Macie w domu takie miejsca, które idealnie Was
charakteryzują? Dla niektórych jest to może wiecznie zabałaganione biurko (co
oznacza uporządkowane życie prywatne?), dla innych półka z książkami – same kryminały,
czyżby ktoś tu miał naturę urodzonego mordercy, haha?
U mnie jest takie miejsce. W moim pokoju, tuż nad biurkiem.
Rzuca się w oczy już przy wejściu. Można je interpretować i analizować jak
wiersz i to wcale nie taki maturalny.
Tablicę korkową dostałam na urodziny 5 lub 6 lat temu.
Przechodziła różne metamorfozy. Pod ogromem różnych rzeczy kryją się napisy i
podpisy osób, których nie widziałam od kilku lat… Obecnie wygląd tablicy nie
zmienia się znacząco – nic nie zostało zdjęte od kilkunastu miesięcy, co rusz
dodaję tylko kolejny bilety, zdjęcia, pocztówki… Czy myślałam o zakupie nowej,
większej tablicy? Wielokrotnie. Ale to do tej mam sentyment… Może dopiero gdy
kolejne ważne dla mnie przedmioty przestaną się na niej mieścić, pomyślę o
większym rozmiarze. Na razie jakoś daję radę upychać, chociaż i tak, jak
możecie zauważyć, większości przedmiotów nie widać w całości. Jednak sama
świadomość tego, że one są na tej tablicy, przywołuje wspomnienia.
A jakie cechy przypisałabym sobie po obejrzeniu tablicy? :)
1) SENTYMENTALNA I UCZUCIOWA. Dla jednych zdjęcie wydrukowane
na zwykłym papierze, w nie najlepszej jakości, zrobione na szybko mogłoby mieć
równowartość śmiecia. Z chęcią przeznaczyliby je na makulaturę. Dla mnie za tym
kryje się cała historia, którą wspominam z uśmiechem.
2) MIŁOŚNICZKA PIŁKI NOŻNEJ. Dobrze pamiętam ten
moment, gdy mama zadzwoniła do mnie, aby przekazać mi niesamowitą informację o wygranym bilecie…
Byłam akurat w bibliotece, cierpliwie czekałam w kolejce, aby móc wypożyczyć
kolejne romansidło, a tu telefon. Cała czerwona próbowałam jak najszybciej
odebrać (ale wiecie jak to jest, gdy się spieszycie, wszystko inne, jakby na
złość Wam, zwalnia). Powiedziałam zirytowanym szeptem, że jestem w
bibliotece. Mama zadzwoniła kilka minut później, a ja zaczęłam krzyczeć z
radości. Wzrok ludzi na przystanku – bezcenny. Co pamiętam z samego dnia meczu?
Podzielę się z Wami tym w innym poście, bo jest o czym opowiadać!
3) FANKA BEATLESÓW. Od… trzech lat? Za co ich kocham? Nie kocha
się za coś. Nie istnieje żaden powód do miłości. ;) Ich muzyka ciągle przewija
się w moim życiu, od czasu do czasu przesłuchuję całe płyty, oglądam filmy. W
ich twórczości jest coś ponadczasowego. Coś że chce się tańczyć albo myśleć o
miłości, albo śpiewać razem z nimi, albo wyobrażać sobie siebie w gronie
piszczących fanek na koncercie… Marzenie nie do spełnienia.
4) TAK BARDZO RODZINNA. Rodzina stoi na samym szczycie moich
priorytetów. Czasami zdarza mi się zastanawiać, czy iść gdzieś z przyjaciółmi,
czy zostać z rodziną. Granie w karty z mamą bądź nabijanie się z tatą z
teledysków i wygłupianie z bratem to coś, czego nie oddałabym za żadne skarby.
5) LUBIĘ, GDY COŚ SIĘ DZIEJE. Co więcej – lubię się angażować,
aby coś się działo. WOŚP, pomaganie przy organizacji olimpiady, koncerty,
przedstawienia… Każde z takich wydarzeń to dla mnie ważny punkt w moim życiu,
we wszystkim szukam plusów i cieszę się jak dziecko, kiedy mogę spędzić
popołudnie inaczej niż siedząc na fejsie.
6) MAM SŁABOŚĆ DO KURCZAKÓW. Hahaha. Nie. Bardziej chodzi tutaj
o to, że kompletnie nie umiem szyć. Mimo że w gimnazjum moja
wychowawczyni próbowała nauczyć mnie posługiwać się igłą i nitką, efekty były
marne, a wiewiórkę-maskotkę uszyła mi babcia (ale cicho, to przecież tajemnica).
Jednak pomimo iż jestem beztalenciem krawieckim, kurczaczek wydawał mi się
uroczy. W szczególności dobór kolorów. Postanowiłam powiesić go na tablicy,
wcale nie dlatego aby przypominał mi, że potrafiłam uszyć tylko tyle. Raczej aż
tyle. Wmówiłam mojemu bratu, że gdy naciśnie się na niebieskie skrzydełko,
ptaszek mówi: koko. Ale chyba mój prawie jedenastoletni brat jest za duży na
takie wkręty… A szkoda.
7) LUBIĘ TYMBARKI. Bardziej pasuje tu słowo – lubiłam. Zdarzało
mi się nawet zranić się przy otwieraniu ich, czego rezultatem było picie napoju
pomieszanego z krwią… Ok., trochę przesadziłam. Do dziś pamiętam jednak
chodzenie na Tymbarka. Kapselki, teraz trochę może gimbusiarskie, mają
naprawdę szczere, bezpośrednie i niejednokrotnie optymistyczne i dające kopa
napisy.
8) GÓRY I POCZTÓWKI - SAMA NIE WIEM, CO KOCHAM BARDZIEJ. O tym pisałam Wam już nie jeden raz :)
Polska |
Chyba trochę lepiej mnie poznaliście dzięki tablicy. :D
Sara
Mroczna Gra yaay
OdpowiedzUsuńKochana sawatko twoje posty są do prawdy niesamowite.Każdego dnia sprawdzam czy nie napisałaś czegoś nowego, bardzo mnie inspirujesz, twój blog trzyma mnie na nogach.Jestem twoja fanka nr1.Jesteś boska,kocham cie skarbie, chciałabym cie poprosić o więcej postów bo na serio masz dar do pisania . Trzymaj tak dalej, a na pewno zajdziesz daleko. /welovesawatka
OdpowiedzUsuńNaprawdę miło czytać takie słowa, dziękuję! Obiecuję, że nie zawiodę i nadal będę pisać najlepiej jak potrafię :)
UsuńPozdrawiam
Świetny pomysł! Rewelacja ♥
OdpowiedzUsuńKLIK-BLOG
Taka tablica to świetna sprawa :D Muszę zainwetować :D
OdpowiedzUsuńblog
Spoko, moją maskotkę marchewkę też szyła babcia :D
OdpowiedzUsuńHaha, oryginalnie *.*
OdpowiedzUsuń♥blog-klik♥