Gdzie lepiej można poznać smak
gór, jak nie na ośnieżonych szczytach, skalistych dróżkach, polanach pełnych
kwiatów i w góralskiej karczmie przy kwaśnicy i oscypku (ewentualnie pizzy z oscypkiem)?
Otóż… przy górskim potoku. Ja poszłam krok dalej – postanowiłam przepłynąć
górską rzekę. Oczywiście nie wpław, ale łodzią. Z flisakami!
Był to jedyny, słoneczny dzień
naszego pobytu w górach. Pogodna sobota. Przygotowani na dużą dawkę
zapierających dech w piersiach widoków czekaliśmy na… łut szczęścia. Do łodzi
może wsiąść minimum 6 osób, mieliśmy nadzieję, że jakaś parka szybko do nas
dołączy. Jak się okazało, jak pojawili się ludzie, to od razu całą chmarą. Łódź
była więc prawie pełna.
Czekała nas dziesięciokilometrowa
podróż, mająca pierwotnie trwać nawet do 2,5h, jednak wody nam sprzyjały
(chociaż nie pogardziłabym dłuższym rejsem) i po półtorej godzinie byliśmy w
przystani, w Rytrze. Kurs przyspieszony.
Myślicie zapewne, iż podczas
takiego rejsu to nic tylko opalanie i pstrykanie zdjęć. Nic bardziej mylnego.
Zdjęcia oczywiście same się nie zrobiły, ale do moich uszu notorycznie docierały,
jak nie opowieści o okolicznych wsiach, to zbereźne żarty, których pod koniec
miałam już serdecznie dość (no serio, co za dużo, to niezdrowo. I niedobrze).
Flisak chyba zauważył, że coś jest nie tak, gdyż mniej więcej w środku rejsu,
spytał najmłodszą dziewczynę na łodzi (tak, niestety domyślacie się, kto nią
był) o imię. Rozpływał się przez chwilę nad jego pięknem, a potem postanowił mnie… obśpiewać. Bez komentarza.
Tuż obok mnie siedziały panie aż z Łeby, typowe turystki w
słomkowych kapeluszach. Kiedy flisak poprosił o zaintonowanie jakiegoś
radosnego utworu, bez cienia zastanowienia zaczęły nucić, a później już
niestety nie tylko nucić Rozkwitały pąki
białych róż. Szczerze mówiąc, sądzę, że nie przyszłoby mi to do głowy… Nie
mogliśmy zaśpiewać Stokrotki? Albo Hej, sokoły? To chyba za mało ambitne
przyśpiewki…
Tuż przed końcem podróży w obieg poszedł kapelusz flisaka, do
którego mieliśmy wrzucić co łaska – na szczęście. :) Ale chwila, chwila, szczęście
jest dopiero wtedy, gdy flisakowi uda się założyć kapelusz na głowę ze
wszystkimi drobniakami (albo szeleszczącymi banknotami, co kto woli) w środku,
bez wyrzucenia ani jednego! Naszemu to się udało, więc mogę być spokojna o swój
los.
Na sam koniec flisak, w ramach przeprosin, zaprosił mnie na
tył łódki… Na sesję fotograficzną. Na moment pożyczył swój kapelusz (ale już
bez zawartości :(),
a także ogromny kij do sterowania łodzią. Powiedzmy, że mu wybaczyłam.
Rozrywka nietania, ale i
niebanalna. Do tej pory pamiętam te leniwie wchodzące w zakręt wody rzeki,
które już za chwilę sprawiały, że byliśmy mokrzy jak po kapuśniaczku. Chociaż
mogło chlapać mocniej!
A czy ktoś z Was miał okazję
płynąć Dunajcem bądź Popradem? Chcielibyście odbyć taką podróż, czy może strach
przed wodą Was z lekka paraliżuje? Podobno takie łodzie są… niezatapialne. Przynajmniej
według słów flisaka. :)
Pozdrawiam i wszystkim uczniom (w
tym sobie) życzę dużo wytrwałości w tym roku szkolnym, jak najmniej zarwanych
nocek i wielu zabawnych momentów, nie tylko w czasie przerw. A studentom…
smażcie się w piekle odpocznijcie jeszcze przez ten miesiąc.
Sara
ja "spływałam" Dunajcem, ale to było bardzo dawno temu i niewiele już pamiętam. ale generalnie ja uwielbiam wodę i moim ulubionym elementem wielu wycieczek są właśnie rejsy po rzekach (Wisłach, Sekwanach i innych Szprewach).
OdpowiedzUsuńpowodzenia w szkole, a ja chyba mam spore zaległości blogowe do nadrobienia
Dziękuję :) Ja w sumie też lubię wodę, ale jednocześnie się jej trochę boję, tym bardziej po trwającym 19 godzin rejsie promem po morzu...
UsuńAle Sekwaną to bym sobie spłynęła, haha :D
Pozdrawiam!
Miałem okazję płynąć Dunajcem. Bez żadnych kamizelek ratunkowych-kapoków, jak na tych zdjęciach. I to nieprawda, że tratwy są niezatapialne. Chyba, że flisacy są trzeźwi...
OdpowiedzUsuńA na jednym ze zdjęć czyżby blogerka zmieniła zawód na flisaczkę?
Ee, wydaje Ci się. :) Nietrzeźwi flisacy to faktycznie niebezpieczeństwo, ale tak jest z każdym zawodem - pijany lekarz, pijany policjant to zagrożenie... Dlatego powinno się tego bardzo pilnować.
UsuńU nas kamizelki nie były obowiązkowe, tzn. flisacy nam je wydali, ale na własną odpowiedzialność mogliśmy je zdjąć. Ja nie ryzykowałam.
Pozdrawiam :)
No to miałaś wybór, ja nie. Musiałem liczyć na doświadczenie zawodowe flisaków.
UsuńPozdrawiam :)
oo pobyt się udał widać;)
OdpowiedzUsuń____________________
a u mnie? outfit w najgorętszym kolorze sezonu
Świetnie musiało być ! :)
OdpowiedzUsuńCool photos, looks like it was fun.
OdpowiedzUsuńwww.effortlesslady.com
you're so pretty! :)
OdpowiedzUsuńvisit my blog and follow me if you want - http://eittapattie.blogspot.co.uk/
Kochana, trudno sie chlopakowi dziwic! :)
OdpowiedzUsuńWidac, ze milo spedzilas czas! Oprocz tych przyspiewek...
http://pearlinfashion.blogspot.co.at/
Zdecydowanie wolę pontony lub kajaki :) a jeśli chodzi o flisaków - większość z nich ma specyficzny humor i często są męczący...też się o tym przekonałam ;)
OdpowiedzUsuńzazdroszczę pobytu w górach! mi w tym roku niestety się nie udało :(
OdpowiedzUsuńw wolnej chwili zapraszam do siebie :*
Piękne zdjęcia. Uwielbiam góry :)
OdpowiedzUsuńwww.marrtab.blogspot.com
Płynęłam Dunajcem w zamierzchłych czasach, ale widzę że sporo się pozmieniało. Tratwy były drewniane, flisacy w strojach góralskich, a kamizelek nie było wcale... Bardziej mi się to podobało. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńBardzo pozytywne zdjęcia :*
OdpowiedzUsuńObserwuję .Czy mogłabyś kliknąć w linki w moim nowym poście? Odwdzięczam się obserwacją i komentarzami :)
Z góry dziękuje. :*
http://goldxcherriex.blogspot.com/
Jest to moje mini marzenie, które właśnie zrealizuje tego lata :)
OdpowiedzUsuń