W telewizji, w Internecie, w podręcznikach, gazetach.
Wszędzie! Po Madame Tussauds czas na najpopularniejsze, najbardziej znane i najchętniej oblegane przez
turystów zabytki. Czy rzeczywiście jest powód, aby tak się nimi zachwycać?
CZASAMI SIĘ SPÓŹNIA
Dawniej Big Benem nazywano trzynastotonowy dzwon umieszczony
wewnątrz zegara . Obecnie, w języku potocznym, nazywamy tak i wieżę, i zegar.
Czy rzeczywiście prezentuje się tak majestatycznie? Bez dwóch zdań, trudno go
objąć aparatem, dlatego znajdźcie odpowiednie miejsce (pod samym Big Benem
dobra słit focia nie wyjdzie). W czasie swojego istnienia Big Ben (nie ma
pewności co do pochodzenia nazwy) miał różne przygody i kaprysy. Niektóre z
własnej woli (zatrzymał się na 90 minut, kto mi zabroni?), inne spowodowane
warunkami zupełnie od niego niezależnymi – śnieg najwidoczniej zaskakuje nie
tylko drogowców… Ale w końcu to już stupięćdziesięcioletni dziadek, potrzeba
trochę wyrozumiałości.
CZY TO SIĘ PORUSZA?
Zapierający dech w piersiach widok na cały Londyn. Nawet w
czasie deszczu, bo kapsuły są kryte. Tylko wycieraczek na szybach brak. 135
metrów nad Londynem, tylko najpierw 20 funtów musi zniknąć z portfela… I trzeba
się liczyć z kolejkami. Chyba że ma się szczęście i w momencie stanięcia na
końcu kolejki, ktoś zdejmuje linkę i wpuszcza cię innym wejściem… Kiedy
obserwuje się London Eye z daleka, niełatwo zauważyć jego poruszanie się.
Tymczasem pełen obrót trwa pół godziny, a prędkość jest na tyle mała, że można
wsiąść do kabiny bez zatrzymywania diabelskiego młyna!
TOWER x 2
Oba potężne, ogromne. One Direction kręcili tam teledysk. OK.,
może to nie powinno być najważniejszym aspektem, w związku z którym kojarzę
Tower Bridge. Z kolei jeśli chodzi o Tower of London – łatwiej wymienić czym
nie było, niż jaką funkcję pełniło. Znajdowało się tam bowiem i więzienie, i pałac,
a nawet zoo… A jeśli już o zwierzętach mowa, zirytowała mnie (a tak naprawdę
zbulwersowała, bul wers życia) legenda o krukach. Zazwyczaj przesądy i zabobony
mnie śmieszą, ale ten woła o pomstę do nieba. Podobno dopóki kruki będą żyły na
Tower of London, brytyjskie imperium będzie zdrowe i silne. Co zrobiono, aby
kruki nie odleciały, a państwo i stolica nie upadła? Podcięto im skrzydła…
KSIĘŻNA CATHERINE
TĘDY SZŁA!
Opactwo
westminsterskie znajduje się niedaleko Big Bena. To właśnie w tym miejscu ślub
brała książęca para. Co ciekawe, dzień ich zaślubin był dniem wolnym od pracy. :) W świątyni tej koronowani są przyszli
władcy. Miejmy nadzieję, że nieprędko zobaczymy to na własne oczy i Elżbieta II
jak najdłużej będzie cieszyć się dobrym zdrowiem. Przed Opactwem
Westminsterskim usłyszałam miłe słowa o pracowitych i życzliwych Polakach.
Tylko przedtem pomylono mnie z Niemką (aż tak?).
CZY KRÓLOWA JEST OBECNA…?
Jeśli na dachu
Pałacu Buckigham flaga jest na samym szczycie to znaczy, że można wypatrywać
królową machającej nam z okna (w sumie to wątpię, czy królewska etykieta na to
pozwala, ale zawsze można mieć nadzieję). Jeżeli zaś flaga jest opuszczona, królowa odwiedza dalekie strony
(ewentualnie wpadła na kawę do Camerona, chociaż podobno za sobą nie
przepadają). Zmiana warty przed pałacem to jedno wielkie szaleństwo, tłumy
ludzi z aparatami i ochroniarze powtarzający jak mantrę słowa o złodziejach.
Przy odrobinie szczęścia ujrzymy wielkie, czarne czapy. Sam pałac nie robi gigantycznego wrażenia
(podobno niektórzy określają go nawet mianem klocka). Ale świadomość, że
królowa jest w środku – już tak. Rada na przyszłość – jeżeli chcecie obserwować
zmianę warty, to albo przybądźcie na miejsce odpowiednio wcześniej (kilkanaście
minut nie wystarczy), albo spróbujcie zadowolić się widokiem żołnierzy z bliska,
ale tylko idących po ulicy, kilkaset metrów od pałacu.
Przewodnikowe
atrakcje za nami, ale jeszcze wiele przed nami.
Ściskam!
Sara
Ajć, chciałabym tam być... :-) zazdroszczę tej wycieczki, też ją planowałam, ale plany legły w gruzach, mam nadzieję, że co się odwlecze to nie uciecze, a jeszcze większą, że będę miała kiedyś tak wielkie szczęście, że jeśli już będzie mi dane po Londynie hasać nie trafię na deszcz... :D Nie cierpię deszczu!
OdpowiedzUsuńbardzo fajny post, dowiedzielam sie wielu ciekawych rzeczy! :)
OdpowiedzUsuńco za stajl
OdpowiedzUsuńświetnie piszesz :)
OdpowiedzUsuńlubie jak wszytko w fajny sposob komentujesz :) ni elubie londynu ale czytalo sie milo :D
OdpowiedzUsuńnie wiem jak Ty, ale ja zawszę się odrobinę boję konfrontacji z takimi bardzo znanymi miejscami. przez długi czas wyrabiam sobie obraz jakiegoś miasta, a przy spotkaniu "w cztery oczy" nigdy nie wiadomo które z wyobrażeń mogą przerosnąć rzeczywistość.
OdpowiedzUsuńa z własną wycieczką do Londynu muszę chyba poczekać, aż zacznę zarabiać na tyle dużo, że wydanie 20 funtów na london eye nie będzie mi się wydawało tak kosmicznie wysoką ceną. mam paniczny lęk wysokości, więc wydanie takich pieniędzy na coś, co sprawia że niemalże płaczę, na dzień dzisiejszy jest nie do zaakceptowania. choć wiem, że widoki są tego warte.
i dla odmiany - chciałabym zobaczyć londyn w deszczu :D
A mnie Londyn nie porywa. Jest zbyt światowy. Wolę zaszyć się w lesie na kajaku. Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńŚwietny artykuł i zdjęcia:) Odżyły dawne wspomnienia.
OdpowiedzUsuńBig Ben to był pierwszy budynek, od którego zacząłem zwiedzanie Londynu.