Wczorajszy dzień pomiędzy godziną 8:30 a 11:30 przypominał…mieszankę cyrku z wesołym miasteczkiem, filmem Wyznania zakupoholiczki i pierwszym stadium desperacji. Wszystkiemu
winny był JEDEN SKLEP.
Już rano, biegnąc na autobus, aby nie spóźnić się na WIELKIE
OTWARCIE, reklamowane na starówce już od kilkunastu dni, rozpoczęłam szaleńczy
cykl. Później, męcząc się ze skasowaniem biletu, zdałam sobie sprawę, że tego
dnia nawet kasownik jest przeciwko mnie, a co tu dopiero mówić o wieszakach w
sklepie. Jednak nie poddałam się. TK Maxx czekał na mnie :) Byłam podekscytowana –
jak przed każdym nowym doświadczeniem. Na miejscu kurtki wylądowały w szafkach,
a włosy zostały związane – nic nie mogło przeszkadzać w bieganiu po sklepie.
Grupka osób przed wejściem momentalnie zmieniła się w spory tłum. Kobiety,
mężczyźni, nastolatki, seniorzy, Polacy, a nawet cudzoziemcy – wszyscy
wyczekiwali godziny 9:00. Kiedy rozpoczęło się odliczanie, podekscytowanie
sięgnęło zenitu. Nie mogłam uwierzyć, że zaraz WBIEGNĘ DO SKLEPU.
Zaczęło się. Cel: znaleźć DREWNIANY WIESZAK. Gwarantował on
bon na zakupy. Srebrny – za 100 złotych, złoty za 500, a czerwony aż za 700
złotych… Tych pierwszych było 25, lecz w ciągu 2 godzin znalezione zostały
zaledwie 4… Niestety, nie dane było mi zostać tą szczęściarą. Szukanie wieszaków
było męczące, ale jednak było zabawą. Ludzie zaglądali wszędzie – do plecaków,
do walizek, szukali wśród artykułów gospodarstwa domowego, a nawet między
butami i pudełkami z zabawkami.
Inną atrakcją otwarcia była fotobudka, momentami tak
oblegana, że trzeba było czekać w kolejce. Każdy, kto tylko chciał, mógł sobie
zrobić zupełnie za darmo słit focie. Do dyspozycji mieliśmy wiele zabawnych i
niecodziennych dodatków, więc już samo przebieranie się było świetną zabawą.
Hostessy rozdawały upominki, a po sklepie kręciły się setki
klientów, niektórzy z wielkimi koszykami. Co ciekawe, nie wszyscy przyszli do TK Maxx z myślą o znalezieniu bonów pieniężnych :)
To takie niepolskie, haha.
Jakie wrażenia odniosłam po przejściu sklepu? W sumie to
niezbyt przyglądałam się produktom, tak wciągnęłam się w poszukiwaniu wieszaka
(ach, ta pazerność…). Ale później, dość zmęczona, poddałam się i oddałam jednej
z moich ulubionych czynności – podziwianiu. Nie wspominałam Wam jeszcze o moim
podejściu do zakupów, a raczej do samego przechadzania się po sklepach.
Naprawdę nie muszę nic kupować. Serio. Same szwendanie się sprawia mi
niesamowitą przyjemność – mam wrażenie, że to dawka inspiracji i możliwość
wyrobienia sobie jakiegoś smaku. W sklepie TK Maxx miałam co podziwiać, w oczy
rzucały się znane marki… Można doznać odrobiny luksusu.
Sklep jest naprawdę ogromny, piętrowy i można w nim znaleźć produkty z wielu branż. A ceny? Różne. Można znaleźć coś za kilkadziesiąt złotych, ale także za kilkaset. Zaintrygowało mnie motto widniejące na jednej ze ścian sklepu. Brzmiało ono mniej więcej tak: zabierz mnie dziś, jutro może mnie już nie być. I jest to całkowita prawda, gdyż często w TK Maxx są tylko pojedyncze egzemplarze niektórych produktów. W sumie jak się złowi jakąś okazję, to można być z siebie niesamowicie dumnym. Właściciele radzą, aby odwiedzać sklep codziennie… Gdybym miała go gdzieś blisko siebie, może bym i tak robiła. Śmiałam się, że będzie on moim drugim domem. Mimo że nie mam fioła na punkcie marek, myślę, że można tam znaleźć mnóstwo rzeczy po prostu ładnych i dobrych jakościowo. Zachęca też fakt, że produkty od najsławniejszych projektantów i największych marek są nawet o połowę tańsze. To sprawia, że człowiek zdaje sobie sprawę, iż na skarpetki od Calvina Kleina będzie go stać szybciej niż sądził. :)
Mam nadzieje, że już niebawem powrócę do TK Maxx i na
spokojnie będę przechadzać się między półkami, bez presji: muszę znaleźć drewniany wieszak. :)
Pozdrawiam!
Sara
Widac ze przede wszystkim byla dobre zabawa! :) Swietne fotki!
OdpowiedzUsuńxoxo
visit me soon on http://pearlinfashion.blogspot.co.at/2014/03/tidebuy-wishlist-march.html
ja właśnie w tk maxxie odkryłam, że nie ma we mnie żyłki zakupowego szaleńca, bo przewalanie setek ciuchów w poszukiwaniu tego jedynego nie jest dla mnie. więc popularne lumpeksy też mnie nie pociągają. choć sprawa zmieniłaby się diametralnie gdybym wylądowała w gigantycznym sklepie z płytami, wtedy mogłabym spędzić tam cały dzień :D
OdpowiedzUsuńco rozumiesz przez "to takie niepolskie" w tym kontekście?
OdpowiedzUsuńCzasami lubię żartować z naszych polskich przywar. Chodziło mi o to, że mnóstwo ludzi prawie rzuca się na darmowe rzeczy, uwielbia promocje, gratisy itp. Dla większości główną zachętą do przyjścia na otwarcie TK Maxx były właśnie bony podarunkowe, a niekoniecznie chęć wydania tam od razu pieniędzy.
UsuńPozdrawiam
Ale świetny pomysł z tymi wieszakami :)
OdpowiedzUsuńby-margaret♥
świetny pomysł z tymi wieszakami ;-)
OdpowiedzUsuńsuper idea!! ale opwiem szczerze ze bardzo niechetnie wchodze do tego sklepu...
OdpowiedzUsuńcałkiem fajnie spędziłaś dzień, podoba mi się :D szczególnie ta fotobudka ;p
OdpowiedzUsuńsuper!
OdpowiedzUsuńSuper post :) Fajna zabawa :)
OdpowiedzUsuńświetny blog :)
OdpowiedzUsuńmoże tak wspólna obserwacja
pozdrawiam :)