Włożyła poszarpane dżinsy. Nie wpuścili jej.
Kiedy
przyszła w podrabianych szpilkach od Louboutina (swoją
drogą dość mizernie skopiowanych, czerwona podeszwa była zaledwie amarantowa),
mierzyli ją wzrokiem. Wolała wyjść.
Zabawiła się w turystkę. Odesłali ją do innego wejścia.
W końcu… dostała się do środka. Próbowała iść pewnym krokiem,
ale na próbach się skończyło. Nie wiedziała, czy może wyjąć aparat, czy lepiej
udawać, że wcale jej tam nie ma. Nieśmiało zerknęła do pierwszego butiku… Jakaś
kobieta przymierzała buty. Nie wyglądała na turystkę. Tuż obok niej leżała
torebka. Chanelka. Oryginalna.
Wycofała się, starając nie stukać swoimi szpilkami… Tak
właściwie to była w conversach. Tylko w conversach! Udała się na kolejne piętro.
Jedną z siedmiu kondygnacji. Zdecydowała się iść schodami – co gdyby w windzie
spotkała kogoś pochodzącego z wyższej warstwy społecznej? To prawdopodobne.
Schody są w końcu dla plebsu.
Zajrzała do działu z walizkami. Może tutaj poczuje się
wreszcie jak w mniej luksusowym sklepie. Już wiedziała, że nie może patrzeć w
oczy ekspedientkom. Wlepiła wzrok w nieistniejący punkt przed sobą.
Dla rozluźnienia wymyśliła grę. Zasady są proste –
przypomnieć sobie jak najwięcej nazwisk projektantów. W istocie zestresowało ją
to jeszcze bardziej. Każde nazwisko, które pojawiło się w jej głowie, po chwili
dostrzegała na szyldzie. Czyżby miała moc urzeczywistniania swoich myśli?
Była tam chwilę, nie więcej niż pół godziny. Zdążyła poczuć
się nie tylko biedna, ale przy okazji źle ubrana, źle umalowana, po prostu gorsza.
Odkryła w sobie jednak przydatną umiejętność – przeliczanie ogromnych sum z
funtów na złotówki szło jej znakomicie.
***
Harrods – owiany legendą dom towarowy. W rzeczywistości nie
jest domem z horroru, prędzej domem luksusu. Powoli przyzwyczaja się do
turystów, ale lepiej nie patrzeć w oczy ekspedientkom. Zresztą – one i tak nie
zwrócą uwagi na przeciętnego turystę. Przeniesienie się na moment do krainy
bogatych i możliwość zobaczenia z bliska wszystkiego, co zostało zaprojektowane
przez najlepszych, było doświadczeniem stanowczo… za krótkim. Chociaż… mogłoby
wpędzić w depresję tych, którzy nie mogą obejść się smakiem, po prostu muszą
coś kupić. Tylko pytanie za co?
Jeśli zapragniecie wybrać się do Harrodsa to:
a) obrabujcie bank
Jeśli nie możecie spełnić podpunktu a, to:
b) po prostu starajcie się ubrać jak najlepiej możecie,
c) jednocześnie nie rzucajcie się w oczy,
d) zachowujcie się cicho,
e) nie zwracajcie na siebie uwagi,
f) liczcie się z tym, że ochroniarz może poprosić Was o udanie
się do innego wyjścia,
g) zabierzcie kule. Ceny mogą zwalić Was z nóg.
Udanych zakupów! Może kupicie chusteczki? Tak… dla samej
torebki z Harrodsa.
Sara
Wszystko w porządku, ale dlaczego zakładasz, że żadnego z Twoich czytelników nie stać na zakupy w Harrodsie? :>
OdpowiedzUsuńJestem świadoma, kto mnie czyta :) Poza tym lepiej i bezpieczniej założyć, że większości nie stać, gdyż ceny tam są naprawdę wysokie i znaczna część ludzi nie może sobie pozwolić na rzeczy stamtąd, a nawet jak stać ich, to nie wydadzą takiej kwoty pieniędzy np. na buty niż stwierdzić, że moich czytelników na to stać - czy to nie byłoby przypadkiem wywyższanie się? Po prostu zdaję sobie sprawę, że większość osób tu zaglądających zakupów w Harrodsie raczej nie zrobi, ci którzy postąpią inaczej albo nie wchodzą na mojego bloga, albo są znaczną mniejszością jego czytelników.
UsuńPozdrawiam
A mnie było stać na zakupy w Harrodsie :)
Usuńhahaha ale sie usmialam :D "zabierzcie kule. Ceny mogą zwalić Was z nóg."
OdpowiedzUsuńserio w Harrodsie taka spina? ja mam zupełnie inne doświadczenia, w kilku domach towarowych zdarzyło mi się być, ale nigdy nie spotkałam się z taką... hmm... nietolerancją :P biegałam w adidasach, z plecakiem i macałam skórzane torby (nigdy nie miałam nic tak miękkiego pod palcami ♥.♥), ale może to kwestia tego, że zazwyczaj do tak ekskluzywnych miejsc zaglądam tylko w wakacje, kiedy są pełne turystów
OdpowiedzUsuń