Już skalkulowałam, ile lajków i obserwatorów stracę po
dzisiejszym poście, haha. Ale potrzebowałam miejsca, aby uporządkować swoje
myśli na pewien świąteczny temat, a blog jest chyba najodpowiedniejszym, choć
nieco ryzykownym miejscem. Początkowo planowałam napisać post o wymarzonych
prezentach, ale nie dalej jak dzisiaj przeczytałam felieton Ilony Łepkowskiej,
tym razem o książkach (uwielbiam te krótkie teksty, które co prawda ukazują się
w programie telewizyjnym, ale to nie ujmuje im świetności). Zapewne wiecie, że
bardzo lubię czytać, mimo iż ostatnio nie miałam na to tyle czasu, ile bym
sobie życzyła. W moim domu nie znajdziecie jednak książek, które można liczyć w
setkach stosów. To dlatego że zazwyczaj ich nie kupuję. Te, które mam na półce,
to pozycje, które udało mi się wygrać w konkursach internetowych bądź szkolnych
lub dostać, dopiero ostatnim punktem jest słowo kupić. 90% przeczytanych przeze
mnie w życiu książek było wypożyczonych z bibliotek, rzadziej od przyjaciół.
A felieton pani Łepkowskiej był właśnie o tym, aby kupować
książki na święta. Wymieniała wszystkie zalety książek, jakie znamy, aż doszła
do słowa „niedrogie” i wtedy się we mnie zagotowało. Bo książki niestety są
coraz droższe. Kiedy dla naszej wychowawczyni próbowaliśmy wybrać książkę kosztującą mniej niż 30
złotych było to prawie niemożliwe. I co to za zachęta do czytania, takie ceny?
Mimo iż praktycznie codziennie natykam się w Internecie czy
w gazetach na książki, które chciałabym przeczytać, to na święta nie prosiłam o
nie rodziców. Wiedziałam, że przeczytałabym je w dwa lub trzy dni, a potem
położyła na półce i stałyby się one tylko kolejną rzeczą, z której musiałabym
wycierać kurz. Do książek nigdy nie wracam, więc po prostu by leżały. A jedyne,
z czego mogłabym się cieszyć, to fakt, że przeczytałam książkę szybciej niż
znalazłabym ją w bibliotece. Ale czy to warto?
Zbulwersowana i skonfundowana poprosiłam o opinię osobę, która na święta dostanie mnóstwo książek.
Argumenty F. za dostawaniem książek na święta prezentowały się tak:
- Przede wszystkim możemy dostać książkę zupełnie nową, która dopiero co się ukazała i nie ma jej jeszcze w bibliotece, nie wiadomo, kiedy tam trafi. Możemy także zażyczyć sobie książkę mało popularną, której w bibliotece nie znajdziemy albo książkę tak popularną, że jest ciągle wypożyczona, a my nie musimy się tym wówczas martwić, bo mamy swój własny egzemplarz.
- Jeśli ktoś kolekcjonuje jakiś cykl, to głupio, gdy brakuje jakiegoś egzemplarza. - Z tym akurat się zgodzę, bo sama, kiedy dostałam pierwszą i drugą część pewnej serii, postanowiłam, że w jakiś sposób muszę zdobyć kolejne.
- Niektóre książki są bardzo ładne i mamy potrzebę je mieć na półce. – nie, dzięki F., jestem estetką, ale nie aż tak.
- Książka otrzymana od konkretnej osoby może nam o niej przypominać. - Hm, o tym w ogóle nie pomyślałam, ale w pewnym sensie tak jest, szczególnie jeśli ma dedykację.
- Czasami może to poszerzyć nasze horyzonty czytelnicze, bo ktoś da nam książkę, po którą sami byśmy nie sięgnęli. – Albo książkę, która zupełnie nam się nie spodoba.
