Roczne dziecko umie postawić kilka, a nawet kilkanaście kroków. Kiedy ja miałam roczek i mój poziom irytacji osiągał najwyższą granicę, krzyczałam: Ka! (niezbyt wyrafinowane słownictwo, musicie przyznać). Zarówno wtedy gdy przekręcałam się do tyłu bezplanowo, jak i wtedy kiedy mama nie pozwalała mi jeść obierków od ziemniaków.
A co potrafi blogująca już rok blondynka z Torunia?
Na pewno
nauczyła się przez te 365 dni znajdować czas na pisanie, co wcześniej
uwielbiała robić, ale zawsze odsuwała na dalszy plan. Blog stał się dla
niej swego rodzaju motywatorem, który mówi: Napisz coś, ktoś na to
czeka!
Nauczyła
się także być ciekawą świata - jeszcze bardziej niż przedtem. Wszelkie
festiwale, festyny, intrygujące miejsca nie mogły ujść jej uwagi.
Cokolwiek działo się w jej okolicach, ona tam była. I pstrykała,
pstrykała, pstrykała, i obserwowała...
Przez rok zdążyła poznać wielu ludzi, z którymi związała ją niecodzienna
więź. Mimo iż zapewne nigdy nie zobaczy ich w rzeczywistości, to są dla
niej jak przyjaciele, znają ją, jak mało kto, wspierają i doceniają jej
starania. Czytelnicy i inni blogerzy to kolejni motywatorzy.
Mimo
tak małego doświadczenia blogerskiego, już nieraczkująca, ale jeszcze
nieporuszająca się tak pewnie na nogach blogerka nie została ominięta
przez hejterów. Na początku ignorowała, potem walczyła, z różnym
skutkiem. Zrozumiała, że w Internecie trudno o konstruktywną krytykę,
a łatwo o nazwanie kogoś debilem, wieśniarą albo wyśmiewanie się z byle
czego. Czepialstwo i żółć wylewana przez niektórych w ostatnich czasach
nie doskwiera jej już tak bardzo, nauczyła się ignorować te
najżałośniejsze wybryki i szybko o nich zapominać.
O tak, kochani, tą blogerką jestem ja! Nie wierzycie, że to już rok?
Ja również! Ale nie zamierzam poprzestać na tych dwunastu miesiącach.
Mam nadzieję, że ta wspaniała przygoda będzie trwała dalej. Nie ukrywam,
że cieszę się bardzo, iż zaczęłam blogować. Robię to, co kocham -
piszę, a moje teksty opowiadają najczęściej o innych moich miłościach -
podróżach, pocztówkach i chwytaniu każdej chwili.
Możecie zadać mi
pytanie, skoro tak bardzo chciałam pisać, to dlaczego nie zdecydowałam
się na codzienne otwieranie Worda, zapisywanie moich wypocin i... tyle. Dlaczego chciałam to puszczać dalej? Ha, nie chciałam. Nie no
dobra, przyznaję się, że miło, gdy czyta mnie ktoś poza mamą, ale tak
naprawdę blog to świetny pretekst. Nie każdy ma tyle samozaparcia, aby
tylko dla siebie samego, nawet jeżeli sprawia mu to przyjemność, usiąść i
napisać coś. Moja znajoma opowiadała mi kiedyś, że w jej głowie
pojawiają się nierzadko naprawdę oryginale pomysły, ale nie zawsze
potrafi pokonać lenistwo, słomiany zapał, pozbyć się stu innych
odstraszaczy i usiąść i zapisać to, co chodzi jej po głowie. Ja mam nad
nią to przewagę, że mam bloga. I to on odstrasza to lenistwo.
Nie wiem, czy już Wam o tym wspominałam, ale w momencie założenia bloga,
sądziłam, iż będzie to typowy blog szafiarski, modowy, no może z
dłuższymi notkami. Lecz najpierw chciałam opowiedzieć o mojej podróży do
słonecznej Italii. I wyszło na to, że przy podróżach zostałam...
Absorbują mnie one bardziej niż moda i to opisywanie ich sprawia mi
największą przyjemność.
Mam coś wspólnego z Przemkiem Skokowskim, znanym polskim autostopowiczem.
On założył bloga, dlatego że miał trochę dość opowiadania o swoich
podbojach mamie, babci, cioci i wszystkim wokół. Chciał dotrzeć do kogoś
więcej. Chwalipięta? Powiedziałabym, że pomocnik i darczyńca.
Przekazuje, zupełnie za darmo niesamowicie pozytywną energię, wskazówki
dotyczące podróży i przezabawne anegdotki. Moje nie są może aż takie zabawne, ale próbuję przekazywać Wam to, co czuję i to, co przeżyłam, w jak najprzyjemniejszy sposób.
Czego życzyłabym sobie na te pierwsze urodziny? Weny? Kolejnych tematów? Czytelników? Wyświetleń? Komentarzy? Motywacji? Pomysłów? Cierpliwości? Wytrwałości? Niee, tego możecie życzyć mi Wy, haha. Ja sobie życzę przede wszystkim tego, abym dalej z taką przyjemnością siadała do komputera i dla Was pisała. I była w tym coraz lepsza. Tak! Bo wierzę, że każde zdanie jest dążeniem do perfekcji.
Specjalna, szczególna okazja wymaga wyjątkowej oprawy. Zdjęcia wykonała moja przyjaciółka, Klaudia, której pasja do fotografowania rzuca na kolana. Dzięki niej poczułam się piękna, a na zdjęciach z ząbkami nie wyglądam jak ogr. Dziękuję Ci po raz kolejny! Pewnie jesteście ciekawi, co to za sceneria. To niestety nie Meksyk (jeszcze nie :)), a Błonia Nadwiślańskie w Toruniu.
Na koniec chciałabym Wam podziękować za cierpliwość, za to, że tutaj zaglądacie, za każde miłe słowo, które sprawia, że się uśmiecham. Za wszystkie rady, wskazówki, za pomoc. Dziękuję, że jesteście. Piszę nie tylko dla siebie, piszę też dla Was!
Przesyłam miliony uścisków!Wasza Sara
PS Przy tej okazji, przy urodzinach bloga, zachęcam Was do:
lajka TUTAJ
obserwacji TUTAJ
leci ten czas
OdpowiedzUsuń________
ps. a u mnie? same pyszności na blogu:)
Gratulacje dla blondynki z Torunia :-)
OdpowiedzUsuń...oddam królestwo za Twoje myśli...
Gratulacje :)
OdpowiedzUsuńP.
Super, że już rok! Gratulacje! :)
OdpowiedzUsuńChic and summery! Would you like to follow each other on GFC, Bloglovin & Google+? If interested, please let me know.
OdpowiedzUsuńLouisa
LA PASSION VOUTEE
http://lapassionvoutee.blogspot.com/
Bardzo pomysłowe i fajne te zdjęcia Saro... jesteś na nich taka radosna... ciepło aż bije... :-) pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńGratuluję i oby tak dalej! :-) Życzę Ci żebyś zawsze już pisała dla nas z taką pasją i radością!:)
OdpowiedzUsuńGratulacje :) Świetnie zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńMoje gratulacje :) Oby tak dalej kochana!
OdpowiedzUsuń