sobota, 11 stycznia 2020

Problemy z tanimi liniami, czyli dlaczego od dawna nie kupiłam żadnych biletów



Przez kilka miesięcy nie kupiłam żadnych biletów lotniczych. Dramat, co nie? Dzisiaj czas na historię "od miłości do nienawiści", czyli moje perypetie z tanimi liniami.

Bardzo chciałam gdzieś lecieć w lutym. Pojawiły się jednak pewne problemy…
Zacznijmy od tego, że niestety wybór miast, do których można dolecieć z Polski, się kurczy. Niby tanie linie otwierają co rusz nowe kierunki, ale... zamykają inne. A jak już uruchamiają nowe destynacje to albo są to miejsca, w których już byłam, albo takie, które niezbyt mnie interesują. 24 stolice europejskie za mną i naprawdę trudno jest znaleźć bezpośredni lot Ryanairem i Wizz Airem z Polski do miejsca, w którym nie byłam, w którym w lutym jest powyżej 10 stopni i do którego chciałabym polecieć. Co więcej, wiele tras jest nieczynnych zimą – w szczególności te, które akurat mogłyby mnie zaciekawić...

Kolejny problem to godziny lotów. Mieszkam pod Toruniem, do najbliższego lotniska mam więc minimum 2-3 godziny drogi. Na lotnisku wypada być choć godzinę wcześniej. Niestety, jestem cieniasem i nie jeżdżę samochodem na tak dalekie dystanse. Pozostaje więc jedynie autobus i pociąg. Rozkłady nie są zbyt przyjazne. Dla przykładu – jeśli lot z Modlina jest o 12, muszę wyjechać o 2 z Torunia, by zdążyć. Zabawne, prawda? Tylko jakoś nie chce mi się śmiać. A tym bardziej zarywać nocki. Godziny lotów potrafią być sporym utrudnieniem. Np. do Kopenhagi z Gdańska można dolecieć za 19 zł. Samolot startuje jednak o 6:50… Nawet gdybym wynajęła nocleg niedaleko lotniska, co wcale nie jest takie łatwe, musiałabym wstać pewnie po 4.

Podobnie godziny lądowań -  zarówno te za granicą, jak i w Polsce, potrafią nieźle dać w kość i zniechęcić do zakupu biletów. Kiedy widzę, że samolot dociera do innego kraju w środku nocy, od razu zadaję sobie pytanie, czy będzie możliwość dojechania do hotelu czy apartamentu – najczęściej jedyną (i drogą) opcją pozostaje taksówka. Niektórzy wynajmujący żądają dodatkowej opłaty za późne zameldowanie.

Z przylotem do Polski w nocy również są problemy, bo zwykle nie ma już jak wrócić do Torunia. Musiałybyśmy więc zapłacić za nocleg w innym mieście.

Kolejnym kłopotem, który pojawił się, gdy już-już wydawało mi się, że oto znalazłam bilety w dobrej cenie, był wzrost ceny za bagaż podręczny. Pamiętam, gdy za walizeczkę nie płaciło się nic (to były czasy!), później opłata w Ryanairze i Wizz Airze wynosiła symboliczne kilkanaście złotych. Teraz trzeba zapłacić nawet 100 zł! Często więc cena jest wyższa niż… koszt samego bilet. A powiem Wam, że nie wyobrażam sobie podróży wyłącznie z małym plecakiem (który można zabrać za darmo). Zwykle staram się ograniczyć rzeczy, które biorę ze sobą na wycieczkę, ale są takie, których po prostu nie mogę nie wziąć jak klapki pod prysznic czy aparat. Poza tym z mamą zwykle pakujemy jedzenie, lekarstwa, jakieś kosmetyki, ubrania na zmianę. Zmieszczenie się w mały plecak nie wchodzi w grę. Podziwiam osoby, którym się to udaje, coś mi się zdaje, że mają one nieco inne osobowości. ;)

Po tym wszystkim stwierdziłam, że obrażam się na tanie linie i biletów nie kupiłam. Jednak nie mogłam gniewać się zbyt długo, bo tanie linie – nawet z okropnie drogimi walizkami – nadal pozostają tańsze od tych tradycyjnych. Uznałam, że kupię te bilety.

