Jako że tylko najtrwalsi
i najbardziej cierpliwi oraz moja mama docierają do końca posta, chciałabym już
na początku podziękować Wam za tak wielki odzew, jeśli chodzi o moje wygibasyna drabinie i liczenie pocztówek. Cieszę się, że spodobała Wam się moja
kolekcja, dziękuję za wszystkie komentarze, setki wyświetleń, kilkadziesiąt
lajków na grupach postcrossingowych. Kilka godzin nie poszło na marne, a ja
miałam wrażenie, że w jakiś sposób zbliżyłam się do Was, w szczególności do
tych, którzy także zbierają pocztówki. Kolekcje niektórych z Was są o wiele
liczniejsze i na pewno macie wśród swoich skarbów prawdziwe perły. Nie perełki,
ale perły. Dlatego gratuluję Wam wszystkim wytrwałości i życzę wielu
wspaniałych niespodzianek w skrzynce! A teraz przechodzimy do sedna sprawy,
zrobi się o wiele ostrzej, w końcu co poniedziałkowa walka musi się odbyć...
Do przeczytania - PS
Kocham cię
Wychodzę z założenia –
najpierw książka, później film. To jednak ta pierwsza forma rozrywki niesie za
sobą mnóstwo korzyści takich jak wzbogacenie słownictwa, rozbudzenie wyobraźni,
no wiecie, znacie to wszyscy i ja w to głęboko wierzę + po prostu kocham
zatracać się zupełnie w słowach znajdujących się na papierze i przenieść na
moment, ewentualnie pięć momentów, do innego świata. Filmy często… zawodzą.
Niestety. Tak mnie zirytował film PS
Kocham cię, że męczyłam wszystkich w domu pytaniami: Dlaczego? W jakim celu
scenarzyści tak zmieniają fabułę? Mogę zrozumieć pominięcie niektórych wątków –
OK, nie zmieściły się, może nie wydawałyby się na filmie aż tak porywające, nie
pojmuję za to zupełnie zmiany. Dlaczego jeśli bohaterowie mieszkali w Dublinie,
to w tym Dublinie nie mogli zostać, tylko trzeba było ich przenieść do
mieszkania w Nowym Jorku? No po co? Co to komu? Czyżby taniej było nakręcić
film w Stanach? Nie chce mi się w to wierzyć…
I o ile Hilary Swank
bardzo mnie drażniła jako aktorka, to film obejrzałam do końca i niewątpliwie
były w nim cudowne momenty. Ale to jednak książka okazała się mistrzostwem,
chociaż niektórzy mogą pod koniec mieć już dość nieustannego zadręczania się
głównej bohaterki… Ja jednak składam pokłony autorce, że wpadła na tak genialny
pomysł, jakim jest tajemnicza lista (bez spoilerów!). Ach, i nie wiem, jak Wy,
ale ja podczas czytania książek, w których ktoś umiera, nieważne czy na
początku, w środku, czy tuż przed epilogiem, zawsze mam nadzieję, że ta osoba
się… odrodzi. W końcu to tylko fikcja. Skoro w prawdziwym świecie to niemożliwe
(no chyba że wyznajemy buddyzm), to może chociaż w książce…? Ale przyznam Wam
się, że zazwyczaj moje nadzieje są złudne, a pragnienia reinkarnacji, zombie
albo po prostu słów: On tak naprawdę nie umarł zwykle się nie spełniają.
Do zapamiętania - zmarszczki na twarzy nie byłyby problemem, gdyby wszyscy je mieli w tym
samym czasie. (Elżbieta Grabosz)
Czy można było to ująć lepiej?
Do obejrzenia - PS
Kocham cię i Lassie (1994)
Jeśli nie czujecie
niechęci do Hilary Swank, to oczywiście polecam Wam PS Kocham cię (chociażby dla wspaniałych krajobrazów irlandzkich).
A jeżeli nie pora na komedie romantyczne, to, zupełnie nieprofesjonalnie,
polecę Wam kolejny film ze zwierzęciem w roli głównej. Lassie z 1994 roku. Podobno jedna ze starszych wersji jest jeszcze lepsza,
istnieje również wersja z 2005 roku (ta najpopularniejsza, tj. najczęściej emitowana w telewizji). Dajcie znać, jeśli widzieliście którąś z
nich, dla mnie ta, którą udało mi się obejrzeć, zupełnie przypadkiem w sobotni
poranek, jest delikatnie wzruszająca.
Przewidywalna, ale chyba przynajmniej jeden film o Lassie wypada mieć na swoim
koncie. :)
Komentarz mojej mamy do tego filmu: Piękny
pies, ale nie chciałabym mieć takiego w swoim domu. Taak, oczami wyobraźni widzę
jak sierść collie pozostawia po sobie ślady we wszystkich zakamarkach. Ale taki
jej urok.
źródło: wallpaperswide.com |
Do posłuchania- Te es fou
To bardzo nieprofesjonalne z mojej strony (znowu!), że polecam
Wam piosenkę tego samego zespołu, co dwa tygodnie temu ale mam nadzieję, że wybaczycie mi to, gdy
posłuchacie. Obowiązkowo oglądając teledysk. Za pierwszym razem wydaje się
chaotyczna i nielogiczna, pomyślicie, że to jakiś słaby David Guetta, za drugim
spróbujecie tupać (niepostrzeżenie) stopą do rytmu, a za trzecim nie będziecie
mogli się doczekać czwartego i piątego powtórzenia.
Jak zawsze czekam na Wasze
pomysły na pokonanie nudnych momentów w czasie upału albo letniej burzy!
Sara
PS Kocham Cię -widziałam film najpierw, zamiast przeczytać książkę. Jak będę miała możliwość to na pewno to nadrobię. Mi się bardzo spodobał ten film, wzruszający ;) Jak byłam mała to zawsze chciałam mieć takiego psa i zawsze słyszałam od mamy ,że za dużo sierści ;p ale miałam inne pieski na szczęście :) Też oglądałam ten film co ty. Podobało mi się jak Lassie zawsze wracała do domu. I co do piosenki, wkręciła mi się :D jak dla mnie taki rytm stadionowy ;p
OdpowiedzUsuńTylko nie Lessie, co jak co, ale filmów o psach to ja nie ścierpię :P PS Kocham Cię ani nie czytałam, ani nie oglądałam, może na emeryturze, bo to nie do końca moje klimaty ;) A piosenka faktycznie, jak mówi Lenka, stadionowa, w sumie czemu nie ;) Ja z nudą walczę tak, że niestety, nie walczę wcale... Ale czytam 15 stron książki dziennie, a to bardzo dużo jak na mnie!
OdpowiedzUsuń