Podsumowując, myślę, że zawsze miło jest
dostać udany prezent. Sądzę, że gdybym dostała książkę, którą chcę przeczytać,
ucieszyłabym się, ale jednocześnie wiedziała, że osoba, która mi ją podarowała, mogła te pieniądze
spożytkować bardziej… praktycznie. A ja książkę prędzej czy później
wypożyczyłabym z biblioteki (o ile bym o niej nie zapomniała, bo to jest
niestety minus – czasami natykam się na jakąś książkę, myślę „Chcę ją
przeczytać!”, a po kilku miesiącach o tym zapominam… Dlatego jednym z moich
postanowień na tę wyjątkowo długą przerwę świąteczną będzie założenie profilu
na lubimyczytac.pl i dodawanie tam powieści, po które chcę sięgnąć.)
Mimo wszystko jeśli wiem, że ktoś naprawdę kocha czytać, że w tej chwili nie ma co czytać, wiem, jaki jest jego ulubiony autor, a właśnie ukazała się jego najnowsza powieść, to może... warto? Czy nie warto?Może przy kupowanie prezentów nie powinniśmy myśleć, czy to, co wybieramy, jest praktyczne, tylko czy ucieszy drugą osobę?
Jakie Wy macie zdanie na temat kupowania
książek, nie tylko na prezent?
Spokojnego weekendu, powodzenia w
przygotowaniu do świąt! Nie przemęczajcie się tylko.
Sara
PS Dziękuję F. za jej opinię! Pomogła mi stworzyć ten post. :)
jeśli książka jest w moim guście, to prezent dla mnie bardzo fajny :)
OdpowiedzUsuń____________________________
fashion Christmas wishlist
WWW.JUSTYNAPOLSKA.BLOGSPOT.COM
To fakt, że książki są drogie, ale nie wyobrażam sobie Świąt bez nich - zawsze proszę o takie, które dostać bym chciała i które stają się moimi ukochanymi. Nie mam ich dużo, ale bez Jarosława Grzędowicza, Tolkiena czy Thomasa Harrisa nie jestem w stanie żyć. I to nieprawda, że do nich się nie wraca, wręcz przeciwnie! Do Pana Lodowego Ogrodu znów się przymierzam, bo przez prawie dwa lata zdążyłam fabułę zapomnieć, co się nie godzi, poza tym podziwiam autora i kupując jego książki (brakuje mi tylko jednej!), wspieram go (by w końcu coś nowego wydał). Wiadomo, zawsze są też nietrafione prezenty lub historie, na których się zawiodłam mimo intrygującego opisu - wtedy najlepszym sposobem jest ich sprzedaż, oddanie do biblioteki lub podarowanie komuś. Na szczęście moje lektury są w stanie idealnym i każda z opcji wchodzi w grę. ;) Moja półka na książki jest też dość wąska, metr może ma, więc jest pewne ograniczenie - stąd nie mogę kupować wszystkiego w nieskończoność, musi nastąpić cyrkulacja.
OdpowiedzUsuńJak mawiają, dom bez książek, to dom bez okien. Wiem, że to może zbyt subiektywne podejście, ale jeśli odwiedzam osobę, która w swoim pokoju nie ma ani jednej książki, mimo to, że może finansowo sobie na nie pozwolić, natychmiast wyrabiam sobie opinię.
Piszesz, że książki są drogie - to fakt dopóki kupujesz w takich sklepach jak Empik czy księgarniach przy samym rynku. Wtedy jest wiadome, że dostajesz je za cenę sugerowaną, maksymalną, więc nie dziwi, że można narzekać. Sztuka jednak wybrać się do punktów taniej książki, na przykład Dedalusa - wcale nie tylko stare tytuły są tam dostępne, ale również wiele nowości i to w granicach 10-20 zł!
