piątek, 30 sierpnia 2019

Bilety czarterowe – co to jest i czy się opłaca?


Już od dłuższego czasu zbierałam się, by napisać dla Was post o biletach czarterowych. Warto wiedzieć, czym one są, by móc wybrać się w ciekawe miejsca i przy tym… zaoszczędzić!

Czym są bilety czarterowe?
Bilety czarterowe to loty organizowane przez biura podróży, które czarterują, czyli wynajmują, samoloty od linii lotniczych takich jak np. Enter Air.

Jak to działa?
Bilety na loty czarterowe sprzedawane są na stronach biur podróży np. Itaka. Takim samolotem lecą zwykle osoby, które wykupiły wycieczkę czy wakacje all inclusive. Zdarza się jednak tak, że nie wszystkie miejsca w samolocie się wyprzedały, wówczas można nabyć same bilety lotnicze na taki rejs.

Kiedy bilety czarterowe są najtańsze?
Im bliżej daty wylotu, tym bilety czarterowe są tańsze, chociaż można natknąć się też na świetne okazje na kilka miesięcy przed wylotem, gdy odbywa się on już poza sezonem np. w październiku.

Dokąd dotrzemy dzięki lotom czarterowym?
Zwykle loty czarterowe odbywają się do typowo wakacyjnych miejsc takich jak Bułgaria, Czarnogóra, Turcja, Albania, Grecja, Włochy, Portugalia czy Cypr. A zatem szukając biletów czarterowych, nie natkniemy się raczej na Londyn czy Oslo. Wielkim plusem jest za to fakt, że dzięki lotom czarterowym możemy udać się do takich miejsc, do których nie latają samoloty rejsowe. Dla przykładu – Tirana. Nie dotrzemy tam ani Ryanairem z Polski, ani Wizz Airem, ani nawet Lotem.

Jakie są ceny biletów czarterowych?
Obecnie ceny biletów zaczynają się już od 189 zł w jedną stronę. 

Jakie są zalety biletów czarterowych?
Oprócz tego, że można polecieć za stosunkowo niewielkie pieniądze do malowniczego miejsca, dużym plusem biletów czarterowych jest bagaż. Najczęściej w cenie biletu zawarty jest duży bagaż. To przewaga nad tanimi liniami, które obecnie każą nam płacić nawet za podręczną walizkę. Poza tym czartery mogą być dobrym rozwiązaniem w sezonie, gdy niestety ceny tradycyjnych biletów lotniczych są dość wysokie. Może się okazać, że zakup biletów na stronie biura podróży będzie nas kosztował mniej niż bilety znalezione na stronie tanich linii.

Dla kogo bilety czarterowe?
Przeloty czarterowe to świetna opcja dla tych, którzy:
- szukają lotów do ciepłych miejsc,
- zamierzają spędzić urlop na południu Europy, ale nie chcą wykupywać wycieczek zorganizowanych przez biuro podróży, gdyż albo mają już swoje ulubione pensjonaty czy hotele, albo zamierzają spać u znajomych, albo pod namiotem.
- lubią przywozić dużo pamiątek z podróży i potrzebują większy bagaż.

Słyszeliście kiedyś o lotach czarterowych? Korzystaliście z nich? 
Sara

środa, 28 sierpnia 2019

Nieznane miejsca w Toruniu: Muzeum Zabawek i Bajek



Ostatnio wspominałam Wam o wehikule czasu, który można znaleźć w Toruniu. Okazuje się, że to nie jedyne miejsce w moim mieście, które przeniesie Was o kilkadziesiąt lat wstecz…

