Jedni ich nienawidzą, inni uwielbiają. Jednych one nużą,
inni zatracają się w czasie, przechadzając się ich alejkami. Muzea. Maluchów
zwykle odstrasza to słowo… Chociaż niektórych starszych też. Oczami wyobraźni już czujemy ten okropny ból
w nogach… Aby zapobiec stereotypom i uczynić wizytę w muzeum jak najbardziej
efektowną, ale także efektywną i, co najważniejsze, po prostu ciekawą,
muzealnicy chwytają się różnych rozwiązań…. A nawet jeśli nie, to niektóre
muzea po prosu wypada zobaczyć, aby na własne oczy móc ujrzeć to, co uznano za
tak ważne i wyjątkowe, że znalazło się nawet w podręczniku (chociaż mam
wrażenie, że autorzy podręczników i tak czasami kpią sobie z uczniów, ale to
taka mała dygresja :)).
Rozmiary trzech muzeów
Kensington, znajdujących się w bogatej
dzielnicy o tej samej nazwie, nie należą do najmniejszych, więc udało mi
się zwiedzić – to za dużo powiedziane – przebiec – bez przesady, ale chociaż
zapoznać się tylko z jednym z nich. Muzeum Historii Naturalnej – miałam idealne
porównanie, gdyż w obiekcie o tej samej nazwie byłam w Berlinie. Dostrzegłam
dwie zasadnicze różnice – wspomniana już wielkość, a także sposób przekazania.
W londyńskim muzeum odnalazłyby się nawet dzieciaki, gdyż wiele rzeczy było
wyjaśnionych poprzez użycie zaskakujących porównań czy metafor. Muzea raczej
nie kojarzą się z globusem w okularach przeciwsłonecznych, prawda?
Co znajdziemy w takim muzeum? Oprócz mnóstwa dinozaurów
(nawet takich ruchomych!), kości czy wypchanych zwierząt, również konstrukcje,
zdjęcia. Punktem, którego nie można pominąć, oprócz straszącego nas swoim
rykiem T.Rexa, jest według mnie symulator trzęsień ziemi. Ktoś, kto przeżył
taką tragedię, zapewne ostro skrytykowałby ten pomysł, gdyż wstrząsy, które
można poczuć w muzeum, zapewne nawet w połowie nie oddają tego, co czują ofiary
takiej katastrofy. Ja jednak wszędzie staram się dostrzegać plusy – mnie
symulator podobał się z prostego powodu - było to coś niecodziennego, coś,
czego nie znajdziemy w każdym muzeum, chwila odmiany pomiędzy chodzeniem między
eksponatami i przyglądaniem się im, czasami z mniej, czasami z bardziej
zaintrygowaną miną (ewentualnie miną pod nazwą: Nie wiem, co to przedstawia, ale udaję, iż doskonale rozumiem, na co
właśnie patrzę.) Zdjęcie trzęsienia ziemi nie odda, ale mam dla Was
londyńską niespodziankę, która za kilkanaście dni powinna być gotowa. Wtedy
zobaczycie, między innymi, symulator trzęsienia ziemi. :)
Tuż obok Muzeum Historii Naturalnej umiejscowiono Muzeum Nauki oraz Muzeum Wiktorii i Alberta, którego nazwa
może nie mówi zbyt wiele, więc krótko rozwieję Wasze wątpliwości – jest to
miejsce określane jako muzeum sztuki i rzemiosła, tak naprawdę znajdziemy w nim
prawie wszystko, począwszy od rysunków i obrazów, poprzez rzeźby i biżuterię,
na meblach skończywszy.
Co najważniejsze – wstęp do wszystkich muzeów jest
bezpłatny, trzeba się jednak liczyć ze staniem w kolejce, spowodowanym… Tak
naprawdę nie wiem czym. Skoro nie ma biletów? Ja stałam, może nie chcieli mnie
wpuścić po prostu.
Jeśli będziecie w Londynie i najdzie Was ochota na któreś z
muzeum, polecam serdecznie Muzeum Historii Naturalnej. Warto jednak podjąć
przed tym decyzją, czy chcemy zobaczyć coś konkretnego, czy jedynie wziąć
udział w biegu przez muzeum. Obiekty te są tak wielkie, że nawet kilka godzin
nie wystarczy, aby wszystko uważnie obejrzeć. Na zmęczonych czekają ławeczki,
ale odpoczynek co kilka minut chyba nie
jest głównym zajęciem w muzeum, prawda?
Moją uwagę w tym miejscu zwróciły urocze dzieciaczki w mundurkach, swoją drogą ze szkoły
Garfielda. Widać było, ze przyszły one do tego muzeum, aby wziąć udział w
zajęciach na konkretny temat. Ze skupieniem wypisanym na twarzach uzupełniały coś
na swoich kartkach. Odnoszę wrażenie, że właśnie w ten sposób powinno zwiedzać
się to muzeum – co jakiś czas tylko jeden dział, a trochę dokładniej, aby
faktycznie pobyt w muzeum miał jakikolwiek sens. Prócz zdjęć. :) Niektórym może
kojarzyć się z odbywanymi w dzieciństwie lekcjami muzealnymi, które zwykle
bywały nudne i zaletą ich był jedynie brak lekcji. Ale teraz myślę, że można
się w ten sposób faktycznie czegoś nauczyć.
W Londynie odwiedziłam także muzeum… kradzieży. Ale o tym
kiedy indziej. :)
Sara
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za wszystkie miłe słowa, komplementy, ale także za rady i konstruktywną krytykę.
Thanks for all kind words, compliments but also for advice and constructive criticism.