Osobiście rzadko wypożyczam z biblioteki; po pierwsze dlatego, że nieszczególnie mam ją po drodze, po drugie, ciężko tam coś znaleźć, panie tam są nieszczególnie pomocne i każdorazowo trzeba zostawiać wierzchnie ubranie i plecak czy torbę w szatni, więc nie da się szybko pójść i załatwić. No i niektóre lektury mnie brzydzą - ja nie wiem, jak ktoś może czytać przy obiedzie i całą stronę upaprać jedzeniem, zabić między kartkami jakąś muchę, wylać Rivanol, krew, bo i tak się raz zdarzyło. I na samą myśl, że ktoś mógłby czytać na toalecie aż mnie ciarki przechodzą (tak, biol-chem robi swoje....). No i czytając taką książkę czasem odnoszę wrażenie, że nie odnoszę się do niej z taką czcią, z jaką podchodzę do moich własnych - nie mam swobody, bo po każdorazowym użyciu muszę myć ręce (no chyba, że folia na okładce nie jest podziurawiona to mogę płynem antybakteryjnym ją przynajmniej wyczyścić), no i gonią mnie terminy oddania... Ale w sumie nie traktuj tego jako dobry argument, mam po prostu fobię na punkcie bakterii, więc przeszkadza mi wszystko. ;P
Podsumowując, warto mieć własne książki, do których można wracać. Najlepszym na to przykładem jest mój ukochany Szczeklik i jego "Katharsis" - gdy tylko dopada mnie zwątpienie w cokolwiek, otwieram na dowolnej stronie i zaraz podnosi mnie to na duchu. Poza tym ma piękne ilustracje.
Dziękuję za tak długi komentarz! Widzisz, Martyna, ja mam taką filozofię, że szkoda mi czasu na wracanie do książek, które przeczytałam, bo myślę sobie: "Przecież jest tyle książek, które warto przeczytać, tyle nowych historii do poznania!"
UsuńFakt, też zdziwiłoby mnie, gdyby ktoś nie miał w domu książek, ale z kolei jak ktoś ma półki po sufit, to zastanawiam się, czy sprząta na tych najwyższych, haha.
Akurat u mnie z bibliotekami nie ma problemu - jestem zapisana do czterech i nawet, jak już wyprowadziłam się z Torunia, to proszę babcię, aby mi oddała. Ale znam wiele osób, które są zrażone do bibliotek. To smutne, że piszesz o takich wymaganiach, jak zostawianie kurtki. No bez przesady! Zamiast człowiekowi jakoś ułatwiać, to utrudniają...
Masz rację co do Empiku itp. - ja np. nie rozumiem, jak ludzie mogą wchodzić do Empiku i kupować książkę, którą np. w internetowej księgarni dostaliby nawet o 10 złotych taniej. Pewnie tak jest im łatwiej...
Wiesz, czasem też człowiek tak ma, że kupuje pod wpływem impulsu - ja na przykład na poszukiwania jakichś ciekawych rzeczy zawsze chodzę do empika, ale na szczęście nie noszę z sobą pieniędzy, bo niekiedy mogłoby się to źle skończyć. :P A gdy książka jest stosunkowo tania, nie opłaca się jej kupować przez internet, bo do tego wchodzą jeszcze koszty wysyłki.
UsuńEmpik jest zlokalizowany jakieś kilkaset metrów od naszej szkoły, więc ja tam często bywam tak, aby nacieszyć oko, haha. Ale nic nie kupuję.
UsuńMasz rację z tymi kosztami przesyłki, dlatego warto sprawdzać, czy książka, która kosztuje np. 20 złotych po dodaniu kosztów przesyłki nie wyjdzie nas drożej niż ta z księgarni. Ale czasami przesyłka jest bardzo niska albo za darmo, wtedy super. :)
Niektóre księgarnie zapewniają też darmowe dostarczenie do lokalu, więc to wtedy też jest bardzo komfortowe. :)
UsuńNie odpuszczę Ci tego :D
UsuńNiech Ci będzie :D A tak serio to oczywiście odpowiem, ale będę musiała się nad niektórymi pytaniami dłużej zastanowić. :)
UsuńTo pewnie ja też się rozpiszę :) Też myślałam o poście dotyczącym książek, bo jako ich pożeraczka znalazłam ostatnio ciekawy wyzwanie na 2015 rok, które mam zamiar podjąć :p W swoim rodzinnym domu oraz w mieszkaniu w Łodzi mam sporo książek, zarówno stare należące do moich rodziców, jak i moje. Oczywiście dużo z nich to książki jakie dostawałam jako nagrody lub książki związane z zainteresowaniami, szkołą, studiami, ale także posiadam sporą liczbę książek takich zwyczajnych, do czytania.
