środa, 7 sierpnia 2019

Nowy członek rodziny już z nami



Zaskakuje mnie to, jak marzenia potrafią przekształcać się w realne decyzje. Od kilku lat mówiłam o tym, że chciałabym mieć kotka. Chodziłam na wystawy i o ile na początku byłam fanką rasy syberyjskiej, o tyle ostatecznie to Brytyjczyki skradły moje serce. I od ponad tygodnia jeden z nich mieszka ze mną.
Moja rodzina nie zgadzała się na kota przez długi czas. Właściwie nie było mowy o tym, byśmy kupili zwierzątko. Liczyłam się z tym, że kota przygarnę dopiero po wyprowadzce z domu. Wydawało mi się, że nastąpi to za rok, dwa. Poza tym – choć może to zabrzmi dziwnie – twierdziłam, że na razie kot nie może zamieszkać w moim pokoju, bo mam włochatą wykładzinę i sprzątanie byłoby znacznie utrudnione.  
Ale kilka miesięcy temu, gdy w moim życiu zaszły spore zmiany, i uświadomiłam sobie, że jeszcze trochę pomieszkam z rodzicami, stwierdziłam, że… czas na remont pokoju. Skoro ma to być moje królestwo jeszcze przez kilka lat, to warto je trochę odnowić. Wcześniej powtarzałam, że to bez sensu, skoro niebawem się wyprowadzam. Ale że do mojego odejścia z domu jeszcze daleko, to remont doszedł do skutku. A z nim m.in. zamiana wykładziny na panele. Wtedy do mojej głowy wpadła szalona myśl: mogłabym jednak kupić kota.
Zaczęłam to rozważać. Uznałam, że większość dnia spędzam w domu, bo zajęcia na uczelni nie trwają od 8 do 20. Stwierdziłam więc, że mogłabym zaopiekować się kotem. O dziwo, moi rodzice przyjęli to dość spokojnie. O ile wcześniej nie mogło być mowy o kocie w naszym domu, o tyle kilka miesięcy temu, gdy rozmawiałam z nimi o mojej decyzji, to nie protestowali zbyt głośno. Nie wiem, czy stwierdzili, że samotnej dziewczynie przyda się kot, czy może chcieli, by coś oderwało moje myśli od choroby. A może po prostu sami mieli ochotę trochę potulać brytyjską puchatą kulkę.
Trudniej było przekonać mojego brata. Ciągle powtarzał, że nie zgadza się na kota. Był nieugięty. Mówiłam mu, że zwierzątko zamieszka w moim pokoju, że nie będzie nawet musiał mieć z nim do czynienia. W końcu przestałam przekonywać Dawida i… postawiłam go przed faktem dokonanym. Kot będzie i tyle. Mój brat kocha zwierzęta, w szczególności psy, i może jego bunt był spowodowany tym, że sam nie ma swojego pupila. W każdym razie teraz od czasu do czasu bawi się z Nicolasem i chyba już się do niego przyzwyczaja.
Za hodowlą zaczęłam się rozglądać na początku maja. Wysyłałam maile, dzwoniłam, dowiadywałam się co i jak. Zadawałam dziwne pytania, bo o wielu rzeczach nie miałam pojęcia. Nie wiedziałam, jak wygląda cała procedura zakupu, czy lepiej przygarnąć kocura czy kotkę, co muszę kupić, jak się przygotować. Po kilku tygodniach takich rozmów i pertraktacji zdecydowałam się na rezerwację brytyjskiego kocurka z hodowli spod Grudziądza. Mały miał do mnie trafić w wakacje. O tym, jak wyglądała cała procedura, opowiem Wam w osobnym poście.
27 lipca Nicolas przyjechał do naszego domu. Na początku był dość zestresowany, ale teraz, po blisko dwóch tygodniach, zadomowił się. I jak to kot – śpi w różnych dziwnych miejscach, włazi, gdzie chce i na każdym kroku nas zaskakuje.
Zakup kota to ogromna zmiana w moim życiu. Chyba nie spodziewałam się jak duża. Ale ten rok coś takiego w sobie ma – jest przełomowy.
A czy Wy macie jakieś zwierzątko?
Uściski!
Sara

2 komentarze:

  1. Uroczy jest, sama z chęcią bym go przygarnęła ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo słodki kotek. Mam dosłownie taką samą rasę. Czekam na kolejny twój post :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie miłe słowa, komplementy, ale także za rady i konstruktywną krytykę.
Thanks for all kind words, compliments but also for advice and constructive criticism.