Jest
13 czerwca, więc wychodzi na to, że czas na podsumowanie miesiąca, a właściwie
to nie miesiąca (bo który miałabym podsumowywać? Maj czy czerwiec?), tylko
minionych trzydziestu dni. Trochę Was już przyzwyczaiłam do tego, że u mnie
takowe podsumowania nie pojawiają się pod koniec jednego miesiąca czy też na
początku drugiego, ale w połowie jednego z nich. Zastanawiam się, czy tego nie
zmienić. Tylko że wtedy podsumowanie na moim blogu byłoby jednym z wielu podsumować miesiąca na różnych stronach. :) Kwestia do rozważenia. :) Myślałam też zmianie tytułu cyklu...
Ostatnie
tygodnie były na swój sposób wyjątkowe. Dużo nowych doświadczeń, a także
mieszanina okropnych zdarzeń z tymi naprawdę wspaniałymi i niecodziennymi. Z Wami
podzielę się tylko tymi przyjemnymi – po co rozprzestrzeniać narzekanie? :D
16 maja - Europejska Noc Muzeów! Już chyba po raz trzeci czy czwarty uczestniczyłam w tym wydarzeniu, jak zawsze wróciłam do domu pełna różnorakich emocji. Myślę, że to lepszy sposób na spędzenie soboty niż bezsensowne przełączanie kanałów. Każdy czasami musi się ukulturalnić. ;) Chociaż w Centrum Sztuki Współczesnej można zacząć się wahać, co też właściwie powinno być nazywane sztuką.
21
maja – osiemnastka P. Była pizza, tort (upieczony i udekorowany przez
jubilatkę), przekąski i mnóstwo gier planszowych. To była moja pierwsza
osiemnastka w tym roku i przyznaję, że z lokalu wyszłam w świetnym humorze. Nie
było dzikiej balangi mocno zakrapianej alkoholem, a kulturalna impreza i to mi
się bardzo, bardzo podobała. Graliśmy w tabu, kalambury i mafię. Jak się
okazało, mafia ewoluowała i zasady, które ja znałam, są już passé. Na szczęście
szybko nauczyłam się nowych. :D
29
maja – urodziny mojej ukochanej przyjaciółki F., a także spotkanie z Kamilem, z
którym wywiad możecie przeczytać tutaj, oraz z już osiemnastoletnią P. ;) W
tymże dniu F. dostała kwiaty na starówce od dwóch nieznanych gości, a ja
spędziłam miły czas w towarzystwie moich znajomych z gimnazjum. Ostrzeżenie:
nie bierzcie pięciu pierogów w toruńskiej Pierogarni, chyba że macie żołądek dinozaura.
27
maja – Festiwal Kolorów w Toruniu. Nie
było tak świetnie jak w zeszłym roku, spotkałyśmy z F. niewiele znajomych, było
chłodniej, kolorki drogie, a i my byłyśmy na samym festiwalu krócej. Chociaż
nadal twierdzę, że to fajna inicjatywa, samo obsypywanie się z obcymi ludźmi
kolorowymi proszkami wyzwala w człowieku mnóstwo pozytywnej energii.
1
czerwca – wyniki konkursów polonistycznych. Okazało się, że jestem laureatką
Ogólnopolskiego Konkursu „Z ortografią na co dzień”. :D Na wyniki czekałam cały
dzień, tymczasem opublikowano je dopiero wieczorem. Moja radość tego wieczoru
nie znała granic.
W Dniu Dziecka otrzymałam też miły upominek od rodziców –
czekoladę, herbatę i… skarpetki (kto powiedział, że to prezent
bożonarodzeniowy? :D) Również szkoła o nas nie zapomniała – tego dnia miał
miejsce Dzień Szkocji. Kiltu nie włożyłam, bo to w końcu ubiór męski. ;)
Chłopcy mieli okazję zaprezentować swoje zgrabne nogi. Można było wziąć udział
w różnych konkurencjach inspirowanych szkockimi Highland Games, czyli Zawodami Kaledońskimi.
Nie zabrakło rzucania drewnianym palem (caber toss), pchnięcia kulą (shot
put), rzutu młotem (Scottish hammer throw) i przeciągania liny (tug-o-war). Na
terenie szkoły sprzedawano różne pyszności – ja skusiłam się na gofra w nutellą
i truskawkami, koktajl truskawkowo-bananowy i szkockie ciasteczko zwane
shortbread. Na odważniejszych czekały jajka po szkocku. ;)
3
czerwca – klubowa osiemnastka F. Przed wyjściem wpadłam w panikę, ale na
szczęście mi przeszło. Bawiłam się świetnie bez procentów, wytańczyłam i
piszczałam razem z F., kiedy DJ (DJ-ka? Nadal nie wiemy) puścił/a One
Direction. Od 6:30 do 1:30 na nogach – ale dałam radę, co więcej – tańczyłam prawie
cały czas. A gdy zobaczyłam, że F. dostała swoje wymarzone prezenty, mnie samej
uśmiech wpełzł na twarz.
4
czerwca – turystka w Toruniu! Namówiłam rodzinkę na spacer po mieście. Brata przekonałam,
mówiąc, że pójdziemy też na lody. Efekty sesji możecie zobaczyć tutaj.
Przyjmuję zapisy na oprowadzanie po Toruniu, haha.
Co
drugi dzień ;) – do skrzynki trafiały kartki, a na mój talerz truskawki.
Zupełnie zapomniałam o tym, że dawno temu umówiłam się na wymianę z kimś z Antigui! |
Pocztówka wygrana u Karoliny w konkursie |
A
jak tam u Was kochani? Cieszycie się, że za oknem tak słonecznie?
Przesyłam
moc uścisków!
Sara
Torcik <3 yummy
OdpowiedzUsuńBoski blog !
OdpowiedzUsuńZarąbisty tort <3 - jadłabym
Wspólna Obs , ja już
Zapraszam : http://patrycjabunt.blogspot.com/
Jaki piękny tort! Zazdroszczę tym co tak pięknie ozdabiają ciasta. Ja tylko piekę, ale ozdabiać to już nie moja bajka ;p
OdpowiedzUsuńSuper jest ta mapka z Antigui :)
Tort jest genialny! Robi wrażenie i patrząc na to jak wygląda, musiał też być pyszny :) Osiemnastki... zabrzmię bardzo staro, ale... kiedy to było?! Naprawdę czuję się staro :D Czas osiemnastek był świetny, tyle zabaw, tyle wspaniałych chwil na urodzinowych imprezach i w domach i w lokalach, tyle wspomnień i tyle zdjęć :) Część z nich nadal nie są wywołane, ale muszę w końcu zrobić z tym porządek i je wywołać :p
OdpowiedzUsuńale smakowity torcik - aż szkoda go jeść:p
OdpowiedzUsuńSandicious
Zapisuję się na oprowadzanie po Toruniu ~<;-)
OdpowiedzUsuńNo to wiele się u Ciebie działo w takim razie ;) Świetna relacja, tort wygląda bardzo fantazyjnie !
OdpowiedzUsuńhttp://przygody-mileny.blogspot.com/
U Ciebie zawsze się tak dużo dzieje, a ja narzekam na nudę! :p Chociaż to się niedługo zmieni - pierwsze dwa dni wakacji to już dwie 18 moich znajomych! A ten tort? Wow, niesamowite. Nigdy bym nie powiedziała, że to ręczna robota.
OdpowiedzUsuńfajne podsumowanie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko.
stay-possitive.blogspot.com
Świetny tort! ;-) pewnie też świetnie smakował ;)
OdpowiedzUsuńJa już dawno zapomniałam jak to jest na 18-stce, ale za rok najmłodsza szwagierka ma, więc może będzie ciekawie ;)
Smakował świetnie! Szwagierka? W sensie żona brata? Masz taką młodą szwagierkę, Paula? ;)
UsuńJa osiemnastki mam już za sobą (chyba na szczęście), nie jestem zwolennikiem alkoholu, można nawet powiedzieć, że przeciwnikiem, więc moi znajomi mnie irytowali swoim zachowaniem oraz nieustanną próbą namówienia mnie do picia (mimo iż wiedzą, że piję sporadycznie). No teraz ewentualnie zostały mi te "rodzinne", ale wiem, że będę kierowcą i to jest świetne rozwiązanie. Torcik świetny. Sama uwielbiam takie "od serca". Moim największym wyczynem był tort w kształcie gitary i ozdoba go (zupełnie się nie znam, a chciałam sprawić radość mojemu Facetowi). Ze słoneczka cieszę się bardzo. Muszę się jednak przemęczyć jeszcze dwa dni i oficjalnie zaczynam leniuchowanie się do października (chyba, że znajdę pracę - na co liczę) :)
OdpowiedzUsuńTort jest super!
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie czytało się ten post, widać, że się nie nudziłaś :D. Tort robi wrażenie! Ja kiedyś dostałam od przyjaciółki tort ze zrobioną z malutkich kuleczek lokomotywą. No i widzę "moją" pocztówkę ^^. Na dniu kolorów nie byłam ani razu :(.
OdpowiedzUsuńJejku, Saro ale masz świetną tą pocztówkę mapkę :) Podoba mi się!
OdpowiedzUsuń