OdpowiedzUsuńWiększość książek kupuję w antykwariatach, gdzie cena nie jest zbyt wygórowana, a sama książka nie jest też zbytnio zniszczona ;) Zdarzało mi się także kupować książki w antykwariatach i dawać je jako prezent bliskim osobom, ponieważ są one przyzwyczajone do tego, że jeśli daję im książki to nie z księgarni, tylko z antykwariatu i daję im drugie życie, bo ktoś je sprzedał ;) Zdarza mi się kupować książki w Empiku, ale zazwyczaj są to wydania kieszonkowe, które bardzo lubię i które wahają się w przedziale od 5 do 15 zł. Sama otrzymałam sporo książek z tego sklepu, jednak ostatnio stwierdziłam, że to bez sensu i mówię bliskim, że wolę otrzymać książki z antykwariatu, bo np. za 30 zł w Empiku mam możliwość otrzymania jednej książki, a w antykwariacie 3 lub nawet 5 jeśli ktoś dobrze poszuka :)
Sama także zazwyczaj nie wracam drugi raz do tej samej książki (wyjątkiem był Harry Potter i Wyznania gejszy) ;) Myślę podobnie jak Ty, czyli, że tyle książek mam jeszcze do przeczytania więc po co czytać coś co już czytałam, skoro mogę poznać nowe historie i nowych bohaterów :)
Razem z rodzicami piszemy sobie na święta np. 10 pozycji, które chcielibyśmy otrzymać i z nich wybieramy sobie jakieś prezenty. W tym roku napisałam przy pozycji "KSIĄŻKI" nie zwykłe czytadła, ale książki które mogą mnie czegoś nauczyć, np. japońskiego :p
Jakie wyzwanie? :) Podziel się tym! Ja ostatnio od koleżanki dowiedziałam się o następującym wyzwaniu: sprawdzamy, ile mamy wzrostu i musimy przeczytać tyle książek, aby ułożone jedna na drugiej utworzyły stos odpowiadający naszemu wzrostowi. Ale znalazłam też w necie inne wyzwanie i tam były różne podpunkty np. przeczytać książkę wydaną w roku naszego urodzenia albo której autorem jest osoba mająca takie same inicjały jak my.
UsuńJa jakoś nigdy nie kupowałam w antykwariatach, ostatnio jedynie napisałam długiego mejla do toruńskiego antykwariatu, który książki skupuje - bo mam sporo książek, które chcę sprzedać. Ale jak zauważyłam, ceny nie są tam tak niskie jak mówisz, to pewnie zależy od antykwariatu :/ Albo trzeba poświęcić sporo czasu na szukanie :)
Wydania kieszonkowe to ciekawa alternatywa! Jakoś nigdy o tym nie pomyślałam. :) Chociaż na pewno nie każda książka takie posiada.
Pozdrawiam
Właśnie to wyzwanie dotyczące między innymi przeczytania książki wydanej w roku naszego urodzenia, itd. :p
UsuńJeśli chodzi o antykwariaty, to jeśli dobrze się poszuka to naprawdę idzie znaleźć perełki :) W Łodzi mam dwa takie antykwariaty, które naprawdę uwielbiam :)
Pozdrawiam! :)
Wypożyczanie książek w bibliotece dobre jest gdy chcemy książkę przeczytać tylko raz. Książki, z których często się korzysta lepiej mieć pod ręką, np. słowniki, encyklopedie czy literatura fachowa. A książki można kupić naprawdę tanio lub się z kimś wymienić za darmo. Myślę, że domowy księgozbiór jest niejako świadectwem poziomu kulturalnego jego właściciela.
OdpowiedzUsuńZgadzam się co do słowników i encyklopedii, a szczególnie słowników - w Internecie można znaleźć różne wersje, a aktualny słownik czy to języka polskiego, czy ortograficzny powinien być w każdym domu.
