Co łączy Poznań z tropikalnym lasem amazońskim, Malediwami
bądź Indonezją?
Myślicie, że trzeba wylatywać z Polski, aby poczuć się tak
jak w zarośniętym buszu wśród gatunków roślin, o których nam się nawet nie
śniło? Nie trzeba. Bo przecież na pewno znajdą się ogródki z niecodzienną florą…
Oczywiście nie o nie mi dzisiaj chodzi. Prawdziwe tropiki znajdziemy w
Poznaniu, za wstęp zapłacimy 5 lub 7 złotych, a spacerować, podziwiać i dziwić
się możemy do woli. To znaczy… do zamknięcia jednej z największych w Europie - palmiarni.
Palmiarnię po raz pierwszy odwiedziłam, będąc małą
dziewczynką i przyznam się Wam, że niewiele pamiętałam, zupełnie nie mogłam
sobie przypomnieć, w jaki sposób palmiarnia jest zagospodarowana, jak ona w
ogóle wygląda.
Palmiarnia znajduje się przy, a właściwie w parku, którego
niestety nie dałam rady nawet pobieżnie obejść – było dość chłodno, a my nie
mieliśmy zbyt wiele czasu. Za to w palmiarni spędziłam bite dwie godziny. Już
na wstępie spotkała nas dość niemiła niespodzianka. Rada na przyszłość – jeśli będziecie
mieli zamiar odwiedzić poznańską palmiarnię, weźcie ze sobą pieniądze, a nie
karty kredytowe, gdyż te nie są tam uznawane. Myślę, że zasługuje to na słowa
krytyki, bo palmiarnia jest w pewnym sensie znakiem rozpoznawczym Poznania,
odwiedzają ją turyści z całego świata, dziennie zagląda do niej mnóstwo gości,
więc płatność powinna być jak najbardziej ułatwiona. Na szczęście znaleźliśmy
jakiś bankomat i zdołaliśmy wejść do środka, przedtem przyglądając się trochę
odmóżdżającej maszynie, do której wrzuca się pieniążki, a one kręcą się, i
kręcą, i zataczają koła aż w końcu wpadną do środka.
Co podobało mi się w poznańskiej palmiarni? Na pewno to, że
rośliny nie wyglądały tam jak w jakimś muzeum, nie sprawiały wrażenia, że rosną
tam za karę. Wręcz przeciwnie – wyciągały liście, gdzie chciały, wychylały się,
w którą stronę im się podobało. Wyglądało to dość naturalnie, rośliny rosły w
nieładzie, jedna obok drugiej, co chociaż w jakimś niewielkim procencie
przypominało prawdziwy las.
Zachwyciło mnie wiele
roślin, niektóre były naprawdę niesamowite, miały albo nietypowe liści, albo
korę, albo owoce, albo wszystko naraz. Śmiesznie było obserwować rosnące banany
czy inne, całkowicie jadalne owocki (tylko mandarynek nie było :().
Szczególną uwagę zwracałam na niektóre drobne, kolorowe roślinki,
kwiatki, które, nie ukrywam, chętnie postawiłabym w doniczce w swoim pokoju,
gdyby nie to, że zapewne zwiędłyby po jednym dniu. I wcale nie byłoby to
spowodowane moim całkowitym brakiem umiejętności zielarskich i ogrodniczych. Po
prostu odczułyby chłód (mimo temperatury równej 23 stopnie) albo zwyczajnie nie
potrafiłyby wyrosnąć w takim miejscu.
Palmiarnia to nie tylko ogromny ogród botaniczny, to również
mieszkanko wielu różnych zwierząt. Z klatek uśmiechały się do mnie gekony,
papużki o wdzięcznych imionach – Dobra i Dobry, a nawet nutrie! (mój rozum
nadal nie może strawić pojęcia futro z nutrii).
Ze stawów wyglądały rybki, którym nieudolnie próbowałam robić zdjęcia. Nawet
wąż ma swoje lokum w poznańskiej palmiarni.
Wiadomo że zobaczenie czegoś na zdjęciu nie zastąpi nam
obcowania z danym przedmiotem czy miejscem w rzeczywistości, gadanie przez FB
nie zastąpi rozmowy twarzą w twarz. Tak samo pobyt w palmiarni nie będzie nigdy
tym, co leżenie pod palmą w ciepłym kraju ani wąchanie roślinek w odległym
Meksyku. Muszę jednak przyznać, że założyciele i opiekunowie palmiarni bardzo
się postarali, aby to miejsce było namiastką flory z całego świata. I tak też
się stało.
PS. To nie koniec postów z palmiarni, bowiem czekała tam na nas pewna niespodzianka... :)
PS. To nie koniec postów z palmiarni, bowiem czekała tam na nas pewna niespodzianka... :)
o jejciu ;** super fotki , pięknie wyglądasz;) nie moge doczekac sie tej niespodzianki, kiedy nastepny poscik?;)))
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńRadzę śledzić bloga i stronę na FB uważnie https://www.facebook.com/sawatka, aby być na bieżąco :) Ale kolejny post na pewno w ten weekend.
Pozdrawiam!
świetne miejsce:) pozdrawiam!!
OdpowiedzUsuńHm, może i kompletnie nie na temat, ale co sądzisz o prywatyzacji GiLA?
OdpowiedzUsuńnie masz własnego zdania?
UsuńJeśli Cię bardzo interesuje moje zdanie, to wiedz, że odpisałam na komentarz Natalii na jej własnym blogu - o, tutaj :)
Usuńhttp://naturarei.wordpress.com/2013/11/11/wolnosc-kocham-i-rozumiem/#comments
świetne zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam,
http://my-fashioncity.blogspot.com/
palmiarnie zawsze odrobinę mnie przerażały i chociaż nie pamiętam, żebym w jakiejkolwiek była, mam wrażenie że w środku istnieje całkiem niezłe środowisko dla kręcenia horrorów. pewnie kiedy gaśnie światło rośliny ożywają i w nieludzko wysokiej wilgotności i temperaturze robią jakieś straszne rzeczy... hm, chyba się zapędziłam odrobinę :D
OdpowiedzUsuńHey!
OdpowiedzUsuńYour blog is brilliant and you're beautiful! :)
xoxo
http://justgiovana.blogspot.com.br/
omg ! prawie totallook ! super ! :)))))))
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńfajnie :) jest to napewno jakas odskocznia od brudnego miasta i zatloczonych ulic :D:D
OdpowiedzUsuńjak bylismy w lasu deszczowym w azji i potem weszlam do palmiarni ktora przedstawiala las deszczowy u nas w miesicie to balam sie tam chdozic i mialam wrazenie ze duzse sie tamtejszym klimatem hihi fajna schiza :P
Beautiful pictures, love it.
OdpowiedzUsuńeffortlesslady.blogspot.ca
uwielbiam poznańską palmiarnię :) przez rok tam pracowałam w czasie studiów :)
OdpowiedzUsuń