To już ostatni post opisujący
moje przeżycia, doświadczenia i przemyślenia związane z wymianą. A jak na
ostatni post przystało, będzie to podsumowanie, a właściwie wypisanie, dość
subiektywnych, zalet i wad takiej wymiany.
Zacznę od zalet, chociaż moja
przygoda z wymianą wyjątkowo okrutnie mnie potraktowała. Jednak ja zawsze i wszędzie
staram się znajdować plusy. Bo jak to by było, gdybyśmy skupiali się tylko na
słabych stronach? Zabrakłoby leków na depresję w aptekach.
1. Mówiłam po angielsku. Musiałam,
więc mówiłam. Boję się odezwać w innym języku, przychodzi mi to z trudnością, a podczas wymiany jednak musiałam otwierać usta, tłumaczyć, wyjaśniać,
prosić, reagować, opowiadać, proponować, opisywać. I robiłam to po angielsku. Z
błędami, bo z błędami, ale jednak.
2. Osłuchałam się trochę z
amerykańskim akcentem, który na początku przeraził mnie nie na żarty. O ile
rozumiem wszystko, co mówi moja nauczycielka angielskiego – Polka, to nagłe
przestawienie się na słuchanie Amerykanów mówiących w swoim ojczystym języku jest
naprawdę niełatwe. A ja to pierwsze zetknięcie mam za sobą. Z każdym kolejnym
dniem rozumiałam coraz więcej. Co ciekawe potrafiłam załapać, o co chodzi
nauczycielom z USA, ale np. B. czasami tak fafluniła, że musiałam prosić ją o
powtórzenie albo próbowałam dociec, o co jej chodzi.
3. Poznałam ludzi ze Stanów
Zjednoczonych. Ich zwyczaje, ich sposób bycia, ich poglądy, a także ich opinie
o Polsce. Początkowo chciałam przygotować osobny wpis o Amerykanach, ale
stwierdziłam, że jednak nie poznałam ich jeszcze na tyle dobrze, aby móc ich
osądzać. Chociaż kilka nawyków mi utkwiło w pamięci – oni naprawdę chodzą po
domu w butach, nie wiedzą zbyt wiele o Polsce (Jednym z języków urzędowych w Polsce jest rosyjski – B.) i są
zachwyceni wyglądem Polaków (Dlaczego
wszystkie dziewczyny tutaj wyglądają jak supermodelki? – I.)
4. Poznałam innych uczniów mojej
szkoły. Moja szkoła liczy, hm, ok. 600 osób. Choć trudno w to uwierzyć, nie
znałam wszystkich. ;) Cieszę się, że mogłam zawrzeć nowe znajomości.
5. Mogłam pozwiedzać. A wiecie, że
dla mnie siedzenie w domu czasami jest jak kara. Nie tylko poznałam nowe
miejsca jak Chełmno, lecz także odwiedziłam takie, które już wcześniej
widziałam, ale bardzo miło było móc zobaczyć je raz jeszcze (np. Malbork).
6. Nowe doświadczenia. Pierwsze
wyjście do klubu, w którym, w przeciwieństwie do wszystkich, piłam colę. Granie
w Scrabble po angielsku.
7. Otrzymanie drobiazgów zza
granicy. Pokazywałam Wam jej w poprzednim poście.
A wady? Wydaje mi się, że akurat
mój gość sprawił, że odczułam je w sposób szczególny… Ale myślę, że gdyby
trafiła mi się zupełnie inna osoba, wymiana byłaby o wiele pozytywniejszym doświadczeniem.
Zacznę jednak od czegoś, co doskwierało wszystkim.
1. Zmęczenie i uzależnienie od
drugiego osoby. Nawet sobie nie wyobrażacie jak opieka, zajmowanie się,
spędzanie czasu z drugą osobą potrafi zmęczyć. Dziewczyny opowiadały mi, że ze
swoimi Amerykankami spędziły kilka godzin w samych drogeriach i potem po prostu
padały z nóg. Ja nie dość, że się nie wysypiałam, to jeszcze ciągle stresowałam
się tym, jak będą wyglądać kolejne godziny, co znów wymyśli B.