UsuńAle tak to naprawdę nie czuję potrzeby posiadania dużej liczby książek, które przeczytam raz i tyle... Chociaż muszę przyznać, że pewną radość sprawia mi, gdy pożyczam jakąś moją własną książkę wielu osobom, bo jest tak świetna. :)
Podepnę się do rozmowy :) Zgadzam się ze stwierdzeniem, że "domowy księgozbiór jest świadectwem poziomu kulturalnego właściciela". Ja np, nie wyobrażam sobie, żeby w domu osoby kulturalnej, uchodzącej za oczytanego erudytę (masło maślane? :D) nie było powieści Sienkiewicza, "Pana Tadeusza", w domu katolika - Biblii. To są po prostu książki, które tworzą naszą tożsamość, od lat. Pominę już to, że dla mnie niezrozumiałe jest np. czytanie książek tylko jeden raz - rozumiem, że szkoda czasu (tyle ich jeszcze czeka itp.), ale nigdy nie spotkałaś się z tym, żeby znać swoje ulubione fragmenty na pamięć? Czytając wielokrotnie, nie tylko - w przypadku dobrej książki - za każdym razem odkrywasz coś innego, także dlatego, że sama jesteś już inna, ale też... no nie wiem, przeżywasz ponownie przyjemność czytania tych samych, ukochanych fragmentów. Nigdy tak na to nie patrzyłaś?
UsuńA czy warto mieć powieści Sienkiewicza, jeśli nienawidzi się historii? Nie lubię tego stwierdzenia, że niektóre książki trzeba przeczytać. Jeśli ktoś nie przepada za fantasy, to po co ma się katować "Władcą pierścieni" albo jeśli nie interesuje go w ogóle historia, wręcz nudzi, to dlaczego ma czytać powieści Sienkiewicza? Dlatego bardzo nie lubię tego stwierdzenia, że niektóre książki wypada znać czy wypada mieć w domu. Po co mieć w domu książki, których nikt nie przeczyta? Po to, aby chwalić się przed ludźmi, że jesteśmy tacy oczytani?
UsuńNiee, jakoś nie przekonuje mnie czytanie książek po raz kolejny. Gdy zdarzyło mi się wypożyczyć jakąś książkę drugi raz, bo wyleciało mi z głowy, że akurat po ten tytuł sięgałam już wcześniej, i zaczynałam ją czytać, byłam zła, że to znów to samo, że przecież mogłam wypożyczyć coś nowego i że teraz nie mam co czytać :/
Mam jakieś ulubione cytaty, ale w sumie jakoś nie ciągnie mnie do czytania drugi raz tego samego. Wierzę, że mogłabym na niektóre lektury spojrzeć inaczej, dostrzec w nich kolejne szczegóły, sięgając po nie więcej niż jeden raz, no ale wiedziałabym, co się wydarzy potem i to zapewne by mnie irytowało i nie widziałabym w tym sensu.
Myślę, że mogłabym sięgnąć po jakąś pozycję drugi raz, kiedy zupełnie bym tego nie pamiętała i ewidentnie chciała to sobie przypomnieć. Ale jak na razie coś takiego nie nastąpiło. Może jak będę starsza. ;)
Zawsze będę stać w obronie powieści Sienkiewicza. To nie tylko historia! A raczej - to ta maksymalnie ciekawa strona historii; może to one mogłyby Cię zachęcić do jej polubienia i docenienia? U Sienkiewicza masz romanse, prawdziwą miłość, wielkie przyjaźnie, odwagę, ogromne poczucie humoru... nie wiem, co lubisz w książkach, ale zaręczam Ci, że jeśli ma jakąś wartość, to znajdziesz to u Sienkiewicza! I jeśli siedemnasto-, osiemnastolatek mówi, że lubi czytać, lubi literaturę, lubi język polski, a potem okazuje się, że w ogóle nie czytał Sienkiewicza czy innych wielkich pisarzy, to... nie, po prostu nie. Nie chodzi tu o gombrowiczowskie "jak zachwyca, jak nie zachwyca?", ale coś zupełnie innego i oczywistego, takie jest moje zdanie. Nie musisz lubić, ale musisz mieć przeczytane - nie dlatego, że tak wypada, ale bo tak trzeba.