Miałam pewien problem z Muzeum Zabawek i Bajek. Odkryłam je przypadkiem, tonąc w odmętach Internetu. Jednak gdy zaczęłam zgłębiać temat, zorientowałam się, że fanpage muzeum na Facebooku nie był od dawna aktualizowany, a każdy, kogo pytałam o to miejsce, odpowiadał, że nigdy o nim nie słyszał. Za pierwszym razem gdy wybrałam się na zwiedzanie, pocałowałam klamkę. Napisałam wówczas maila do właścicieli z zapytaniem, czy nadal działają. Otrzymałam odpowiedź, że tak. Po jakimś czasie podjęłam więc kolejną próbę i tym razem udało mi się zwiedzić to niewielkie, choć przeurocze muzeum. Co więcej, mimo że był środek tygodnia, nie byłam jedyną odwiedzającą, co chwilę pojawiali się kolejni goście.
Muzeum Zabawek i Bajek to właściwie jedno pomieszczenie, można w nim jednak znaleźć bardzo dużo eksponatów. Są poustawiane na regałach, parapetach, leżą na stołach. O najciekawszych z nich opowiada przewodnik.
W muzeum znajdują się zarówno zabawki z początku XX wieku, jak i takie, które najlepiej pamiętają czasy PRL-u. Możemy tam podziwiać dość sporą kolekcję lalek i przekonać się, jak zmieniały się na przestrzeni lat chociażby materiały, z których je wykonywano. Jeszcze 100 lat temu włosy takiej zabawki były prawdziwe, oczy szklane, a ciałko porcelanowe. Później oczka były już tylko malowane, aż w końcu lalki zaczęto robić z plastiku.
Ale toruńskie Muzeum Zabawek i Bajek zaciekawi nie tylko dziewczyny. Znajduje się w nim także kolekcja ołowianych żołnierzyków czy zestaw małego majsterkowicza. Obecnie zapewne takie zabawki uznano by za niebezpieczne…
Bardzo ciekawym elementem muzeum są zabawki sprzed ostatnich kilkudziesięciu lat. Wśród nich gra Mózg Elektryczny. Gdy ją zobaczyłam, wzruszenie ścisnęło mnie za gardło. Jako kilkulatka uwielbiałam tę grę. Myślę, że nawet teraz chętnie bym w nią grała. I może obyłoby się bez strzelania. Czy wiecie, na czym polega Mózg Elektryczny? Na planszach umieszczone są pytania dotyczące świata np. "Jaka jest największa wyspa?". Wówczas kabelkiem należy zaznaczyć odpowiedź. Jeśli będzie poprawna, zaświeci się lampka. Podobno jakiś czas temu Biedronka wypuściła współczesną wersję Mózgu Elektrycznego, ale plansze były słabej jakości, a dziurki przy odpowiedziach szybko się rwały.
Co jeszcze znajduje się w muzeum? Są tam bańki wstańki, gra Diabełek, a także dawne zabawkowe kuchenki. Nie zabrakło również pluszaków. Przewodnik opowiedział nam  anegdotę na ich temat. Małe dziewczynki lubiły bawić się w lekarki swoich maskotek, w związku z czym dawały im zastrzyki. W strzykawce znajdowało się nie co innego a woda. Niestety, ku rozpaczy dzieciaków, zastrzyki te nie leczyły, a powodowały, że przytulanki stawały się ciężkie i z czasem gniły.
W zasobach muzeum znajdują się też dawne przybory szkolne, a także symbole PRL-u takie jak syfony czy bajki na przeźroczach.
Muzeum Zabawek i Bajek to miejsce nie tylko dla dzieci. Pobyt w tym miejscu wyzwala mnóstwo radosnych wspomnień, więc wizyty dorosłych są jak najbardziej wskazane. Przyznaję – myślałam, że w muzeum spędzę maksymalnie godzinę, tymczasem byłam tam dłużej i żałowałam, że na tak krótki czas wykupiłam parking.
Chcielibyście odwiedzić takie miejsce?
Sara

poniedziałek, 26 sierpnia 2019

Jak przygotować się do zakupu kota?


Nicolas, kotek brytyjski, mieszka w naszym domu już od miesiąca. Ale przygotowania do jego przeprowadzki podjęłam o wiele wcześniej… Opowiem Wam, co musiałam kupić przed przygarnięciem kota – co mnie zaskoczyło, co okazało się niezbędne, co najwięcej kosztowało.

