piątek, 30 stycznia 2015

Postcard United jako dostawca emocji



Jeden kartonik może dostarczyć wielu emocji i to jakże różnorodnych! Zdziwienie, niedowierzanie (i w sensie pozytywnym, i negatywnym), a także lekka konsternacja. Może komuś, kto kolekcjonuje pocztówki, będzie łatwiej mi uwierzyć. Ale komuś, kto nigdy pocztówek nie zbierał? Kto nie zna uczucia niecierpliwego oczekiwania, a później niedającego się opisać słowami uczucia… no właśnie, jakiego? Dziś post o uczuciach dla niedowiarków. :) Podobno emocje jest opisywać najtrudniej, mimo iż życie co dzień dostarcza nam ich bez liku…

Zacznę od RADOŚCI. Jedno z najprzyjemniejszych uczuć, czyż nie? Niewymuszona radość jest najpiękniejsza. A taka właśnie była moja radość wczoraj, po wyjęciu ze skrzynki jednej, jedynej kartki, jaka się tam znajdowała. Kartki z Gujany. Nie ukrywam, że gdzieś w skrytości serca naprawdę liczyłam na pocztówkę z Gujany, chciałam wierzyć, że uda mi się ją dostać. Powtarzałam sobie, że skoro tak długo czekam na widokówkę, to na pewno musi przebyć długą drogę (w domyśle - aż z Gujany :)). Miałam rację. :) Kiedy otwierałam skrzynkę, mój tata czekał w samochodzie. Nie musiał pytać, co też przyniósł listonosz, bo mój krzyk: Gujana! wszystko mu wyjaśnił. A ja ogromnie podekscytowana chciałam pstrykać zdjęcia i przesyłać je mojej mamie do pracy… Stwierdziłam jednak, że zrobię jej małą niespodziankę po przyjściu do domu. Wniosek? Jedna kartka, a tyle uśmiechów.
 



Kolejna kartka wzbudziła we mnie mieszane uczucia. Trochę ZDZIWIENIA, trochę ZNIESMACZENIA, lekki ZAWÓD. Naprawdę bardzo, ale to bardzo rzadko zdarza mi się otrzymywać kartki brzydkie albo takie, które mi się nie podobają. Albo nie jestem zbyt wybredna, albo mam niesamowite szczęście. ;) Pocztówka, a może raczej kartka pocztowa, bo tak bym ją nazwała, przywędrowała do mnie ze Słowenii. W miejscu, w którym zazwyczaj jest zdjęcie, obrazek, widniała wiadomość od nadawczyni, natomiast z tyłu adres, znaczek… i to tyle. Możecie zobaczyć całość poniżej. Brakuje mi czegoś w tej kartce, tego czegoś, co by mnie zachwyciło. Ale że wszędzie szukam plusów, to i tu znalazłam. Na moim profilu postcrossingowym możecie znaleźć prośbę o pisaniu kartek przez nadawców w ich ojczystych językach. I tak udało mi się dostać kartki nie tylko po angielsku, niemiecku, rosyjsku, ale i ukraińsku, hiszpańsku, portugalsku, holendersku, a teraz także w języku słoweńskim. Nadawczyni stwierdziła, że jest on podobny do polskiego… Nie wiem, czy tylko ja nie zauważam podobieństwa? Ale kartkę, z pomocą Internetu, przetłumaczyłam. :) Sama się prosiłam. Wniosek? Jedna kartka, a jakie wyzwanie.




Pocztówka, która na początku była przyczyną RADOŚCI, później stała się powodem OBURZENIA. Tunezja, druga kartka z tego kraju, w tym pierwsza wypisana. Piękny widok, co więc zawiniło? Wiadomość. Nadawca pisze, iż jest w tej chwili bardzo smutny, ponieważ od 1948 roku Żydzi okupują Palestynę, a izraelscy żołnierze zabijają niewinnych ludzi. Pomyślałam: Chyba coś nie tak. Jednak kartkę pisał Arab, muzułmanin, więc z jego punktu widzenia może to tak wyglądać… Polityka pojawia się teraz w każdym aspekcie życia, nawet tym najmniej oczekiwanym, nawet na pocztówkach… Wniosek? Jedna kartka, a tyle refleksji.



