Mówią, że grzeczne
dziewczynki idą do nieba, a niegrzeczne do piekła. Lub też tam, gdzie chcą. Nie
wiem, czy należę do grzecznych, czy niegrzecznych, chyba nie mnie to oceniać,
muszę jednak przyznać, że byłam w prawdziwym niebie i to niedaleko Sycylii!
Droga do nieba było jednak iście piekielna…
Na Vulcano, jedną z Wysp
Eolskich, zwanych także Liparyjskimi płynęliśmy promem z Messyny.
Droga minęła
przyjemnie, udało nam się zrobić kilka wspaniałych zdjęć z rozwianymi włosami (ach
jak romantycznie!)
T-shirt - H&M |
Poza tym skusiłam się na zakup ciastka w barze. Mając w ręku
2 euro, wskazałam na pysznie wyglądającą minitartę i podałam pani pieniążki, po
czym usłyszałam, że ciacho kosztuje 4 euro. Przestraszona zaczęłam szperać po kieszeniach
i odkryłam w nich jeszcze 1,7. Ze smutną miną i spuszczoną głową pokazałam
sprzedawczyni, ile mam, a ona machnęła ręką i… sprzedała mi ciastko!
Rozpromieniona z wielkim uśmiechem na ustach powtórzyłam parę razy grazie i zeszłam na dół, aby wspólnie z
przyjaciółmi skonsumować ciastko. Było bardzo słodkie, ale jednocześnie
przepyszne, w środku z czekoladą, na zewnątrz z cukrem pudrem… No, ale nie
chciałam pisać postu kulinarnego, czas więc przejść do opisu Vulcano.
Nakremowani, bez
plecaków, które zostawiliśmy w miejscowym barze, udaliśmy się na podbój wulkanu
Fossa górującego nad wyspą.
Było południe, słońce górowało, wszyscy się
rozpływali. Czapka i kij do podpierania się były w tym dniu moim zbawieniem.
Wulkan wcale nie był bardzo wysoki, ale aura i pora dnia powodowały, że wejście
na niego nie należało do najłatwiejszych. Z kolei kiedy dotarliśmy na szczyt,
poczuliśmy obrzydliwy zapach siarki, od którego niejednemu zrobiło się
niedobrze. Na szczycie znajdują się bowiem wyziewy siarkowe.
Jednak kiedy
odwróciliśmy się w drugą stronę, ujrzeliśmy piękny widok na Morze Tyrreńskie i
inne wysepki. Robiłam zdjęcia na dwie ręce – raz aparatem, raz komórką, pod
pachą trzymając jeszcze mojego kompana z drewna.
Zejście było łatwiejsze,
posililiśmy się orzeźwiającą granitą, a potem udaliśmy się na mały spacer po
wyspie. Spotkaliśmy sprzedawcę, znającego kilka słów po polsku, zjedliśmy
pizzę… Mieliśmy okazję na wykąpanie się w leczniczym jeziorku siarkowym i mimo
iż byłam dobrze przygotowana (wzięłam stary strój, który mogłam poświęcić),
czując ten jajeczny zapach, nie zdecydowałam się na kąpiel. A podobno dobrze
działa ona na cerę… Jakoś muszę wytrzymać. Nie chciałam, aby wszyscy na promie
omijali mnie szerokim łukiem z powodu niezbyt przyjemnego zapachu.
Jeśli już
mowa o atrakcjach turystycznych, to na Vulcano znajduje się plaża z czarnym
wulkanicznym piaskiem. Wstęp na nią kosztuje jednak niemało, my stanęliśmy więc
po cichu z brzeżku i cyknęliśmy kilka zdjęć.
Rejs na Vulcano wspominam
bardzo dobrze i chętnie odwiedziłabym pozostałe Wyspy Eolskie. (swoją drogą
nazwa pochodzi od boga wiatru – Eola). W sumie to mogłabym tam nawet
zamieszkać. Ciekawe, jak długo zajęłoby mi przyzwyczajenie się do łódki zamiast
auta i czy nie znudziłoby mi się pływanie na zakupy.
Miłego dnia!
Zazdroszczę tego wszystkiego co Cię spotkało :) Miałaś super wakaacje.
OdpowiedzUsuńDziękujemy bardzo za miłe słowo na naszym blogu, bo to wiele znaczy i motywuje. Ty także masz świetnego bloga, w miarę możliwości będę komentować.