piątek, 13 marca 2020

Koronawirus z różnych perspektyw



Tak jakoś głupio pisać o podróżach w tym okropnym czasie. Nawet tych odbytych. Bo przecież w najbliższym czasie raczej nigdzie nie polecimy, prawda? Robię więc przerwę od relacji z Cypru.

Zebrałam  w tym poście moją garść przemyśleń. Smutnych, niepewnych, przesyconych koronawirusem. 

Koronawirus z perspektywy studentki 

Zajęcia odwołane. Niby na dwa tygodnie, ale możliwe, że na dłużej. Nikt nie wie na ile. Na moim wydziale nie odbędą się zajęcia przez Internet, e-learningu też nie będzie – przynajmniej przez najbliższy czas. A co potem? Tego nie wiadomo. W kolejnych tygodniach miałam pisać egzamin z prawa autorskiego i uczestniczyć w zblokowanych zajęciach, które mają miejsce tylko trzy razy w semestrze. To wszystko musi zostać przesunięte. Tylko na kiedy? Może przyjdzie nam powtarzać cały semestr? U mnie na roku właściwie mało kto się ucieszył z odwołanych zajęć. Raczej nikt nie pomyślał: "Łiii, wolne!" Tylko: "To teraz będziemy chodzić na uczelnię w wakacje?" Rozumiemy jednak, że takie zarządzanie ma pomóc w rozprzestrzenianiu się wirusa i była to decyzja niezbędna.

Koronawirus z perspektywy podróżniczki

Jeszcze przed wylotem na Cypr kupiłyśmy z mamą maseczki. Ostatecznie jednak ich nie użyłyśmy, tym bardziej że osobom zdrowym nie zaleca się noszenia ich na co dzień. Gdy leciałyśmy na Cypr, sytuacja w Europie była jeszcze w miarę spokojna. Dopiero po naszym powrocie wirus zaczął się mocno rozprzestrzeniać. Na szczęście w tej chwili nie mam kupionych żadnych innych biletów, nie muszę się więc zastanawiać, co ze zwrotami itp. Ale nie planuję też kolejnych podróży, zarówno na bliski czas, jak i na odleglejszy termin. Niektórzy twierdzą, że teraz powinno się latać do miejsc, w których wirusa nie ma. Serio? I zarazić tych, którzy są zdrowi? To by była skrajna nieodpowiedzialność i chamstwo z naszej strony. Moim zdaniem teraz nie powinno się lecieć nigdzie. Ograniczmy przemieszczanie się. Nie popieram też pomysłu, by kupować bilety np. na maj. Nie umiemy przewidzieć, jak sytuacja się rozwinie. Może linie lotnicze odwołają nasz lot, może czeka nas kwarantanna na miejscu albo zamknięte zabytki… Według mnie nie ma co ryzykować. Tym bardziej że w tanich liniach zmiana terminu wylotu zwykle kosztuje. Tak samo nie jestem skłonna, by teraz rezerwować wycieczki, bo są tańsze, a później rzekomo zdrożeją. Po co to robić, nie mając pewności, że będzie można gdzieś lecieć? Nawet największy polski portal podróżniczy Fly4Free wydał oświadczenie o niepublikowaniu ofert z terminem szybszym niż 1 czerwca. Choć zamieszczanie informacji o wyjazdach to przecież ich sposób na zarobek. Nie powinnam wypowiadać się pozytywnie o Fly4Free, bo przecież oni poinformowali mnie, że nie potrafię pisać :D Ale chyba jednak umiem to robić, skoro obecnie pracuję w największym toruńskim dzienniku.

Koronawirus z perspektywy dziennikarki

A jeśli o pisaniu mowa, myślę, że warto wspomnieć o tym, jak ta cała sytuacja wpłynęła na moją pracę dziennikarską. Wiadomo, że media dużo piszą o koronawirusie. Niektórych to denerwuje, inni posądzają nas o sianie paniki. Ale rolą mediów jest informowanie i pokazywanie różnych aspektów sytuacji. Będziemy pisać o koronawirusie, bo ludzie potrzebują wiedzy. Na szczęście mamy możliwość pracy zdalnej z domu.
Z kolei jeśli chodzi o moją pracę w Jordankach, to wszystkie wydarzenia do końca marca zostały odwołane. Nie mam więc, o czym pisać, i co za tym idzie – nie zarobię. Ale w sumie to cieszę się, że taka decyzja zapadła. Duże zgromadzenia to jednak zawsze większe niebezpieczeństwo.

