Mimo że dzieciństwo wcale nie jest dla mnie okresem tak
bardzo odległym, to ku mojemu utrapieniu – niemożliwym do przywrócenia. Było, minęło i
uroczą kruszynką nie będę już nigdy. Mogę jedynie szukać namiastek dzieciństwa
w otaczającym świecie. Świat maluchów jest pełen śmiechu, beztroski, zabawy,
szczerości, na próżno szukać w nim zakłamania, lansu, udawania i wiecznego
zamartwienia się bądź narzekania. Dlatego tak wspaniale jest być dzieckiem.
Stałam się nim na moment w pierwszy dzień majówki. W
poprzednim poście opisałam Wam sposób na zwiedzenie świata w godzinę, tym razem
zabieram Was w podróż po bajkach naszego dzieciństwa. Jesteście ciekawi, jakich
przyjaciół napotkacie na drodze?
Przed samym wejściem do Bajkowej Krainy, próbowałam
poderwać doświadczonego woźnicę, ale chyba zdołał oprzeć się mojemu
urokowi. W chwili rozpaczy postanowiłam udawać pirata, ale statek osiadł na
mieliźnie. Stwierdziłam, że to znak, iż kreskówkowi bohaterowie mnie wzywają.
Na sam początek: główna postać filmu z górnej półki, obsypanego
Oscarami, na którym zdarza mi się do tej pory uronić łzę. Kto nie oglądał Króla
Lwa, ten… powinien natychmiast stąd wyjść i naprawić ten karygodny błąd. :)
Nieco dalej spotykamy wiekową myszkę (86 lat, nadal świetnie
się trzyma!), a nieco dalej ogra z bagien. Czasami mam wrażenia, że to nie
Kevin rządzi w święta, tylko Shrek (a według dorosłych zapewne i tak Sami Swoi…).
Przytulałam się do niego w londyńskim Muzeum Madame Tussauds, za to na
Kaszubach mogłam wcielić się w jego rolę. Fioną został mój brat, chociaż jestem
przeciwna kazirodztwu.
W Bajkowej Krainie znaleźli się też bohaterowie filmu animowanego,
którego… nigdy nie oglądałam w całości. Mimo czterech części. Wstyd się
przyznawać, tylko… czy aby nie jestem już za duża, aby to nadrobić…? Żartuję,
oczywiście, że nie! :)
Kiedy poczułam zapach miodu, wiedziałam, że gdzieś w pobliżu
czeka na mnie Kubuś Puchatek. Nie myliłam się, co więcej – znalazłam go w
towarzystwie Tygryska.
Wiadomo że jedną z rzeczy najbardziej uwielbianych przez
dzieci są prezenty. Musi jednak znaleźć się ktoś, kto je będzie wręczał. Nie
chciałam bezczynnie czekać na swój podarunek, więc znalazłam św. Mikołaja. Sama.
Nie mogłam stracić okazji do pstryknięcia sobie zdjęcia z taką osobistością.
Z postaciami z bajek zażarcie konkurowały prawdziwe, żywe
zwierzątka. Wpychały się wszędzie. Tylko jak można się na nie złościć, skoro
wyglądają tak słodko?
Wizyta w Stryszej Budzie, niestety, musiała w końcu dobiec
końca. Bawiłam się świetnie, zupełnie jak za dawnych czasów. To znaczy - takich sprzed
10 lat.
A jak Wam minęła majówka? Mam nadzieję, że chociaż Was nie
bało się słoneczko.
Sara
Strasznie fajne miejsce i post :) Ja marzę by na jednej dzień znów zachowywać się jak dziecko i odwiedzić disneyland tam to dopiero musi być fajnie :)
OdpowiedzUsuńvanillia96.blogspot.com
super zdjęcia:) widać że wypad udany:) moja majówka też bardzo udana szkoda że tak szybko minęła:) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńŚwietne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńKochana również obserwuję(#54)
U mnie nowy post!
super zdjęcia, fajne miejsce ;)
OdpowiedzUsuńpoprzednia wyciezcka bardziej mi sie podobala, na to chyba jestem za stara :)
OdpowiedzUsuń