Czy
jakakolwiek wystawa wzbudziła tyle kontrowersji? Czy jakakolwiek wystawa
była obiektem tylu dyskusji?
Gdy
kilka miesięcy temu ogłoszono, że w Toruniu, w Centrum Sztuki Współczesnej,
zostanie zaprezentowana wystawa Mariny Abramović, pisały i mówiły o tym
wszystkie media, począwszy od naszych lokalnych, poprzez Vogue, na TVN-ie
skończywszy. Ja tymczasem zastanawiałam się, kim jest Marina Abramović i
dlaczego wcześniej o niej nie słyszałam. Później zaczęłam coraz więcej czytać o
tym, czym jest performance i czym zasłynęła pochodząca z Jugosławii artystka. Wydawało
mi się to niezwykłe i właściwie z każdym dniem coraz bardziej nie mogłam
doczekać się, aż obejrzę wystawę w toruńskim Centrum Sztuki Współczesnej.
Zanim
jednak zobaczyłam wystawę, miałam okazję uczestniczyć w spotkaniu z Mariną
Abramowic w Centrum Kulturalno-Kongresowym Jordanki. To, co mówiła artystka,
jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że muszę zobaczyć jej wystawę.
Marina nie sprawiała wrażenia szalonej kobiety, która ma nie po kolei w
głowie. Wręcz przeciwnie – wydawała się bardzo świadoma i twardo stąpająca po
ziemi. Najbardziej zapadły mi w pamięć jej słowa dotyczące depresji.
Niektórzy sądzą, że to stan produktywny dla twórców. Nie, depresja to
choroba, którą trzeba leczyć - mówi Marina. Już wtedy wiedziałam, że to ktoś, kogo
chciałabym bliżej poznać. A jak to zrobić, jeśli nie przez obejrzenie jej
prac?
Na
wystawę The Cleaner wybrałam się z mamą, która wcześniej Marinę znała jedynie z
tego, co ja jej opowiedziałam. Ekspozycja zajmuje właściwie trzy piętra Centrum
Sztuki Współczesnej.
Na
parterze możemy oddzielić ryż od soczewicy i policzyć ziarenka. Nie żartuję. W
wygłuszających słuchawkach ćwiczyłyśmy z mamą swoją cierpliwość. Ja poddałam
się bardzo szybko. Moja mama z kolei stwierdziła, że ona mogłaby tu siedzieć,
liczyć i odprężać się…
Zanim
napiszę więcej o samej wystawie, muszę napisać o tym, że Marina Abramović jest
najsłynniejszą performerką na świecie. No własnie, ale co to jest ten
performance? Marina nie maluje obrazów, nie rzeźbi, ale prezentuje sztukę za
pomocą swojego ciała i działań. Performance nie ma dobrego tłumaczenia na język
polski. Pokaz? Spektakl? To coś więcej.
Fantastyczne w wystawie The Cleaner jest to, że nie chodzimy po centrum i nie
podziwiamy obrazów czy rzeźb, lecz zdjęcia, nagrania czy rekwizyty z występów Mariny. Ta wystawa po prostu żyje. Tym bardziej że w niektóre dni część z performance'ów jest odtwarzana na żywo przez innych artystów. My
wybrałyśmy się do CSW w dniu, w którym przedstawiano "Freeing the Memory" oraz "Cleaning
the Mirror". Ten pierwszy polega na tym, że artysta wypowiada słowa
w ojczystym języku, jakie przyszły mu na myśl. Myślałyśmy, że będzie to
polegało na szybkim wyrzucaniu z siebie słów. Tymczasem między wypowiadanymi
wyrazami były króciutkie przerwy. Wydawało nam się, że słowa są ze sobą w jakiś sposób powiązane. Drugi performance z kolei polegał na "czyszczeniu", a
raczej brudzeniu szkieletu. Artysta szorował kości okropnie brudną wodą. Robił
to z niezwykłą dokładnością.
I
o i ile te z pomysłów Mariny nie budzą zbytniego przerażenia czy nie powodują
ogromnych emocji, o tyle inne z pokazów Abramović balansują na granicy życia i
śmierci. Przytoczę kilka przykładów:
- na nagraniu mogliśmy podziwiać performance, który przedstawiał Marinę
i jej byłego partnera Ulaya. Ulay trzymał łuk z jednej strony, Marina z
drugiej. Strzała była wymierzona prosto w serce kobiety. Gdyby Ulay puścił łuk,
zabiłby swoją ukochaną.
-
na wystawie zaprezentowano też zdjęcia z performance'u, podczas którego Marina
przyjęła leki stosowane przez pacjentów mających zaburzenia psychiczne
-
mogłyśmy obejrzeć też zdjęcia i nagrania,
na których Marina kładzie się na ziemi, a otaczają ją świece ułożone w
kształt gwiazdy. Podczas tego pokazu artystka straciła przytomność, bo ogień
pochłonął cały tlen.
To
zaledwie kilka przykładów. Na wystawie można obejrzeć też nagrania z
performance'ów, w których ważną rolę odgrywał głos, krzyk czy śpiew.
Niektóre
z pokazów mrożą krew w żyłach. Inne szokują. Część z nich przeraża. Większość
wywołuje skrajne emocje. Zastanawiałam się, co musiały czuć osoby, które
obserwowały działania Mariny na żywo. Mogły bowiem być świadkiem czyjejś
śmierci.
I
mimo że na usta nasuwa się pytanie: po co?, to nikt nie zada go na głos. Bo
sztuka nie jest po coś.
Wystawę
można oglądać do 11 sierpnia.
Sara
siema mialem to na plastyce xd
OdpowiedzUsuńfajnie ja też
Usuńja tez xd
OdpowiedzUsuńsas
OdpowiedzUsuńale tu nic ciekawego nie ma :((
OdpowiedzUsuń