A na koniec widokówka z Polski, której towarzyszyło przede wszystkim ZASKOCZENIE. Dlaczego? Otrzymałam ją od osoby, której ja wcześniej wysyłałam kartkę. Niby to możliwe, bo w końcu na Postcard United zbyt wielu użytkowników nie ma, jednak nigdy do tej pory mi się to nie zdarzyło, więc byłam zdziwiona. Kartka przedstawia cudowny widok, nie mam więc na co narzekać. Wniosek? Jedna kartka, a świat taki mały. :)




A jak tam Wasze przygody z Postcard United? A może mieliście inne przygody z przesyłkami?

Udanego weekendu!

Sara

środa, 28 stycznia 2015

Zima pozdrawia



Miał być zimowy post, ale śnieg znikł tak szybko, jak się pojawił. Nie ma więc toruńskiego ratusza w zimowej aurze i Kopernika otoczonego białym puchem. Ale zima nie odpuszcza i nadal chodzę w czapce. Dziś drogę z przystanku (PKS wyjątkowo niespóźniony, wręcz przeciwnie – przyjechał wcześniej! Czy to jakaś zapowiedź Edenu?) do szkoły pokonałam, rozmyślając o naszych przyjaciołach i wrogach podczas zimowych miesięcy. Co przyszło mi do głowy?
Niedźwiadek
Zdecydowanym wrogiem są długie paznokcie. Pomyślicie zapewne, w czym one przeszkadzają, czy to zimą, czy podczas upałów? Otóż, widzę po mojej kochanej przyjaciółce, że długie paznokcie w połączeniu z rękawiczkami powodują efekt niedźwiadka z wystającymi pazurkami. A z rękawiczek nie rezygnujcie!
Edward Nożycoręki
Kolejne kiepskie połączenie to włosy i czapka. Tylko czego tu się lepiej pozbyć, tego pierwszego czy może ciepłej czapki, nieważne z pomponem czy bez? Szukałam najlepszego (najstraszniejszego?) porównania, abyście mogli sobie uświadomić, jak wyglądam po zdjęciu czapki. Czasami wolałabym już chodzić w tej pandzie na głowie cały czas… Aby nie przypominać Edwarda Nożycorękiego. Ale co zrobić, co zrobić? Albo zapalenie ucha, albo moje włosy zaczynają mieć właściwości elektryzujące.
Wasza Wysokość
Obcasy, a nawet koturny – oj, jak bardzo niewskazane zimą. Nie potrzeba wiele śniegu, wystarczy lekka ślizgawka albo pozostałości po śniegu pięknie zwane błotem, aby nie zdążyć na autobus (znów ten transport…). Zwichnięta kostka vs. marznięcie na przystanku w oczekiwaniu na kolejny autobus? Już wolę szczękać zębami… A jeśli o marznięciu mowa, to może czas na coś, co nas wesprze w tę zimową szarugę?
Barmanka
Nawet sobie nie wyobrażacie, jak polubiłam picie z kubka termicznego. Pamiętacie moją pamiątkę ze Starbucksa przywiezioną z Londynu? Może to szpanerski kubek, ale trzyma ciepło tylko do przystanku, no, góra kilkadziesiąt minut. Tymczasem znaleziony przez przypadek podczas świątecznego sprzątania kubek z uchem nie jest zbyt stylowy, ale za to mieści o wiele więcej gorącego napoju i naprawdę sprawia, że można go nazwać gorącym nawet po półtorej godzinie. Tak mogę spacerować po mieście nawet w zimę. :)
Makijażystka
Do tej pory pamiętam, w jaką panikę wpadłam, gdy w Wilnie zgubiłam swoją pomadkę ochronną. Wszystkim powtarzałam, że to amerykańska pomadka (haha), a w akcie desperacji smarowałam usta przez jeden dzień… kremem do twarzy. Na szczęście pomadka znalazła się w autokarze, a ja teraz nie wyobrażam sobie wyjścia z domu bez tego jednego drobnego przedmiotu. Właściwie nieważne, czy czerwiec, czy styczeń, pomadka jest ciągle moją przyjaciółką.
A co Wam pomaga przetrwać zimę? :)
Pozdrawiam
Sara

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Rosyjskie prezenty



Nie sądziłam, że pod koniec stycznia będę jeszcze wracać do tematu świąt. Skłoniła mnie do tego paczka, którą, chcąc, nie chcąc, powinnam nazwać świąteczną. Otrzymałam ją w minionym tygodniu od mojej przyjaciółki Mari, Rosjanki. Poczta rosyjska nie należy do najszybszych, stąd to opóźnienie.

