Nie cierpię, gdy
nie mogę o czymś mówić. Gdy muszę coś ukrywać. Teoretycznie mogłam Wam
powiedzieć o szkoleniu, ale… nie chciałam. Bałam się. Bo co, gdybym oblała? Nie
oblałam.
Wszystko
zaczęło się jakieś pół roku temu, gdy pojechałam na spotkanie rekrutacyjne w Gdańsku. Musiałam zabrać ze sobą CV w języku angielskim, zdjęcie i…
pewność siebie. I uśmiech. Wyglądałam nadzwyczaj elegancko (jak na mnie). Nawet pomalowałam dolne rzęsy, czego na co dzień nie robię, bo… nie potrafię. Teraz
możecie się śmiać.
Samo
spotkanie było mieszaniną czekania i stresu. Musiałam krótko opowiedzieć o
sobie, była też rozmowa z rekrutującymi – oczywiście po angielsku. Polecono nam
też odegrać scenki grupowe. Sama nie wiem, co było najgorsze. Stresowałam się
okropnie. Ale chyba wypadłam na tyle dobrze, że zaproszono mnie do kolejnego
etapu. Wydaje mi się, że przekonałam ich tym, że studiuję psychologię, więc
mniej więcej potrafię radzić sobie z ludźmi – jakkolwiek to brzmi.
Później
przyszedł czas na szkolenie. Nie miałam pojęcia, jak pogodzę to wszystko ze
studiami, ale jakoś się udało. Wiele osób myśli, że stewardessa to właściwie
kelnerka. Tymczasem mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że podczas szkoleń dla
personelu pokładowego poznajemy wiele szczegółów technicznych dotyczących
samolotów. To chyba właśnie te elementy były dla mnie najtrudniejsze. Nie
znałam tych nazw nawet po polsku, a musiałam nauczyć się ich po angielsku! Było
też oczywiście szkolenie z pierwszej pomocy i sprawdzian z pływania. I tu od
razu przyznam, że nie pływam jakoś świetnie – głównie na plecach, ale
najważniejsze jest to, że potrafię utrzymać się na wodzie.
Sprawdziany,
nauka, wszędobylski angielski… Gdy teraz o tym myślę, to był jeden z
najbardziej stresujących okresów w moim życiu. A najgorsze było to, że nikomu –
oprócz rodziców i brata – oczywiście o tym nie powiedziałam. Chyba lubię robić
innym niespodzianki. Ostatecznie zdałam wszystkie egzaminy i zostałam przyjęta do bazy.
Jak
teraz będzie wyglądać moje życie? Jeśli chodzi o studia, planuję wziąć urlop
dziekański. Natomiast nie wyobrażam sobie życia bez bloga, więc wpisy będą się
ukazywać. Raczej nie będę pisać ich nad chmurami, bo praca stewardessy to
naprawdę działanie na pełnych obrotach – niekiedy nie ma czasu nawet na to, by
zjeść kanapkę. Nie mogę się jednak doczekać, aż opowiem Wam o tych wszystkich
przygodach, których zapewne nie zabraknie. Wiem, że ze zwiedzaniem może być na
początku ciężko, bo na miejscu nie będzie zbyt wiele czasu na odpoczynek, a co
dopiero na wypady na miasto. Mam nadzieję, że z czasem to się zmieni. Mogę lecieć między innymi na Islandię! Chyba tego nie mogę się doczekać najbardziej.
Powiem Wam, że stewardessą chciałam zostać od zawsze. Wydawało mi się jednak, że ze względu na wadę wzroku nie uda mi się tego dokonać. Okazało się, że soczewki czy okulary to żadna przeszkoda dla pracy na pokładzie.
Trzymajcie za mnie kciuki!
Sara
GRATULACJE!!!!
OdpowiedzUsuńPrima Aprilis :) Chyba żart się udał :D
UsuńGratuluję
OdpowiedzUsuńPrima Aprilis! :)
Usuń