Na samym początku chciałabym Wam przypomnieć o konkursie, który rozpoczął się na moim blogu w minioną niedzielę. Do wygrania są pyszne smakołyki, więc zachęcam do udziału :) CLICK
Moja podróż do Poznania była niestety tylko jednodniowym
wypadem. Nie przeszkodziło mi to jednak w kupieniu ślicznych pocztówek – na rynku
było ich pod dostatkiem.
Chciałam opisać Wam moje wrażenie z jeszcze jednego miejsca (z którego nie mam pocztówki, uwierzycie w to?).
W Toruniu go nie ma, w Bydgoszczy też nie, dopiero w Poznaniu, ewent.
Trójmieście. Pachniało tam hot-dogami za złotówkę, szwedzkimi meblami produkowanymi
w Polsce i w Chinach oraz… zaangażowaniem. Ikea to sklep, który ewidentnie
walczy o klienta wszelkimi możliwymi sposobami. Automat do rozmieniania
pieniędzy, torby, koszyczki, plakaty – wszystko to ma ułatwić kupującym decyzję
o wydaniu pieniędzy. Gdy zgłodnieją – czeka na nich tanie, zdrowe/niezdrowe
(skreślcie to, co uważacie za prawdziwe)
jedzenie. W Ikei istnieje nawet specjalne przejście dla osób, które nic nie
kupiły. Jest jednak wyjątkowo wąskie – jeśli ktoś chciałby uniknąć niedogodności,
niech lepiej zdecyduje się na zakup czegokolwiek.
My ostatecznie z Ikei nie przywieźliśmy nic, chociaż po
drodze moja mama chwytała różne bardziej i mniej przydatne przedmioty.
Ostatecznie długość kolejek nas wystraszyła i wystarczająco zniechęciła do
zakupu.
Możecie się dziwić, dlaczego postanowiłam opisać wrażenia
akurat z tego sklepu. Wydaje mi się, że jeśli ktoś nie bywa w Ikei na co dzień
(założę się, że są osoby, które odwiedzają ten sklep tak często jak pobliskie spożywczaki
albo i częściej), to jej forma i wygląd może zadziwiać. Mój brat w czasie
naszej wizyty w Ikei wykrzykiwał: To nie
muzeum! A wiele osób (dobra, przyznaję, my też) przechadzała się po tym
sklepie tylko po to, aby… popatrzeć poszukać inspiracji, a niekoniecznie coś kupować. Podobno niektórzy ludzie mają kuchnie, salony, sypialnie żywcem wyjęte z
Ikei. To się nazywa kreatywność.
Nie można zaprzeczyć, że w Ikei są rzeczy… ładne. Tak
zwyczajnie dobrze się prezentujące. Gorzej z jakością wykonania. Na pewno
trafiają się przedmioty lepsze, gorsze, takie, które lata moment się rozpadną i
takie, które przetrwają lata. Sklep jest też urządzony w taki sposób, że gdy
poruszamy się po nim, mamy wrażenie, jakbyśmy naprawdę chodzili po domu. Rzeczy
wcale nie stoją w rządkach, na półeczkach, zostały raczej pokazane w otoczeniu
innych – zupełnie jak w domu. Sklep niewątpliwie oryginalny, wiem, że istnieje
spore grono fanów Ikei, ludzi, którzy jadą do danego miasta tylko w celu
odwiedzenia tego sklepu. U nas to palmiarnia była głównym punktem wycieczki na
szczęście :)
To co z tym Poznaniem? Warty odwiedzenia? Tak jak pisałam
już we wcześniejszych notkach, w mieście tym nie ma ogromnej liczby zabytków, ale koziołki i kolorowe kamieniczki mają swój urok.
Gdybym miała wybrać się jeszcze raz do Poznania, to zapewne zrobiłabym to w
jakimś cieplejszym miesiącu, wybrała się w okolice Malty, bo tam jeszcze nie
byłam.
