Wśród uczuć, towarzyszącym mi
właściwie przez cały dzień urodzin, pojawiło się ogromne szczęście, wręcz
trochę duszące w gardle, zupełnie niepasująca do siedemnastolatki, wręcz
dziecięca radość, nieokrzesany entuzjazm, niemożliwa do zatrzymania głupawka i
zadowolenie. Z kolei we wczorajszy wieczór przybrałam postać wraku człowieka i
nawet kawa nie zdołała tego zmienić. Stwierdziłam, że nadszedł czas na
relaksacyjny post. :)
300 mieszkańców, pewnie dwa razy
więcej kur, a do tego stadko koni, trochę krów i hektary pól. Zaszyłam się w
takim miejscu na tydzień. Spędziłam te dni, grając w planszówki, podsycając
zamiłowanie względem hazardu, połykając ckliwe, ale nadal romantyczne powieści
Sparksa i jedząc, jedząc, jedząc. Ale też spacerowałam i trenowałam, żeby nie
było, że wróciłam o 5 kilogramów cięższa. :)
I mimo iż naładowałam akumulatory, to wydaje mi się, że 2 lub 3 dni w
zupełności by wystarczyły.
Ostatniego dnia naszego pobytu w
Zosinie, stwierdziłam, że muszę uwiecznić ogród dziadków. Uwielbiam kwiaty, ale
tylko, gdy je dostaję, oglądam albo wącham – sama nie potrafiłabym pewnie o nie
zadbać i czekałaby je śmierć na miejscu. Nawet drzewko szczęścia nie mogło u
mnie przetrwać – pewnie to przez ten nadmiar szczęśliwego pierwiastka. Nie
potrafię podać nazwy raczej żadnego z tych kwiatków (ale mogę im nadać imiona,
jeśli chcecie :)),
ale to nie przeszkodziło mi w fotografowaniu ich ze wszystkich stron.
Gdy kwiaty odwróciły się ode mnie
i płatki skierowały w stronę słońca, ja zawędrowałam do sadu połączonego z
ogródkiem warzywnym. Dziwną radość sprawiło mi robienie zdjęć darów Matki
Natury, prawie porównywalną z jedzeniem… ;) Mogę Wam zdradzić, że maliny były
przepyszne, a ja, porzucając na chwilę moje zasady zdrowego odżywiania,
skonsumowałam je z bitą śmietaną.
Przyjemnie było pokręcić się
trochę po typowej wsi. Takiej, do której autobusy przyjeżdżają od święta, w
której wszyscy się znają (i obgadują, ale to tak przy okazji) i w której
znajduje się może jedna ulica i tak niemająca nazwy. Kilkudniowy pobyt – nie ma
sprawy, ale później już ciągnęło mnie do miasta… Dusza mieszczucha nigdy mnie
nie opuści. :)
A czy Wy lubicie wypady na wieś?
Jesteście zakochani w swoich metropoliach czy małych miasteczkach?
Dziękuję wszystkim za piękne życzenia!
Sara
PS Żywą, merdającą wesoło ogonem i żądną głaskania modelkę też udało mi się znaleźć.
haha :D ja mam tak samo z kwiatami, nawet kaktusa kiedyś ususzyłam :<
OdpowiedzUsuńhttp://whatisinthehat.blogspot.com/
Śliczne zdjęcia i fajny psiak. :3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Maja ♥
http://friend-ffriend.blogspot.com/
Bardzo ładne zdjecia, uwielbiam kwiaty :)
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam wieś, ale jestem też zakochana w Gdańsku :)
OdpowiedzUsuńTak, użyłam ołówka z gumką, chyba faktycznie nie ujęłam tego zbyt jasno we wpisie ;) I oczywiście farby do tkanin, takie najtańsze po ok. 2-3zł na allegro. Były fundowane przez organizatora warsztatów, więc nie narzekam, ale spróbowałabym droższych i potem dopiero porównała efekt, bo te trochę się jednak zmywają po zaprasowaniu, przez co nie mam do końca zmytego ołówkowego konturu i też nie polecałabym prać tego w pralce. Mam w domu farbę z trochę wyższej półki (ok. 8zł), ale jeszcze nie testowałam, jak się w końcu do tego zabiorę to na pewno napiszę o tym na moim blogu ;)
OdpowiedzUsuńNo niby 8zł to nie majątek, ale jest to cena za jeden kolor. Do swojej torby potrzebowałam 3 kolorów, a to już 24zł. Za to farby te są na prawdę wydajne! Sama zużyłam tylko tę farbę, która osadziła się na wieczku, to co było w słoiczku pozostało nietknięte (o ile dobrze pamiętam, ale na pewno wiele ze słoiczka nie wyciągałam ;)
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia, widać rękę profesjonalnego fotografa :)
OdpowiedzUsuńNieważne miasto czy wieś - ważne z kim. I w Paryżu można nudzić się jak mops...
Dziękuję i masz rację - towarzystwo jest bardzo ważne!
Usuńprzepiękne zdjęcia!! wszystkiego najlepszego!! <3333
OdpowiedzUsuńDziękuję! :*
UsuńJa ręki do kwiatów to nie mam, ale uwielbiam! piękne zdjęcia i najlepszego:)
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńAle piękny pies :)
OdpowiedzUsuńpoczytałabym książkę na świeżym powietrzu, ale niestety pogoda nie pozwala
OdpowiedzUsuń