2. Brak organizacji. Moja znajoma
przyznała, że brała już udział w trzech wymianach i ta, czwarta, była
zdecydowanie najgorzej zorganizowana. Czekanie, spóźnianie, brak informacji, co
robić dalej, o której powrót itp. To również potrafiło człowieka wymęczyć i
porządnie wkurzyć.
3. Ogrom zaległości. Właściwie przez
kolejne 9 dni po zakończeniu wymiany non stop się na coś uczyłam, nie było
dnia, abym nie pisała sprawdzianu. Pomińmy to, że kiedy nie ma mnie na
lekcjach, później z niektórych przedmiotów naprawdę trudno mi zrozumieć, o co
chodzi.
4. Bałagan. Śmiałam się, że po wyjeździe
B. trzeba będzie zdezynfekować dom. Przed jej przyjazdem dom lśnił, a po
wyjeździe musieliśmy porządkować pokoje cały weekend.
5. Dziwne przyzwyczajenia drugiej
osoby. Takie jak wrzucanie papieru toaletowego do śmietnika zamiast do muszli.
I sto milionów innych. Czasami trudno jest wytrzymać z ukochaną osobą przez
całą dobę, kilka dni z rzędu, a co dopiero z obcą?
6. Bariera. Językowa, kulturowa.
Jednak istniała. I o ile na przykład C., nauczycielka z USA, chciała poznać
nasz kraj, była wszystkiego ciekawa, a gdy mówiła to tak, aby dało się ją
zrozumieć, to B. była jej całkowitym przeciwieństwem.
Przyznam się Wam, że to, co mnie
trzymało przez życiu przez czas wymiany, to fakt, że polecę do USA. Czy gdybym
mogła nie przyjmować, a wyjechać do Stanów, zdecydowałabym się na bycie czyjąś
gospodynią? Raczej nie.
Dziękuję Wam za wszystkie
podpowiedzi, opinie i komentarze pełne wsparcia!
Pozdrawiam ciepło
Sara
Jest takie powiedzenie 'czas leczy rany'. Można go zastosować i do tej sytuacji. Niedługo będziesz pamiętać tylko te pozytywne strony wymiany, a to co Cię teraz denerwuje będzie swoistą ciekawostkę z której można się pośmiać.
OdpowiedzUsuńMam taką nadzieję, nabiorę trochę dystansu, zresztą - ile można wspominać nieprzyjemne momenty? :)
UsuńAle zobacz, mimo wszystko plusów więcej! ;) Mam nadzieję, że po wyjeździe do USA będzie ich jeszcze więcej :D muszę przyznać, że sporo się od Ciebie nauczyłam, więc bardzo dziękuję za wszystkie wpisy o wymianie! :D
OdpowiedzUsuńTo ja się cieszę, że te wpisy coś Ci dały Lily, w sumie to ja się bałam, że zniechęcę ludzi, a jednak nie chciałabym, bo wymiana to jest naprawdę niecodzienne doświadczenie.
UsuńZawsze lepiej wziąć udział niż nie wziąć. Zawsze jest to ciekawe doświadczenie i będzie co wspominać :D
UsuńJa pracuję w AIESEC w "dziale" wymiany przychodzącej i powiem Ci, że nasłuchałam się sporo i sama też doświadczyłam różnych dziwactw ze strony obcokrajowców, którzy do nas przyjeżdżali i mogę z pewnością stwierdzić, że jedna miła, uśmiechnięta, po prostu genialna osoba wynagradza dziesięć upierdliwców. Nie zrażaj się, bo może okaże się, że przy kolejnej wymianie, albo w rodzinie, która będzie Cię gościć, znajdziesz kogoś, kto wynagrodzi Ci to wszystko co przeszłaś z B. Będę trzymać kciuki :)
OdpowiedzUsuńOo, serio pracujesz w AIESEC? Byli u nas w szkole studenci z tego programu, Ukrainka, facet z Indonezji i babka z Kolumbii.