Paczka bardzo mnie ucieszyła głównie dlatego, że jej zawartość nie została skonsumowana na rosyjskiej poczcie. Nie śmiejcie się, cały czas powtarzam, że powodem niedotarcia jednej z moich paczek są rosyjscy urzędnicy, którzy postanowili zrobić sobie przerwę na drugie śniadanie. Na szczęście tym razem przesyłkę musieli opieczętowywać jacyś najedzeni ludzie, ponieważ czekolada, skrzętnie zawinięta, oraz czekoladowe batoniki, które omyłkowo wzięłam za krówki, dotarły w całości. Śmiałam się, że czekolada jest wybrakowana, bo miała dziurki w kształcie serduszek. Smakowała jednak wybornie.

Mari za każdym razem wkłada do paczuszki to, co sama zrobiła, czyli śliczną biżuterię. Dostałam już krówki, torty, misiaki, króliczki, przyszedł czas na lizaki. Słodkie, prawda?

Moja kolekcja pluszaków powiększa się wraz z moim wiekiem – chyba coś tu jest nie tak. Miśków jest coraz więcej również dzięki Mari. :)

Niedźwiadka dostałam jeszcze w jednej postaci… Soli do kąpieli. Pięknie pachnie, niestety, technologia jeszcze nie pozwoliła na dodawanie zdjęć, które po potarciu wyzwalałyby zapach, więc musicie mi uwierzyć na słowo. Jak zawsze. ;)

Dostałam także trochę typowo świątecznych drobiazgów. Ciekawe, co sobie pomyśli ktoś, kto wejdzie do mojego pokoju i zobaczy zawieszkę z tekstem napisanym cyrylicą… Rosja nie budzi ostatnio pozytywnych skojarzeń. Ale powiem Wam, że ja chciałabym pojechać do tego kraju, tak czy siak. Zwiedzić Moskwę i Sankt Petersburg, odwiedzić Mari…

Na koniec – pocztówki! Nie wiem, czy Mari zrobiła to specjalnie, czy kierowała się jakimś aspektem politycznym, czy może tylko i wyłącznie estetycznym. Dołączyła bowiem do przesyłki pocztówkę z Krymu z Orlim Gniazdem, zamkiem, który wygląda jak pałac księżniczki Disneya. Jest po prostu doskonały. Ale jest na Krymie.


Możliwe, iż zadacie sobie pytanie, jak rozmawiam z Mari na tematy rosyjsko-ukraińskie. Otóż… nie rozmawiam. Już wcześniej próbowałyśmy porozumieć się w tej sprawie, niestety, widziałam, że propaganda bardzo oddziałuje na życie i poglądy mojej przyjaciółki, wolałam się z nią nie kłócić.

A teraz mam do Was prośbę, liczę na to, że mi pomożecie! Z Mari koresponduję już 3 lata, wielokrotnie wysyłałyśmy paczki, ale zazwyczaj było w nich dużo drobnych rzeczy takich jak biżuteria, herbatki, maskotki, notesiki, magnesy, dekoracje, skarpetki… Zbliżają się osiemnaste urodziny Mari, więc chciałabym jej wysłać coś większego, ale jednocześnie nie bardzo ciężkiego. Może macie jakieś pomysły? Myślałam o paczce ze słodyczami, ale po wcześniejszych doświadczeniach, boję się wysyłać cokolwiek do jedzenia…

Ściskam

Sara

sobota, 24 stycznia 2015

"Nie bójcie się bariery językowej." - wywiad z K.


Kolejna rozmowa. Kolejne pytania i, co ważniejsze, odpowiedzi. Tym razem wypytałam mojego kolegę Kamila o jego naukę w Royal Wolverhampton School. Dodam, że wcześniej Kamil uczył się w jednym z najlepszych liceów  Polsce. Jednak wyspy go przyciągnęły. Czym?

Sawatka: Co sprawiło, że przerwałeś naukę w polskiej szkole i wyjechałeś za granicę?

Kamil: O wyjeździe za granicę myślałem praktycznie od zawsze. Nie chciałem spędzić mojego życia w Polsce, dlatego szukałem jak najszybszej możliwości wyjechania z kraju. Początkowo myślałem o Niemczech, ze względu na dobrą znajomość języka niemieckiego. Jednak kiedy z czasem podszkoliłem swój angielski i dostałem szansę na wyjazd do liceum w Wielkiej Brytanii ze stypendium, nie zastanawiałem się długo.

S: Jak wygląda Twoja nauka w Anglii, czym różni się od tej w Polsce?

K: Nauka w Anglii różni się diametralnie. Po pierwsze nikt mnie nie zmusza do nauki przedmiotów, których nie chcę się uczyć. Po drugie przedmiotów jest mniej, bo tylko cztery. Po trzecie w Anglii kładzie się dużo większy nacisk na zrozumienie i wykorzystanie umiejętności nabytych podczas lekcji. Jako przykład mógłbym podać osobne egzaminy z części praktycznych (doświadczeń) z przedmiotów ścisłych. Ponadto lekcje są dłuższe, bo trwają prawie godzinę. Jest ich jednak dziennie tylko 6, ponadto praktycznie codziennie mam okienko. Lekcje za to trwają do 16, czasem 17.

S: Jak często wracasz do domu? Czy istnieje możliwość zostania w internacie w czasie przerw?

K: Do Polski wracam sześć razy w roku - mam trzy przerwy, które trwają tydzień i trzy dłuższe przerwy (wakacje, ferie i wiosenne wolne). Istnieje możliwość zostania w internacie podczas krótkich wolnych, jednak trzeba za to dopłacać, a poza tym nie ma wówczas co robić i każdy i tak myśli tylko o powrocie do domu.

bal gimnazjalny, 2013

S: Czy coś Cię zaskoczyło – pozytywnie bądź negatywnie – w Twoim obecnym angielskim życiu?

K: Zaskoczyło mnie to, jak bardzo zmieniło się moje życie. Z ciągłego obijania się w pierwszej klasie liceum musiałem się przestawić na kupę pracy, stres i konieczność dobrej organizacji czasu. Dobra rutyna czyni jednak swoje. Mam świadomość, że dzięki wysiłkowi dojdę do postanowionego celu - jest to raczej zaskoczenie pozytywne.

S: Za czym najbardziej tęsknisz?

K: Najbardziej tęsknię za odpoczynkiem i błogim nicnierobieniem. Jednak paradoksalnie, kiedy wracam do Polski, to rozleniwienie odczuwam negatywnie, ze względu na brak rutyny i swoiste "stanie w miejscu".

świętokrzyskie, 2013

S: A co z angielską pogodą, nie ma działania wpędzającego w depresję?

K: Angielską pogodę trzeba nauczyć się doceniać. Jest ona stosunkowo taka sama przez cały rok - ani zimno ani gorąco, czasem pada deszcz, czasami świeci słońce. Stabilność i radość z słonecznych dni w nawet najbardziej okropny okres trzeba docenić!

S: Czy obecnie wszystkim swoim polskim znajomym proponujesz naukę za granicą? ;)

K: Tak, robię to, kiedy tylko mam okazję. Jako osoba ucząca się w obu krajach mam porównanie i ze względu na swobodę wyboru i możliwość większego skupienia na tych przedmiotach, które chciałbym poznawać, polecam gorąco naukę za granicą.

Etna, 2013
S: Odnosisz wrażenie, że życie w międzynarodowym społeczeństwie czegoś Cię uczy? Czegoś poza doskonaleniem obcego języka.
K: Życie w międzynarodowym towarzystwie uczy mnie wielu rzeczy. Otwartości, uprzejmości, wyrozumiałości, życzliwości, ale także doceniania tego, że mam za granicą znajomych z Polski.
S: Wiele młodych osób boi się wyjechać do innego kraju ze względu na barierę językowym. Co byś im doradził?

K: Nie bójcie się bariery językowej. Pierwsze dwa tygodnie mogą być ciężkie, ale potem to tylko z górki. Znam ludzi, którzy wyjechali za granicę bez ŻADNEJ znajomości języka, jednak już po paru miesiącach mówili płynnie - także nie bójcie się i bądźcie odważni. :)

gdzieś na Morzu  Tyrreńskim, 2013
S: Na koniec muszę o to zapytać. Jakie masz marzenia, jakie plany?
K: Moim planem jest skończenie liceum w Anglii i dostanie się na medycynę za granicą. A marzeniem? Zostać chirurgiem. :D
Dziękuję Kamilowi za udzielenie wywiadu. 
A czy Wy, gdybyście mieli taką możliwość, zdecydowalibyście się na naukę albo pracę w obcym kraju?
Sara
PS Nie widzieliście poprzedniego wywiadu? A może ominęliście filmik? :)


czwartek, 22 stycznia 2015

A Ty? Którą księżniczkę Disneya wybierasz?