I wtedy ogłoszono wojnę. No, prawie. Upatrzyłam sobie bowiem bilety do Izraela. Znalazła je moja dzielna mama, która nie denerwuje się na tanie linie tak jak ja. Cena bardzo spoko, godziny lotów – również. Wszystko grało, tylko że nagle zabito Sulejmaniego i zaczęto grozić Izraelowi. I my wtedy trochę zwątpiłyśmy. Najpierw tłumaczyłyśmy sobie, że to pewnie tylko takie słowa rzucane na wiatr, że w Izraelu jest bezpiecznie. Ale gdy "przez przypadek" zestrzelono samolot, a ja w Internecie natykałam się na nagłówki ze słowami "zbombardujemy Hajfę", odpuściłyśmy podróż do Izraela.

Wróciłam więc do mojego pomysłu sprzed kilku miesięcy. Pomysłu, który nie chciał dać mi spokoju. Tak bardzo pragnę ciepła i słonka w lutym i tak bardzo nie mogę usiedzieć w jednym miejscu, że przełknęłam lot o 6 rano, przełknęłam także powrót do Krakowa – będziemy przebijać się przez całą Polską. Bilety kupiłam. Jak myślicie – dokąd?
Koniec tego narzekania. 
Sara

3 komentarze:

  1. Tanie bilety są tanie zwłaszcza ze względu na pory odlotów. U mnie nie ma problemu z podróżą tylko z plecakiem. Niewiele mi trzeba na kilka dni.

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie wróciłem z Izraela i jest spokojnie. Nawet w Autonomii Palestyńskiej. Zarówno Izraelczycy i Palestyńczycy zrozumieli, że jeśli się dogadają na pokojową koegzystencję to mogą liczyć na zwiększony napływ turystów i sporo zarobić. Tym bardziej, że ceny w Izraelu są trochę wyższe niż w większości krajów zachodnioeuropejskich.
    Tel Aviv poza plażami to nic specjalnego. Za to Jerozolima jest naprawdę warta zobaczenia i jeden dzień to za mało na to miasto. Z lotniska są dobre połączenia autobusowe.
    Co do pogody o tej porze roku - tam wcale nie jest tak ciepło. W ubiegum tygodniu temperatury były w okolicy +10 stopni i sporo padało.
    Generalnie poza lokalnymi szekelami to najlepiej mieć ze sobą dolary amerykańskie. W wielu miejscach dla turystów ceny podawane są w dolarach.
    Zaskoczyła mnie ilość imigrantów żydowskich z byłego ZSSR (ponad 1.2 mln). W wielu miejscach szybciej dogadałem się po rosyjsku niz po angielsku, bo pracują oni głównie w handlu i hotelach.

    OdpowiedzUsuń
  3. "Tanie Linie Lotnicze" to marketingowy mit. Liczą na to że większość ludzi ni epotrafi dobrze liczyć i łapie przynętę "bilet za 19 zł". A tak naprawdę jest wążny całkowity koszt wycieczki z domu i z powrotem. Od dwóch lat wyjazd na tydzień z jedną walizką całkiem często w normalnych liniach jest podobny do całkowitego kosztu w Ryanairze czy Wizzairze.
    Na przykład w listopadzie wyjazd na tydzień z Londynu (LHR) do Goeteborga (GOT) kosztował mnie 112 funtów.
    Ryanair chciał w sumie 130 funtów - ze Stansted, które położone jest na tyle daleko że potrzeba godzinę więcej na dojazd.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie miłe słowa, komplementy, ale także za rady i konstruktywną krytykę.
Thanks for all kind words, compliments but also for advice and constructive criticism.