Tyle osób żyje Igrzyskami w Soczi. Ja tam w dalszym ciągu
myślę o EURO 2012…
Półtora roku temu przez ponad 90 minut byłam najszczęśliwszą
dziewczyną w Polsce. Ba, nawet w całej Europie. Co prawda najpierw musiałam
przejść przez jakieś bagno, później przeżyć kilkanaście sekund grozy, ale… od
początku.
Tatuuuuuś, pojedziemy?
Bilety były w sprzedaży kilka miesięcy przed EURO. Ceny
powalały jednak na kolana. Gdy dowiedziałam się, że bilet udało mi się… wygrać,
dosłownie, skakałam ze szczęścia. Był on przechowywany w domu jak skarb.
Okazało się, że wycieczka szkolna odbywa się w tym samym czasie co mecz… Ale także w
tym samym mieście. Nie było więc żadnych problemów, wręcz przeciwnie –
spędziłam w Gdańsku wiele wspaniałych godzin, a moja pani od polskiego
życzyła mi dobrej zabawy.
Jak na fashionistkę przystało…
Sprawiłam sobie kolczyki piórka w kolorach hiszpańskiej
flagi. Właśnie – chyba zapomniałam o najważniejszym. :D W meczu rywalizowała ze
sobą reprezentacja Hiszpanii i Irlandii. Postanowiłam zaszaleć i pokazać
wszystkim, że moje serce należy do piłkarzy z południa. Do tej pory pamiętam
jak na ławce w centrum handlowym moja chrzestna malowała mi paznokcie, a na
osiedlowym parkingu mama próbowała wyczarować na moich policzkach miniaturowe flagi.
Pech chciał, że padał deszcz. I tak byłam dobrze przygotowana – znienawidzona przeze
mnie kurtka przeciwdeszczowa miała kolor…czerwony.
Ale gdzie tu jest wejście?!
Droga do nowiutkiego stadionu nie przypominała w niczym
sopockiego deptaka, prędzej bagnisty, zapadający się teren… Ale z ekscytacji to
chyba zbytnio się tym nie przejęłam.
Łzy strachu i szczęścia
Kiedy stadion był nie tylko w zasięgu moich oczu, ale także
rąk, musiałam pożegnać się ze wszystkimi i dalej pójść sama… Bałam się, ale nie
było odwrotu, poza tym, nie mogłam opuścić tak niecodziennego wydarzenia, które prędko się raczej nie powtórzy. Po
wejściu na teren otaczający stadion byłam zbyt oszołomiona, by grzecznie podziękować
hostessie, która wręczyła mi jakieś gadżety od sponsorów. Po chwili próbował
dobijać do mnie jakiś cudzoziemiec, ale spławiłam go, mówiąc, że nie jestem
sama. Co było jednym wielkim kłamstwem. Chociaż… w sumie to miałam wokół siebie
mnóstwo pozytywnie nastawionych fanów piłki nożnej. Nie byłam sama.:)
Kocham Was wszystkich!
Przed meczem udało mi się sfotografować wszystko co możliwe.
Pełna endorfin i adrenaliny odważyłam się także na zdjęcia z innymi
czerwono-żółtymi wielbicielami piłki :)
Do dziś pamiętam tę cudowną atmosferę, która panowała wokół. Uśmiech nie schodził mi z twarzy.
Krzesełka niepotrzebne
Cały mecz stałam. Na zmianę klaskałam, krzyczałam i machałam rękoma. Na
telebimie mnie chyba nie pokazali (a to szkoda, taka sława by była…). Pamiętam
muzyczkę wydobywającą się z głośników po każdym golu. A strzelono ich aż… 4. Za
każdym razem do bramki trafiali Hiszpanie.
Viva España!
Tak krzyczałam, gdy wyszłam, a raczej wybiegłam ze stadionu wypełniona radością i optymizmem. Od rodziców dostałam wówczas flagę, którą machałam
na wszystkie strony. Do tej pory wisi ona na mojej szafie i przypomina mi o tym
niezwykłym dniu…
A czy Wy także macie piłkę nożną w swoich sercach? Byliście
kiedyś na jakimś meczu? Może właśnie podczas EURO 2012?
Sara
Prezent na nieurodziny? - lajk :)
dziekuje kochana, trzymaj tak dalej :*
OdpowiedzUsuńByłam na tym stadionie. Co prawda nie na meczu, ale na zwiedzaniu tylko...
OdpowiedzUsuńJa z niecierpliwością czekam na Mistrzostwa Świata, gdzie moje serce będzie podzielone między Brazylię i Hiszpanię ;) I rodzinne obstawianie wyników... <3
Super! Ja pewnie też bym robiła zdjęcia wszystkim i wszystkiemu co bym tylko zobaczyła ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Zazdroszczę Ci tego meczu. Marzył mi się mecz Włochy-Hiszpania ale dostanie biletów na EURO graniczyło z cudem, tym większa moja zazdrość, że byłaś prawdziwym światkiem tych wydarzeń. :)
OdpowiedzUsuńKompletnie nie rozumiem zafascynowania piłką nożną. Mnie ten sport zwyczajnie... nudzi. Serio. Najlepszy sposób na uśpienie mnie to włączenie mi meczu piłki nożnej. A stadiony traktuję raczej jako potencjalne miejsca, w których mogłyby się odbywać... koncerty! :D
OdpowiedzUsuńNie wierzę! Jakbym wygrała bilet na mecz Hiszpanii to chyba bym umarła ze szczęścia bo to drużyna której zawsze (poza Polską) kibicuję :) My obydwoje cztery lata temu pracowaliśmy na wolontariacie na EURO w Warszawie. Nie, nie mogliśmy wchodzić sobie na mecze, więc ja nigdy na żadnym prawdziwym meczu nie byłam :P Ale dzięki tamtemu wydarzeniu i pracy na wolontariacie się poznaliśmy, więc piłka nożna tym bardziej ma dla nas znaczenie :)
OdpowiedzUsuń