Zaskakuje
mnie to, jak marzenia potrafią przekształcać się w realne decyzje. Od kilku lat
mówiłam o tym, że chciałabym mieć kotka. Chodziłam na wystawy i o ile na początku
byłam fanką rasy syberyjskiej, o tyle ostatecznie to Brytyjczyki skradły moje
serce. I od ponad tygodnia jeden z nich mieszka ze mną.
Moja
rodzina nie zgadzała się na kota przez długi czas. Właściwie nie było mowy o
tym, byśmy kupili zwierzątko. Liczyłam się z tym, że kota przygarnę dopiero po
wyprowadzce z domu. Wydawało mi się, że nastąpi to za rok, dwa. Poza tym – choć
może to zabrzmi dziwnie – twierdziłam, że na razie kot nie może zamieszkać w
moim pokoju, bo mam włochatą wykładzinę i sprzątanie byłoby znacznie
utrudnione.
Ale
kilka miesięcy temu, gdy w moim życiu zaszły spore zmiany, i uświadomiłam sobie,
że jeszcze trochę pomieszkam z rodzicami, stwierdziłam, że… czas na remont
pokoju. Skoro ma to być moje królestwo jeszcze przez kilka lat, to warto je
trochę odnowić. Wcześniej powtarzałam, że to bez sensu, skoro niebawem się
wyprowadzam. Ale że do mojego odejścia z domu jeszcze daleko, to remont doszedł
do skutku. A z nim m.in. zamiana wykładziny na panele. Wtedy do mojej głowy
wpadła szalona myśl: mogłabym jednak kupić kota.
Zaczęłam
to rozważać. Uznałam, że większość dnia spędzam w domu, bo zajęcia na uczelni
nie trwają od 8 do 20. Stwierdziłam więc, że mogłabym zaopiekować się kotem. O
dziwo, moi rodzice przyjęli to dość spokojnie. O ile wcześniej nie mogło być
mowy o kocie w naszym domu, o tyle kilka miesięcy temu, gdy rozmawiałam z nimi
o mojej decyzji, to nie protestowali zbyt głośno. Nie wiem, czy stwierdzili, że
samotnej dziewczynie przyda się kot, czy może chcieli, by coś oderwało moje
myśli od choroby. A może po prostu sami mieli ochotę trochę potulać brytyjską puchatą
kulkę.
Trudniej
było przekonać mojego brata. Ciągle powtarzał, że nie zgadza się na kota. Był
nieugięty. Mówiłam mu, że zwierzątko zamieszka w moim pokoju, że nie będzie
nawet musiał mieć z nim do czynienia. W końcu przestałam przekonywać Dawida i…
postawiłam go przed faktem dokonanym. Kot będzie i tyle. Mój brat kocha zwierzęta,
w szczególności psy, i może jego bunt był spowodowany tym, że sam nie ma swojego
pupila. W każdym razie teraz od czasu do czasu bawi się z Nicolasem i chyba już
się do niego przyzwyczaja.
Za
hodowlą zaczęłam się rozglądać na początku maja. Wysyłałam maile, dzwoniłam,
dowiadywałam się co i jak. Zadawałam dziwne pytania, bo o wielu rzeczach nie
miałam pojęcia. Nie wiedziałam, jak wygląda cała procedura zakupu, czy lepiej
przygarnąć kocura czy kotkę, co muszę kupić, jak się przygotować. Po kilku
tygodniach takich rozmów i pertraktacji zdecydowałam się na rezerwację brytyjskiego
kocurka z hodowli spod Grudziądza. Mały miał do mnie trafić w wakacje. O tym,
jak wyglądała cała procedura, opowiem Wam w osobnym poście.
27
lipca Nicolas przyjechał do naszego domu. Na początku był dość zestresowany,
ale teraz, po blisko dwóch tygodniach, zadomowił się. I jak to kot – śpi w różnych
dziwnych miejscach, włazi, gdzie chce i na każdym kroku nas zaskakuje.
Zakup
kota to ogromna zmiana w moim życiu. Chyba nie spodziewałam się jak duża. Ale
ten rok coś takiego w sobie ma – jest przełomowy.
A
czy Wy macie jakieś zwierzątko?
Uściski!
Sara
Uroczy jest, sama z chęcią bym go przygarnęła ;)
OdpowiedzUsuńBardzo słodki kotek. Mam dosłownie taką samą rasę. Czekam na kolejny twój post :)
OdpowiedzUsuń