Koronawirus z perspektywy zwykłego człowieka

Pewnie, że się boję. Staram się nie panikować, ale przyznaję, że się boję. A chyba najbardziej przeszkadza mi niepewność. Ta sytuacja jest bezprecedensowa, nieznana, a człowiek boi się tego, co nieznane. Nie wiadomo, ile to wszystko potrwa i jak się potoczy. Nie można nic zaplanować – pozostaje siedzenie w domu. Miałam iść na koncert – odwołany. Miałam zobaczyć "Aidę" – spektakl odwołany. Miałam jechać na Openera i spełnić swoje marzenie – nie wiadomo, czy festiwal się odbędzie.

Boję się o moich najbliższych, szczególnie o mamę, która ma teraz styczność z tysiącami ludzi, którzy rzucili się na papier toaletowy i makaron.
W dziwnych czasach nam przyszło żyć. Ale błagam, nie bawcie się w koronachill. Myjcie ręce (możecie przy tym śpiewać "Białą armię", ale inne piosenki również są dozwolone). Jeśli nie musicie, nie wychodźcie z domu. I dbajcie o swoją odporność, bierzcie witaminy, wysypiajcie się.

Trzymam kciuki za to, by nie zwyciężyła ludzka głupota.
Sara
PS W tym całym gąszczu negatywnych informacji jedna wywołała we mnie ciepło. 


5 komentarzy:

  1. Kiedyś, dawno temu w szkole mieliśmy napisać jakąś pracę domową na temat, jak sobie wyobrażamy życie w 2020 roku (a był rok 2000). Wtedy do głowy mi nie przyszło, że świat będzie się zmagał z pandemią wirusową (a wcześniej Australia z pożarami). Czyżby po woli następował koniec świata? :(
    A tak poza tym, to myślę, że dla nikogo nie jest to dobra sytuacja. Podobnie jak Ty, pracuję w miejscu kultury (muzeum), więc 2 tyg jestem bez pracy i też nie zarobię, bo jestem zatrudniona z firmy zewnętrznej i muzeum nie zleca nam pracy na te dni :( Miałam się wybrać do mojego ukochanego Lublina a także do Pragi czeskiej. Czekałam na to całą zimę. No nic, trzeba jakoś to przetrwać. Najbardziej myślę o tych ludziach, którzy są chorzy. Nigdy nie wiadomo, czy my nie zachorujemy. Wirus rozprzestrzenia się w szybkim tempie. Ale może dzięki ograniczeniom wprowadzonym przez rząd koronawirus nie rozprzestrzeni się tak jak w innych krajach, które już mówią, żeby Polacy uczyli sie na ich błędach. Życzę Tobie i wszystkim nam przede wszystkim zdrowia, cierpliwości i jakoś po mału dojdziemy do normalności. Pozdrawiam, Ania Art

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja się nie boję samego koronawirusa. Jestem młoda, nie mam chorób towarzyszących, które mogłyby mi zagrozić. Ale boję się o moich rodziców, którzy swoje lata już mają, a także o dziadków. Wiem, że ta epidemia minie, a kiedy - zobaczymy. Jak najbardziej popieram działania rządu, które mają prowadzić do spowolnienia, a nawet zahamowania rozprzestrzeniania się SARS-CoV2. Niestety, podobnie jak Twoja mama, pracuję w sklepie i mijam w ciągu jednej zmiany setki ludzi, którzy przyszli robić zapasy. Boję się, że od nich przyniosę coś do domu. A nie widzi mi się nie pracować przez ten czas - niestety potrzebuję na własne leczenie i leki (na szczęście nie cierpię na nic, co mogłoby spowodować pogorszenie mojego stanu w wyniku ewentualnego zarażenia wirusem).

    OdpowiedzUsuń
  3. U mnie niewiele się zmieniło, bo pracuję w domu i nie ruszam się z niego za bardzo. Ale zdaję sobie sprawę z powagi sytuacji i nie szwędam się po ludziach ani sklepach. Trzymaj się!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja się łudzę tylko, że pewnego dnia wstanę i już tego wirusa nie będzie. Jest ciężka sytuacja u mnie. Mamy kredyt i 3 dzieci na utrzymaniu. Zarówno ja i mąż pracowaliśmy w zawodzie i obecnie niestety siedzimy w domu. Codziennie sprawdzamy na https://twojenowinki.pl/ aktualności licząc, że trafimy na wiadomość o tym, że ilość zachorowań się zmniejsza. Boli mnie najbardziej to, że wyglądając przez okna widzę ludzi bez masek...

    OdpowiedzUsuń
  5. niestety, jest teraz druga fala i jest gorsza niż była :( wszelkie zaplanowane przeze mnie eventy na wodzie i w plenerze znowu odwołane, nie wiem czy firma się po tym podźwignie :(

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie miłe słowa, komplementy, ale także za rady i konstruktywną krytykę.
Thanks for all kind words, compliments but also for advice and constructive criticism.