UsuńMam nadzieję, że stanie się tak, jak piszesz. Dzięki! :)
Mimo wszystko taka wymiana to musi być ciekawe doświadczenie. :) I Amerykanie udowodnili teorię wielu osób, że Polki są jednymi z najładniejszych pań na świecie! :D
OdpowiedzUsuńmyślę, że za kilka lat będziesz wspominać te wszystkie przygody z sentymentem i jeszcze uda ci się z nich śmiać. koniec końców więc jest dużo więcej plusów niż minusów i chyba mimo wszystko nie żałujesz wymiany, prawda? a tak z mojego czepialskiego obowiązku: gdański widok nie jest z katedry, katedra jest na Oliwie :) wyczytałam właśnie, że Mariacki jest konkatedrą, no proszę jak to się człowiek ciągle uczy :D
OdpowiedzUsuńKonkatedra? Ok, zapamiętam i dzięki, poprawię to! :D
UsuńNie żałuję, ale gdybym wiedziała, że tak to będzie wyglądać, tzn. że trafię na taką osobę, to bym się chyba nie zdecydowała. Ale myślę, że za jakiś czas nabiorę do tych wszystkich wydarzeń trochę dystansu.
tę konkatedrę wyczytałam w trakcie komentowania wpisu, po prostu wolałam się upewnić, że katedra jest na Oliwie (choć tego typu wiedzę wbito mi na studiach baaaardzo dobrze) :) oby dystans przyszedł jak najszybciej!
UsuńTo już ostatni post na temat wymiany? O jaka szkoda, bo dużo ciekawych rzeczy się dowiedziałam ;) Już z niecierpliwością czekam na relacje z Twojego wyjazdu do USA i będę trzymać kciuki, aby na podsumowaniu były same plusy, ani jednego minusa :)
OdpowiedzUsuńW sumie wyszło tyle postów, ile dni trwała wymiana. Mam jeszcze trochę zdjęć, pewnie od czasu do czasu będę przytaczać jakieś ciekawostki. Cieszę się bardzo, że podobały Ci się wpisy na temat wymiany. Przyznam, że sama nie mogę się doczekać mojego wyjazdu i tego, jak będę mogła Wam o wszystkim opowiedzieć!
UsuńTaka wymiana to świetna przygoda! super zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńNie komentowałam, bo nie miałam bardzo czasu, ale śledziłam historię tej wymiany i... no, potraktowała Cię zaiste okrutnie. Ale to cudnie, że nadal widzisz pozytywy!
OdpowiedzUsuńNa pewno zetknięcie się z obcym językiem i kulturą to ogromny plus! Świetnie, że masz go za sobą tak wcześnie! :)
Trudno czasem nadziwić się przyzwyczajeniom innych ludzi, nawet jeśli są z Twojej narodowości. Jako studentka mieszkałam już z wieloma osobami i każda miała dziwne przyzwyczajenia. Ale papier do kosza zamiast do muszli... Słyszałam, że w Grecji się tak robi - bo mają mało przepustowe rury.
Pozdrawiam! :)
Moja znajoma też powiedziała, że w różnych turystycznych krajach tak się właśnie robi, aby nie zapychać rur. Pamiętam, że mnie B. zapytała, jak ma robić, ja jej powiedziałam, ale chyba przyzwyczajenia wzięły górę.
Usuńhaha, dziewczyny z Polski supermodelkami, kiedy lecisz do USA? bo jakoś mi to umknęło.. pamiętam, że lecisz a nie pamiętam kiedy niestety..
OdpowiedzUsuńw październiku dopiero. ;) ale już się cieszę. :D
UsuńKiedy przyjechali do naszej szkoły Niemcy też byli zdania, że Polski są fajnymi laseczkami :D
OdpowiedzUsuńNiestety ich wizyta trwała krótko i mało nas angażowano, aby przypadkiem nie opuścić zajęć -.-
W ogóle byłam chyba na jednym spotkaniu w pubie i jeszcze nasza nauczycielka pilnowała srogo.
Nie to, żebym chciała broić, ale 18 mieliśmy w większości skończone... xD.
Ciekawe nawyki z toaletą, pierwsze słyszę ;O. Fakt, uzależnienie od bycia opiekunem męczy...
Oczywiście nie mówię, że nie sprawia przyjemności, jednak człowiek czasami chce pobyć sam.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTo zawsze jest ciekawe doświadczenie, a w perspektywie podszkolenia języka jest to super opcja
OdpowiedzUsuń