor, jednak staram się nie
martwić. I po prostu żyć dalej i czekać na to, co da leczenie.
Kochani, jaki był dla Was kwiecień?
Co będziecie wspominać?
Sara
Dużo się u Ciebie działo. Przede wszystkim gratulacje dla chłopaka. Wydanie książki to niemałe osiągnięcie. Powiem szczerze, że nie znam tego zespołu.
OdpowiedzUsuńMój kwiecień upłynął szybko, większość tego czasu, w pracy (ach, chciałabym wrócić na studia) ale był też wypad w góry z mężem z okazji drugiej rocznicy ślubu, więc coś innego. No i oczywiście duża aktywność na dworze, młoda coraz starsza, niedługo dwa lata, nie chce siedzieć w domu. Pozdrawiam :)
Lubię momenty, kiedy nasze marzenia stają się rzeczywistością. Gratuluję Maćkowi wydania pierwszej książki. Spotkanie promocyjne (mimo iż nie słyszałam nigdy o The Smiths to od tamtej pory trochę się do wiedziałam). W ogóle napisanie książki to coś niesamowitego. Marzę o napisaniu swojej - powieści lub przewodnika po moim mieście.
OdpowiedzUsuńBardzo dobry wpis. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń