No i pojechali. Nie płakałam ani ze smutku, ani ze
szczęścia. W głowie mam milion myśli na temat wymiany. Widzę mnóstwo plusów,
ale także multum minusów. Naprawdę długo rozważałam, jak opowiedzieć Wam o tym
wszystkim i czy w ogóle opowiedzieć. Już do tej pory skasowałam setki słów. Ten
wpis będzie jednym wielkim wyrzuceniem z siebie tego wszystkiego, co męczyło
mnie przez ostatnie dni. Chcę podzielić się wszystkim, co złe, w jednym poście,
potem już będzie tylko lepiej. Nie chcę, abyście myśleli, że wymiana była dla
mnie męczarnią przez cały czas.
Środa godz. 4:00
Nie mogę spać, pewnie ze zmęczenia. B. też nie może, słyszę,
jak co chwila wchodzi do łazienki. W końcu po 4 przychodzi do mnie, prosi o
jedzenie (chleb nietostowy nie zyskał aprobaty, za to bułka z ziarnami okazała
się czymś niezwykłym i nigdy niewidzianym). Po zjedzeniu ćwiartki bułki z
cukrem i masłem, prosi o tabletkę. To pierwsza. Potem będzie ich jeszcze
kilkanaście. Już nie śpimy. B. zaczyna mi się zwierzać. A ja muszę niebawem iść
do szkoły po zaledwie trzech godzinach snu.
Środa godz. 13:00
Nie wiem, co się dzieje. Ciągle woła o leki. Przeciwbólowe,
na uspokojenie, na ból brzucha. Jesteśmy w szkole, ale B. nie cieszy się tym
dniem. Mówi, że tęskni za tatą. Rozumiem to, ale jednocześnie zastanawiam się:
Skoro tęskni już, co będzie potem?
Czwartkowe i piątkowe noce
Przyszła do moich rodziców. Najpierw położyła się obok nich,
potem na podłodze. Gdy dowiedziałam się, że moja mama nie spała, wpadłam w
furię. Ile ta dziewczyna ma lat, 8 czy 18?! Moja mama zeszła z nią na dół i pilnowała
jej całą noc. B. prosi o możliwość spania w pokoju z telewizorem, po czym
ogląda go przez całą noc. Nie może spać, ale nie wie, dlaczego. Nic nie je. Przychodzi do mnie o 5 rano, twierdząc, że czas wstać.
Piątek
Mam powoli dość, wszystko zostało zgłoszone nauczycielom. Na
noc zamykam pokój na klucz. Martwię się o B., a jednocześnie chcę, aby ją ode
mnie zabrali. Martwię się, że zemdleje, bo ile można przeżyć na jednym bananie?
B. zaczyna zwalać swoje dolegliwości na jet lag (zespół nagłej zmiany strefy
czasowej). Ok. ale ile może trwać jet lag?
Piątek, trochę później
W środę moja mama kupiła leki i herbatkę na uspokojenie. B.
to jednak nic nie pomogło. Byłam tak wkurzona, że i ja pokusiłam się o meliskę.
Tymczasem B. prosi o leki nasenne. Daję jej coś na uspokojenie i wmawiam, że to
na sen. Ona zaś nocą sama zagląda do szafki z lekami i wyjmuje sobie stamtąd,
co chce.
Sobota godz. 3:00
Słyszę walenie do drzwi. Nie, nie otworzę. Dobra, mam dość.
Otwieram i wrzeszczę na nią. Mama stwierdziła, że wyglądałam dość zabawnie,
taka wkurzona. Ale to nie było zabawne. Nie dałam jej żadnych leków, choć
prosiła i zatrzasnęłam drzwi przed nosem.
Sobota
Spotkanie z nauczycielami. Zostaje podjęta decyzja – albo B.
wraca do domu, albo wprowadza się do mnie amerykańska nauczycielka. Zgadzam
się, choć sugeruję, że B. mogłaby zamieszkać w domu jednej z polskich belferek.
Nikt mnie nie słucha. C. wprowadza się do nas wieczorem. Nocą B. chodzi do niej
wielokrotnie, ale dzięki temu my możemy się trochę przespać. C. jest bardzo
surowa, nie pozwala B. mówić o problemach rodzinnych, oglądać telewizji po
21:00 i spać w pokoju z telewizorem. W związku z przybyciem nauczycielki mój
brat musiał przeprowadzić się do babci.
Niedziela
Jestem coraz bardziej chora, tracę głos. Nie daję rady
tłumaczyć wszystkiego na dwa fronty. Nauczycielka wyjeżdża, a ja grożę B. , że jeśli
będzie nas budzić w nocy i prosić o kolejne leki, odeślemy ją do domu. Od tego
czasu śpi spokojnie.
Kolejne dni
B. zaczyna jeść, jednak tego, że jest chora na ADHD, tego,
że jest aspołeczna, tego że ciągle chodzi w kapturze, tego, że po przyjściu do
domu zakłada piżamę i ogląda bajki nie zmienię. Nic nie poradzę na to, że nie
chciała nigdzie wychodzić, że nawet, gdy oglądałyśmy film, ona gapiła się w
swój telefon. Odliczałam dni do jej wyjazdu.
Jak widzicie, zafundowano mi niezłą szkołę przetrwania. Ale
nie napisałam tego wszystkiego, bo chcę Waszej litości, niee! Po prostu…
musiałam to z siebie wyrzucić. B. tak naprawdę nigdy nie powinna znaleźć się na
tej wymianie. To był jej pierwszy wyjazd z kraju, pierwszy raz, kiedy spędziła
więcej niż jedną noc bez taty. Nowa kultura, nowe jedzenie, nowi ludzie. Wiele
było momentów, kiedy B. zachowywała się tak, jakby potrzebowała pomocy.
Profesjonalnej pomocy. A ja nie jestem terapeutką.
To na tyle. Mam nadzieję, że to ostatni tak pesymistyczny
wpis na tym blogu.
Sara
PS Wiecie, jaka jest najlepsza wiadomość? To nie ona będzie mnie przyjmować w październiku.
Odkąd zaczęłam czytać ten wpis nasuwały mi się na myśl dwie rzeczy. Po pierwsze: "Czy Ty będziesz musiała mieszkać u niej, kiedy pojedziesz na wymianę?" (okazało się jednak na końcu, że na szczęście nie), a po drugie (może trochę głupie i wolę nie myśleć, że coś w tym jest...): "Jakie relacje łączą tą osiemnastolatkę z ojcem?". Tego nie wiemy, ale sądząc po jej zachowaniu to hmm... czy aby wszystko w tym domu u niej dobrze funkcjonuje... ;/ Dziwne, że taka osoba, z takim cechami charakteru trafiła na wymianę. Czy w Stanach, w jej szkole nikt nie sprawdzał tego czy dziewczyna jest gotowa, aby wyjechać. Jedynym pozytywnym hasłem w tym wpisie jest to, że już wyjechała i możecie całą rodziną odetchnąć. Nie dziwię się, że była to uciążliwa sytuacja, bo nie tylko Tobie było źle, ale także Twojemu bratu i rodzicom.
OdpowiedzUsuńCzekam teraz na te pozytywne posty! ;)
A tak poza tym to interesuje mnie czy wiesz już, jakie miejsca zobaczysz podczas wizyty w Stanach czy dowiesz się dopiero na miejscu? :)
Wiesz Kinga, ona mi opowiadała sporo o swojej rodzinie. Mieszka z babcią i tatą. Ma niestety niefajne wspomnienia z przeszłości, jej kontakty z mamą praktycznie nie istnieją.
UsuńU nas, w Polsce, aby wyjechać na wymianę, trzeba sprostać wielu wymaganiom. A tam? Tam podobno jadą ci najubożsi i z wielodzietnych rodzin.
Za każdym razem w planie jest Filadelfia, Waszyngton i Nowy Jork, szczegółów jeszcze nie znam.
Teraz posty będą na pewno bardziej pozytywne! :)
Jak tak samo jak Kinga myślałam o tym pierwszym jak i drugim... całe szczęście że to nie ona będzie Cię przyjmować na wymianie jak pojedziesz do USA ;))
OdpowiedzUsuńPodpinam się pod pytanie Kingi jeśli chodzi o wyjazd do USA ;)
A ja będę miała do Ciebie wielką prośbę,ale o tym już napiszę w e-mailu jak się odezwiesz ;) u mnie na blogu zostawiłam Ci wiadomość ;)
mam nadzieje że to nie jest ostatni post odnośnie wymiany;) chętnie bym jeszcze poczytała..
UsuńPaula wysłałam do Ciebie mejla!
UsuńTak jak napisałam wyżej, prawdopodobnie zwiedzamy takie miasta jak Waszyngton, Nowy Jork, Filadelfia, więcej nic nie wiem.
Na pewno to nie jest ostatni post! Będzie ich jeszcze co najmniej kilka. ;)
Czekam na mejla. :)
Dziewczyna na pewno była zestresowana, może po raz pierwszy opuściła kraj, rodzinę. Do tego pewnie ma jakieś problemy ze swoją psychiką. Czy w jej amerykańskiej szkole nie zauważono, że nie powinna wyjeżdżać na wymianę ? Mam nadzieję, że ta wizyta nie popsuła Twojej radości z wyjazdu do USA.
OdpowiedzUsuńNie, nadal bardzo się cieszę, że będę mogła tam jechać. Tak, masz rację, to był jej pierwszy wyjazd do innego kraju, w dodatku od razu tak daleko. W jej szkole zauważono, że B. woli spędzać czas sama, że niektórzy nawet czasami się z niej śmieją... Ale najwidoczniej i tak pozwolono jej uczestniczyć w wymianie.
UsuńMoże myśleli, że taki wyjazd jej pomoże, że pozna innych ludzi, zobaczy inny kraj i jej nastawienie się zmieni...
UsuńTeż to mi przeszło przez myśl. Albo może nie zdawali sobie sprawy, że zareaguje na to wszystko aż w taki dosadny sposób.
UsuńCzekałam niecierpliwie na wpis z wymiany... ale się bardzo zaskoczyłam! Myślałam, że będę czytać o miejscach, które razem odwiedziłyście, co robiłyście w wolnym czasie itp. Jestem trochę w szoku, że tak to wszystko się potoczyło. Rozumiem stres związany z opuszczeniem rodzinnego domu, każdy inaczej reaguje. Jednak coś musi być nie tak już u źródła (czyt. w jej domu) skoro dziewczyna tak się zachowywała. Fakt, tamte strony to zupełnie inna kultura i zupełnie inne zwyczaje, ale mimo wszystko szok. Trochę też dziwi postawa nauczycieli, powinni jednak ulokować po tych wydarzeniach B. z nauczycielką w innym miejscu, aby już nie robić problemów... ale, dobrze że już spokój :). No i że nie trafisz do jej domu :)!
OdpowiedzUsuńNa pewno jeszcze napiszę o tym, co robiłyśmy, ale chciałam na początku po prostu pokazać, że wymiana to jednak nie taka bajka, a przynajmniej nie zawsze. Np. moja znajoma trafiła na bardzo spokojną, ale jednocześnie przyjazną dziewczynę, która nie sprawiała żadnych problemów. Po prostu ja miałam ogromnego pecha, musiałam trochę cierpieć za czyjeś niedopatrzenie i czyjąś złą decyzję.
UsuńJeszcze pojawią się inne posty na temat wymiany, trochę Wam poopowiadam, bo w sumie jest o czym. :D
Przez cały post tak się zastanawiałam, czy ta dziewczyna podła dobry wiek. Zwariowałabym na Twoim miejscu, mam nadzieję, że w USA trafisz na kogoś "spokojniejszego" :D Czekam na kolejne posty co porabialiście z gośćmi! :D
OdpowiedzUsuńWidziałam jej paszport, urodziła się w 1997 jak ja. ;)
UsuńNie rozumiem jednego: skoro denerwowała się w związku z wymianą to po co w ogóle na nią się zdecydowała?
OdpowiedzUsuńJak bylam w liceum przyjechala do nas na wymianę dziewczyna z Rumunii. Moja koleżanka z klasy ją przyjęła. I ani złego słowa nie powiedziała. Dlatego różnie bywa.
O kurcze, a miało być tak fajnie. Szkoda, że trafiła Ci się taka osoba jak B. Sporo musiało być z nią problemów. Mam jednak nadzieję, że jej przyjazd nie był totalną klapą i że jednak te plusy są dostrzegalne. :) To świetna umiejętność znajdowania w czymś złym dobra.
OdpowiedzUsuńMasakra jak to czytam... Ja jestem bardzo zła jak ktoś mi w nocy spać nie daje... Dobrze, że nie będziesz u niej w domu, tylko w innym, bo pewnie po ponownym spotkaniu, Ty musiałabyś zażywać garść tabletek. Życzę Tobie, byś trafiła na normalną i miłą rodzinę :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Edi. :) Mam nadzieję, że tak się stanie.
UsuńDobrze że ten horror jest już za Tobą, życzę Ci aby Twój wyjazd do USA był bardzo udany :)
OdpowiedzUsuńDzięki Gosiu. :)
UsuńSrogo...
OdpowiedzUsuńA myślałem, że ja jestem dziwny. ;)
Niby już pojechała, ale zostaje pytanie do kogo Ty trafisz. Bo, jak widać, może być różnie.
Już mi nawet obiecywano, że w ramach rekompensaty trafię do wspaniałej rodziny. Zobaczymy.
UsuńNa początku myślałam, że nas wkręcasz, ale czym dalej czytałam, tym coraz bardziej byłam zszokowana. Kto ta dziewczynę dopuścił do wymiany? Czy nauczyciele potraktowali jej wyjazd jak rodzaj terapii, czy po prostu im to wszystko jedno kto, gdzie i po co jedzie? Dziewczyna przede wszystkim potrzebuje pomocy, profesjonalnej pomocy psychologa, ciekawe czy w jej szkole w Stanach ktoś w ogóle to zauważył? Nie, no, jestem w szoku. To wszystko brzmi, jak historia rodem z amerykańskiego serialu Beverly Hills...
OdpowiedzUsuńBardzo Ci współczuję, że musiałaś przez to przechodzić, najważniejsze, że już sobie pojechała i dobrze, że nie skończyło się to na jakimś przedawkowaniu leków.....
Życzę Ci, żebys w Stanach trafiła na bardzo fajną, sympatyczną i ciepłą rodzinę i żebyś wróciła pełna pięknych wspomnień!
Właśnie my się martwiliśmy, że coś się może stać, skoro ona nie jadła, nie spała i jeszcze brała leki...
UsuńSama nie wiem, dlaczego ona pojechała. Może nikt nie przewidział, że tak zareaguje. Nauczyciele zdawali sobie sprawę z tego, że ona jest nieco inna, odosobniona, ale może nie myśleli, że zacznie się zachowywać aż tak nienormalnie.
Dzięki Sylwia! :)
podziwiam, że dałaś radę, bo ja pewnie po drugiej nocy szukałabym wszelkich możliwych sposobów, żeby się jej pozbyć od siebie. prawdziwa szkoła przetrwania, jak napisałaś, mam nadzieję, że Ty trafisz zdecydowanie lepiej. :) i głowa do góry, na pewno wiele się nauczyłaś (pewnie o sobie samej też sporo), a to już się skończyło. :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam.
Szczerze mówiąc, to ja byłam u kresu wytrzymałości i tylko prosiłam, aby ją ode mnie zabrali...
UsuńCieszę się, że to już się skończyło.
Pozdrawiam ciepło
I'm sorry to hear that the exchange visit was not a good one for you!
OdpowiedzUsuńwww.effortlesslady.com
Najważniejsze, że masz to już za sobą. Naprawdę miałaś pecha, że trafiłaś na taką osobę i zastanawiam się dlaczego ta dziewczyna w ogóle trafiła na wymianę. W każdym razie teraz myśl pozytywnie! Polecisz do USA ! :)) I nie będziesz musiała mieszkać u niej.
OdpowiedzUsuńOkropny pech, prawda? Ja się zastanawiałam, czy to jakaś kara...
UsuńTak, teraz już raczej nie będę w kółko tego wspominać, tylko cieszyć się na październikowy wyjazd. :)
Pozdrawiam
Jestem w szoku! Cały czas się zastanawiam czy B. nie jest uzależniona od leków. Bo jak wytłumaczyć to ciągłe upominanie się o tabletki. Bardzo Wam współczuję. Już sobie wyobrażam jak Twój brat się musiał poczuć, gdy dowiedział się że musi się wyprowadzić na chwilę do babci. Całe szczęście wymiana się zakończyła, ale niesmak jednak pozostał :( Obyś tylko trafiła na superową rodzinę, gdy to Ty będziesz na wymianie.
OdpowiedzUsuńTeż tak mi się wydawało, że ona może mieć jakiś problem z uzależnieniem od leków, ale mi np. tłumaczyła, że w domu zawsze od razu bierze leki, gdy ją coś boli, i to nie jedną tabletkę, ale od razu dwie.
UsuńDawid w sumie przed przyjazdem B. cały czas powtarzał, że on zamieszka u babci (pewnie trochę się wstydził, stresował). Ale gdy wyszło, że musi się na chwilę przenieść, bo nie ma wolnego łóżka, to potem szybko chciał wracać.
przyznam szczerze, że dziwna ta dziewczyna. Każdy z nam ma problemy w domu, ale żeby zwierzać się obcej osobie? Rozumiem, ze czasami łatwiej jest otworzyć się przed kimś obcym, ja też nie lubię rozmawiać ze znajomymi, że mój ojciec to alkoholik, wolę pisać o tym w listach. Dziewczyna chyba ma problem z uzależnieniem. Dałaś radę i jestem pewna, że trafisz do świetnej rodziny na wymianie :)
OdpowiedzUsuńno to teraz juz wszytsko rozumiem Sara! ale mialas pecha szok! raz w zyciu taka wymiana a Ty tak biednie trafilas - laska dziwaczan i ni epowinni jej nigdzie poscic tym bardziej ze to ponoc pierwszy raz bez taty! helloooll??!! a z tymi tabletkami to jakas katastrofa. powiedz czy laska se nie mogla swoich przewiesc zeby wam nie truc? no mnie by bylo po prostu wstyd! i budzic was po nocach!>? jak sie ciesze ze bedziesz mieszkala u kogos innego. przypomnij mi dokad bedziesz leciala i na ile? buziak :*
OdpowiedzUsuńWłaśnie dlatego jest mi przykro - tak na to czekałam, a tu takie coś, taki pech...
UsuńMnie też by było wstyd i głupio kogoś budzić. Ona przywiozła sobie swoje leki, ale twierdziła, że jej przeciwbólowe jej nie pomagają. Któregoś dnia przez dwie godziny w necie szukała odpowiednika jakiegoś amerykańskiego leku, który zostawiła w domu, sprawdzała, czy mamy taki w Polsce...
Lecę do Filadelfii na niecałe dwa tygodnie w październiku ;)