UsuńJeśli chodzi o wielokrotne czytanie - może jeszcze nie sięgasz po odpowiednie książki ;) powieści Sparksa czy Johna Greena mogą być faktycznie ciężkostrawne już za drugim razem. I owszem, można czytać ponownie celem przypomnienia, ale to tylko poboczna przyjemność, a nie istota. Czyta się jeszcze raz, żeby wyciągnąć z lektury więcej. Albo np. taka sytuacja: za pierwszym razem jesteś tak "zamroczona" scenami miłosnymi, że uciekają Ci wątki poboczne. I musisz nabrać dystansu, poczekać trochę.
Muszę jednak przyznać, że mam wrażenie, że, podobnie jak wiele nastolatek, zamykasz się w kręgu lektur przeznaczonych głównie dla nastolatek, to znaczy oznaczonych taką etykietą w empiku. Niesłusznie, bo one są może wciągające, ale przy tym płytkie i niewiele pozostawiają w głowie. To moja luźna refleksja, więc bez urazy :)
"Może jak będę starsza." - dokładnie, w różnych momentach życia inaczej spoglądamy na daną pozycję, zauważamy inne szczegóły, nawet przesłanie może się zmienić.
UsuńI chociaż zazwyczaj wybieram nowe książki, to czasem lubię wrócić do moich absolutnych faworytów, bo ci zawsze poprawią mi humor. :)
L.
Też się podepnę: osobiście również nie jestem w stanie przebrnąć przez Sienkiewicza. Po prostu nie. Czytam - jak wspomina Anonim - bo trzeba, ale nie robię tego ze specjalną przyjemnością i entuzjazmem. Wiem, że pisze on wielkie dzieła, ale Mickiewicz czy Słowacki także mieli kilka na koncie, a osobiście wolę romantyzm. Czy to znaczy, że nie lubię polskiej literatury? Zgoła jest odwrotnie - nie wszyscy mają obowiązek kochać każdą książkę, każdą epokę, każde dzieło stworzone w tym samym nurcie.
UsuńOsobiście nie czytam typowych lektur dla nastolatek, ale uwielbiam Grzędowicza, Robina Cooka czy Stephena Kinga. Nie jest to nie wiadomo jak wielka literatura, ale każdy potrzebuje czasem czegoś "lżejszego". Musi być równowaga.
Nie przebrnęłam przez "Quo vadis"; zniechęcona tym faktem raczej nie sięgnę po inne powieści historyczne H. Sienkiewicza.
OdpowiedzUsuńNiestety, nie zgadzam się z Tobą i określeniem "bo tak trzeba". Jeśli ktoś powiedziałby mi, że muszę przeczytać jakąś książkę, bo tak trzeba, zapewne zrobiłabym mu na złość i tego nie przeczytała. Poza tym zazwyczaj "wielkie dzieła", o których wspominasz później, są lekturami szkolnymi, co ogromnie zniechęca do sięgnięcia po nie. Swoją drogą kto zdecydował, że tak trzeba? Kto tak powiedział? Inni ludzie mający swoje subiektywne zdanie. Rozumiem, że wielu osobom dzieła Sienkiewicza mogą się podobać, ale to nie znaczy, że muszą podobać się też mi. A nie chcę czytać czegoś na siłę.
Jasne, że raczej nigdy nie wrócę do książek Sparksa, że szybciej wrócę do "Roku 1984", "Rozważnej i romantycznej" czy "Buszującego w zbożu". Prawdą jest, że czytałam i nadal czytam powieści dla nastolatek (niestety nie te, które są oznaczone etykietą dla nastolatek w Empiku, bo Empik jest zbyt drogi i nie kupuję tam książek). Jedne są mniej ambitne, drugie bardziej. Ale skoro lubię czytać takie lekkie książki, to nikt raczej nie może mi tego zabronić. Sama zauważyłam, że kiedy czytam kilka bardziej refleksyjnych książek z rzędu, później tak dla odreagowania, muszę sięgnąć po coś lekkiego.