Wrócę jeszcze na moment do palmiarni - wspominałam w poprzednich wpisach, że mają tam miejsce różne ciekawe wydarzenia. Oprócz wystawy królików rasowych, na którą my trafiliśmy, są też wystawy kotów, a niedługo świętowany będzie Międzynarodowy Dzień Pluszowego Misia; palmiarnię odwiedzi także żółw Franklin (pamiętacie go?! :D), z czego na pewno ucieszą się najmłodsi goście palmiarni.
Poznań jest miastem, w których ma miejsce mnóstwo niecodziennych inicjatyw ubarwiających życie mieszkańców. Przykładem mogą być miejskie regały książkowe czy też pierwszy na świecie rekuperator, czyli maszyna, która nagradza właścicieli psów, gdy wrzucą oni do niej niezbyt przyjemnie pachnącą pamiątkę po swoim pupilu.
Cieszę się, że mogłam podzielić się z Wami moimi wrażeniami z wycieczki do Poznania! :)
Ściskam,
Sara
Hej :)
OdpowiedzUsuńA ja od czasu do czasu tu zaglądam. Bardzo mi miło, że choć jedna notka się spodobała. Staram się o ile to możliwe napisać coś o każdej kartce.
W Poznaniu byłem niestety tylko przejazdem, a i w IKEI nie dane mi było być. A budowa sklepu w Lublinie dość mozolnie idzie.
Pozdrawiam,
Dawid
*rekuperator :)
OdpowiedzUsuńOj, dziękuję za spostrzegawczość, już poprawiam. Zawsze czytam post kilka razy, a i tak zdarzają się literówki. Jak teraz zauważyłam, że napisałam rekupertor, to sama się uśmiechnęłam.
UsuńCudny blog ;)
OdpowiedzUsuńagrestaco6.blogspot.com
dużo powtórzeń, ale tak to ok :)
OdpowiedzUsuństyl trochę infantylny, a język dziecinny, ale naprawdę lubie Twojego bloga i z przyjemnoscią czekam na kolejne wpisy :D
OdpowiedzUsuńja tam uwielbiam Ikeę, choć nie bywam tam co tydzień. no i do sklepu zawsze jadę z konkretną potrzebą, żeby ustrzec się przed "ojejku, a to jakie śliczne, PRZYDA SIĘ".
OdpowiedzUsuńw trakcie mojej jedynej wizyty w Poznaniu, akurat stało się tak, że okolice Malty poznałam najlepiej. i to w lipcu. i jakoś nie byłam urzeczona.
a żółwia Franklina pamiętam, koszmarnie denerwowała mnie ta kreskówka...
tez zbierasz pocztowki? ja tez :) kupuje je zawsze jak jestem w nowym miejscu :)
OdpowiedzUsuńAł, zabolało "w mieście tym nie ma ogromnej liczby zabytków"... Wiem że nie jestem obiektywna :) Ale polecam wybrać się do Nowego Zoo - w maju będzie już znów otwarta motylarnia :) No i Malta, Cytadela, Ostrów Tumski... Makieta Dawnego Poznania, Muzeum Czerwca 56' są też ciekawe.
OdpowiedzUsuńAł, zabolało "w mieście tym nie ma ogromnej liczby zabytków"... Choć wiem, że nie jestem obiektywna to zapewniam Cię że jest dużo interesujących miejsc do zobaczenia :) Polecam Nowe Zoo, od maja będzie już znów otwarta motylarnia (tam motyle fruwają nad głową), Cytadela, Malta... Ciekawe też są Makieta Dawnego Poznania, Muzeum Czerwca 56' (takie bardziej interaktywne jeśli ktoś nie przepada za tradycyjnymi muzeami).
OdpowiedzUsuńWspaniale przedstawiłaś Poznań Saro. Ja mam mnóstwo reprintów z Poznania. Piekne są.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko