Przez ostatnie miesiące, a nawet
lata przeczytałam kilka książek o zero waste, czyli stylu życia bez śmieci. Jedne były bardziej radykalne, inne mniej. Śledzę również blogi i strony na Facebooku
związane z ograniczeniem odpadów. Stwierdziłam, że podzielę się z Wami moim
punktem widzenia.
Mam bardzo dużo przemyśleń na
temat zero waste, postaram się je przedstawić w jak najmniej chaotyczny sposób.
Zacznę od tego, że jak najbardziej popieram postulat, abyśmy coś w końcu zrobili
z naszym zachowaniem, ogarnęli się i zaczęli dbać o planetę. Nie uważam, że
zero waste to jakieś chwilowe widzimisię czy chwilowy trend, który zaraz
przeminie. Ta idea wpisała się w życie wielu z nas na dobre. Trochę późno, to prawda.
Staram się patrzeć na zero
waste z perspektywy zwykłego człowieka, który nie narzeka na nadmiar pieniędzy.
Co można zrobić? Co ja robię? Co jest według mnie trudne do osiągnięcia?
Są takie nawyki, które uważam, że
powinniśmy wyeliminować od razu i byłoby to naprawdę łatwe. Myślę, że jednym z
nich jest branie plastikowych reklamówek. Gdy robię zakupy i widzę tych ludzi,
którzy kupują dwie rzeczy i może jeszcze przyjechali samochodem, i biorą okropną, plastikową reklamówkę, to mam ochotę czymś w nich rzucić. To strata
kasy i głupota. Rozumiem, że każdemu może zdarzać się zapomnieć płóciennej
torby. Ale jest tyle innych opcji – można wziąć kartonik z półki – TAK,
KARTONIK, zupełnie za darmo. Można trzymać rzeczy w rękach, można schować je do normalnej
torebki lub plecaka. Można też w koszyku zawieźć je do samochodu i włożyć luzem. Naprawdę, branie plastikowej reklamówki jest często
zbędne.
Do czego nieco trudniej się
przekonać, ale można? Do niepakowania warzyw i owoców w foliówki. Nigdy nie
zapomnę sytuacji, gdy chciałam kupić sałatę i nie włożyłam jej do siateczki, na
co pani przy kasie zapytała mnie, czy zabrakło foliówek. Już chciała zapakować moją sałatę do plastikowej torby. Na szczęście udało mi się grzecznie
podziękować. Gdy kupuję sałatę czy cytrynę, to nie mam problemu z
tym, aby ich nie pakować do woreczka. Gorzej, gdy kupuję np. pięć pomidorów.
Zapaleni wielbiciele zero waste pakują wówczas produkty do własnych woreczków
uszytych z firanek czy innych materiałów. Przyznaję, że ta praktyka jeszcze przede mną.
Mam też problem z niekupowaniem
wody w plastikowych butelkach. Pamiętam, że był taki moment, gdy przestaliśmy
przywozić ze sklepu zgrzewki wody i piliśmy przefiltrowaną kranówkę. Ale chyba
mieliśmy jej dość, bo wróciliśmy do kupowania wody w butelkach. Wiem, że
niektórzy piją wodę z kranu na co dzień. Może to tylko kwestia przekonania?
Do czego w życiu się nie
przekonam? Są takie aspekty zero waste, które powodują we mnie odruch wymiotny. Tak jest
chociażby z kubeczkami menstruacyjnymi. Nawet kiedy o tym piszę, to mam minę
pełną obrzydzenia, gdy wyobrażam sobie, jak musiałabym wylewać to… Ble. Nie,
dzięki. W tym przypadku stwierdzam, że mój komfort jest ważniejszy.
Czy zero waste jest drogie? To
zależy. Dla przykładu – szampony w kostce (zamiast tych w plastikowych
butelkach) potrafią kosztować kilkadziesiąt złotych. Nie każdego na to stać.
Ale dzięki zero waste można też… zaoszczędzić. Niektóre produkty na wagę bywają tańsze. Wybierając je, nie tylko oszczędzamy, lecz także unikamy plastikowych opakowań.
Są takie rzeczy, które można
wprowadzić do naszego życia od razu. Są i takie, które wymagają zmiany
przekonań. Ale wydaje mi się, że samotne banany możecie zacząć kupować od
zaraz. Inaczej trafią na śmietnik.
Dajcie znać, co Wy myślicie o
zero waste! Czy nie jest za późno dla naszej planety?
Sara
Uważam, że wprowadzanie zero waste'owych nawyków w codziennym życiu jest tak samo ważne jak naciskanie na korporacje, aby ograniczały wykorzystywanie plastiku i korzystały z surowców odnawialnych. Zmiany muszą iść z obydwu stron - "z góry" oraz "z dołu", żeby ocalić naszą planetę od upadku. No i warto też poczytać o tym, w jaki sposób nie tylko używanie plastiku, ale też produkcja żywności - tej pochodzącej od zwierząt i ze zwierząt przede wszystkim, wpływa na naszą planetę.
OdpowiedzUsuń„Utrzymanie porządku kosztuje sporo energii – bałagan natomiast robi się sam.”
OdpowiedzUsuńDrugie prawo termodynamiki. Mówi ono, że masa-energia mogą być przemienione tylko w jednym kierunku, to znaczy ze stanu użytecznego w bezużyteczny, z dostępnego w niedostępny, z uporządkowanego w nieuporządkowany. Wszystko we wszechświecie (gwiazdy, gorąca herbata, nasza cywilizacja, porządek w pokoju czy ludzkie życie) ma początek w określonej strukturze czy wartości, która następnie nieuchronnie zmierza w kierunku chaosu i rozpadu. Porządek i ład zawsze wymagają energii, która podczas zamiany w pracę zostaje bezpowrotnie tracona (choć nie znika nigdy) i rozprasza się. Zatem wszystko ostatecznie zmierza do stanu nieuporządkowania, chaosu, który zdaje się być stanem ostatecznej równowagi czy, jak mawiają fizycy, śmierci cieplnej. Jeśli więc staramy się utrzymać gdzieś wyspy ładu i porządku, to zawsze wymaga to energii, która następnie w formie rozproszonej powiększa nieład w otaczającym środowisku.
Wiemy też, że gorąca herbata stygnie w chłodnym pomieszczeniu, aż w końcu zrównuje temperaturę z otoczeniem. No i wiemy, że w dzisiejszym świecie dramatycznie rosną góry śmieci, a my pogrążając się w luksusie i wyrafinowanych technologiach degradujemy ostatnie skrawki dzikiej przyrody.
nie do wszystkiego można się przekonać i nie ma co się zmuszać, jest tyle pozytywnych zmian i nawyków jakie można wypracować, a wszystko ma znaczenie :) jak ci nie smakuje kranówa czy nie chcesz kubeczków to zawsze możesz zamienić zrywki na tanie torby papierowe, jedzenie pakować do wielorazowych pojemników, segregować odpady itp :) powodzenia!
OdpowiedzUsuń