Pozdrawiam
Książki kupowałam, kupuję i pewnie nadal kupować będę. Choć czytam również pozycje wypożyczane...U mnie wygląda to tak, że kiedy jakiś tytuł koniecznie chcę przeczytać poluję na książkę w internecie i kupuję, gdy uda mi się znaleźć ją w korzystnej cenie, choć niejednokrotnie wydałam większą sumę, bo będąc w księgarni, do której zaglądam często (czasami wchodzę tam nieświadomie, jakby mnie ktoś zahipnotyzował :D) po prostu nie mogłam się oprzeć i nie kupić jakiejś książki. Z tym, że nie wszystkie u mnie zostają - jeśli szczególnie mi się podoba przeczytana lektura, zostaje u mnie - od czasu do czasu wracam do pewnych pozycji. Jeśli książka nie wywarła na mnie piorunującego wrażenia, zazwyczaj ją sprzedaję i za te pieniądze zamawiam jakąś inną lub wymieniam się z kimś za inną.
OdpowiedzUsuńW kwestii czytania "bo trzeba" mam takie samo zdanie jak Ty. Najlepszym przykładem jest to, że przez okres gimnazjum i liceum przeczytałam w całości 3 lub 4 lektury...resztę kończyłam po kilkunastu stronach lub w ogóle nie sięgałam po nie. Paradoksalnie podwyższałam całkowitą średnią przeczytanych książek wypożyczanych w bibliotece - przez wszystkie lata byłam na pierwszym miejscu lub w ścisłej czołówce tym samym umiejscawiając na podium moją klasę. Nie czytam bo muszę. Czytam bo chcę i co chcę :-)
Też mam tak, że książki, które mam, a które szczególnie mi się podobały, mimo wszystko zostają, a te słabsze próbuję sprzedać albo ostatecznie oddaję do biblioteki.
UsuńJa w tym roku nie przeczytałam żadnej szkolnej lektury, chyba się jakoś zniechęciłam, może sięgnę po nie przed maturą, ale na pewno nie po wszystkie. Do trzeciej części "Dziadów" podchodziłam kilka razy i nadal mam niezbyt pochlebne zdanie o Mickiewiczu. ;)
Właśnie, powinno się czytać, co się chce, czytanie ma być przyjemnością. :)
Moim zdaniem książka jest jednym z lepszych prezentów, tak samo jak kubek, w sensie ja naprawdę lubię dostawać kubki i nie uważam, ze to prezent na odwal;>
OdpowiedzUsuńHehe, zależy jaki kubek xd Wiesz, to może nie jest najbardziej kreatywny prezent, ale niektóre kubki są przepiękne, poza tym często ucha odpadają w zmywarce, więc nowe kubki jak najbardziej się przydadzą, tym bardziej że ja na przykład piję herbatę hektolitrami. :D
UsuńJeśli chodzi o mnie, uwielbiam kupować książki. Zarówno nowe, jak i stare w antykwariatach, zarówno wirtualnych jak i realnych. Lubię ładnie wydane książki z przyciągającymi wzrok okładkami, ale także pachnące starocią książki z antykwariatów. Lubię je zbierać i układać na półce, a także pożyczać innym. Mam w pokoju wysoką pod sam sufit biblioteczkę całą zapełnioną książkami i właśnie zapełniam następną. Lubię także dostawać książki. W zeszłym tygodniu otrzymałam na urodziny od Braci i Sióstr ze wspólnoty niewielką, ale ładnie wydaną książkę. Ogromnie się ucieszyłam.
OdpowiedzUsuńU mnie ten problem jest nieco mniejszy, bo książek praktycznie nie czytam, a jak już czytam to albo ebooki albo próbuję dorwać interesujący mnie tytuł za darmo, bo ceny są jednak porażające. Ale są takie książki, które spodobały mi się na tyle, że chcę je mieć na półce. I nie ważne, że już je przeczytałam wypożyczone z biblioteki i do tych zakupionych pewnie nie prędko zajrzę, ale chcę je mieć i koniec. Ale nawet dla mnie książka byłaby trafionym prezentem, o ile byłaby w tematyce, która mnie interesuje.
OdpowiedzUsuńJa ebooki pewnie bym musiała drukować, haha. Bo nie lubię czytać bardzo długich tekstów na ekranie (jedynie te na blogach). ;)
Usuń