Jaką księżniczką Disneya chciałabyś być i dlaczego?

F: Po dłuższym namyśle i uwzględnieniu nowych księżniczek Disneya stwierdziłam, że mogłabym być:

a) Jasminą, bo piosenki z "Alladyna" są jedynymi utworami z bajek, które nie działają mi na nerwy. Jasmina nigdy nie czekała, aż jakiś książę ją uratuje, a jeżeli jej się coś nie podobało, to mówiła o tym głośno (czasami bywała wręcz pyskata, ale przynajmniej wiedziała, czego chce albo chociaż czego nie chce). Nie podobało jej się, kiedy inni ludzie mówili jej co ma robić (skąd ja to znam), a poza tym kumplowała się z Dżinem, który jest super, a Alladyn, w przeciwieństwie do tych książąt na białym rumaku, którzy mają ocalić królewnę, ma jakiś charakter i śpiewa fajne piosenki. Poza tym tygrys jako zwierzątko domowe? Brzmi super! 


b) Roszpunką z "Zaplątanych", bo rozumiem jej problemy z włosami, mimo iż moje nie są magiczne. Poza tym dziewczyna jest zaradna - gdy w jej wieży pojawia się Flynn, chce mu przywalić patelnią (czy to nie piękne?,) po czym radośnie ucieka z wieży, nie z księciem, tylko złodziejem (chyba mam jakiś problem, jeśli chodzi o czarujących złodziejów), żeby zobaczyć lecące lampiony (swoją drogą to musi być piękny widok). Roszpunka też ma nietypowe zwierzątko, czyli uroczego kameleona, poza tym jej łzy leczą, a to przydatna umiejętność.

M: Chciałabym być Arielką. Dlaczego? Miała fajne życie. Ogólnie mi się podoba morski motyw :D Poznała przystojnego faceta i miała świetną córkę, Melodię. Hmm, podobały mi się też zawsze jej włosy.

A: Chciałabym być Meridą, bo jest taka samodzielna i niezależna, w dodatku strzela i ma takie magiczne włosy. :D Podobało mi się w niej to, że nie chciała typowej miłosnej historii, tylko miała ochotę szaleć, póki jest młoda.

E: Wybieram Roszpunkę z "Zaplątanych", bo jest szalona. :)



K: Gdybym miała kierować się urodą, to niedoścignionym wzorem jest dla mnie Kopciuszek, ale (patrząc na przekonania innej księżniczki) nie powinniśmy kierować się wyglądem i powierzchownością. Dlatego gdybym mogła wybrać, to chciałabym być Meridą. Jest może nieco wybuchowa, ale wrażliwa, pewna siebie i niezależna. Wie czego chce, ale przy tym nie zapomina, że w życiu najważniejsza jest rodzina.

S: Nie wszystkie księżniczki dobrze pamiętam, ale jest taka, która zapadła mi w pamięć szczególnie: to Bella z "Pięknej i Bestii". Miała przede wszystkim piękne i wielkie serce, ale i ogromną wyobraźnię. Wierzyła w to, iż ktoś może się zmienić, nie oceniała nikogo pochopnie, a to niezwykle mi imponuje. Nie wahała się pomagać, a poza tym kochała czytać, a jej biblioteka w zamku Bestii zawsze przychodzi mi na myśl, gdyż ktoś mówi o ścianach zastawionych w całości regałami z opasłymi tomiskami. :) 


I: Chciałabym być Arielką, ponieważ wówczas mogłabym wybrać, czy chcę żyć na lądzie, czy w wodzie. Decydując się na życie w wodzie, miałabym szansę otaczać się stworzeniami, których normalny człowiek prawdopodobnie nigdy by nie spotkał, co więcej znałabym ich mowę. Natomiast wybierając życie na ziemi i tak kochałabym wodę i inaczej traktowałabym podwodne stworzenia – miała do nich większy szacunek.

Moje pytanie skierowałam do kobiet i dziewczyn w różnym wieku. A teraz zwracam się z tym pytaniem do Was! Puśćcie wodze fantazji i zastanówcie się, która księżniczka jawi Wam się jako postać doskonała? Którą chciałybyście być? A może znajdą się jacyś Panowie i zastanowią się nad ulubionym księciem? :)
Sara
PS Ktoś nie widział filmiku? :O