Jak już wspominałam w jednym z poprzednich postów, byłam kompletnie zielona, jeśli chodzi o zakup zwierzęcia. Spytałam więc pani z hodowli, co właściwie muszę kupić. Zanim więc Nicolas zamieszkał w naszym domu, my mieliśmy już:

- kuwetę. Z racji tego że od urodzenia Nicolas korzystał z zamykanej kuwety, taką też zakupiliśmy. Wahaliśmy się nad jej wielkością, ostatecznie wybraliśmy większą – koty brytyjskie to dość duża rasa, kocury osiągają wagę nawet 8 kg. Kuweta zamykana wygląda właściwie jak domek i nawet tak się nazywa – toilet home. Przyznaję, że nie wiem, jak mogąc mieć takie cudo, właściciele decydują się na otwarte kuwety. Tutaj nic nie widać, nic brzydko nie pachnie. Koszt takiej kuwety to 85 zł.
- żwirek. Z polecenia zakupiliśmy żwirek Benek Compact o naturalnym zapachu, nie żaden tam lawendowy czy kwiatuszkowy. Koszt 10 litrowego worka to 25 zł.

- transporter. W czymś musieliśmy przywieźć kota. Przez pierwsze dni w naszym domu Nicolas spał właśnie w transporterze. Nie wiem, czy było to spowodowane tęsknotą za domem, czy też to miejsce sobie po prostu upodobał. Trzymam transporter w pokoju, mimo że obecnie kotek przebywa w nim dość rzadko. Uznałam jednak, że im więcej kryjówek, tym lepiej. Koszt transportera to 100 zł.
- drapak z domkiem. Dowiedzieliśmy się, że nie warto kupować osobnego posłania dla kota, bo on i tak sam sobie wybierze, gdzie będzie spał. I faktycznie – obecnie Nicolas śpi albo na fotelu, albo na kanapie, albo w kartonie… Zdecydowaliśmy się jednak na zakup drapaka z domkiem. Nicolas chętnie korzysta z drapaka, jednak zwykle w celach zabawy bądź leżenia. Rzadko wchodzi do domku, chyba nigdy w nim nie spał. Koszt drapaka to 250 zł.
- miseczki. Wybór misek jest dość duży, są metalowe, ceramiczne, plastikowe. Śmiać mi się chce na wspomnienie tego, jak pani w sklepie wychwalała ceramiczne miski, jakie piękne itd., a po chwili kawałek takiego naczynka… odpadł. Sprzedawczyni odłożyła je na koniec półki. Nicolas korzysta z misek plastikowych i nie narzeka. Czasami je też z talerza. Miseczki powinny być min. trzy – jedna na wodę, jedna na mokrą karmę i jedna na suchą. Koszt miseczek kilkanaście zł.
- zabawki. Na początek kupiliśmy najprostszą miotełkę. W wyprawce z hodowli dostaliśmy kulkę i coś w rodzaju grzechotki. Później dokupiliśmy jeszcze jedną kulkę, tym razem na sznurku. Tymi zabawkami Nicolas bawi się chętnie, ale uwielbia również ganianie za klamerkami, polowanie na karty czy zwykłą, tradycyjną myszkę zrobioną z kawałka sznurka i kartonika. Wniosek: nie warto wydawać tysięcy na zabawki. Podstawowe wystarczą. Koty najbardziej lubią się bawić sznurkami, więc jeśli dacie im związane sznurowadła, to się ucieszą. Koszt zabawek od kilku zł.
Tak wyglądała nasza wyprawka przed przyjazdem kotka do domu. Od pani z hodowli, oprócz wspomnianych zabawek, otrzymaliśmy też suchą karmę, witaminy i olej z łososia. Suplementy podawaliśmy mu przez pierwsze dni, ale muszą być ohydne, bo Nicolas nie dość, że niechętnie je przyjmuje, to jeszcze potem liże się przez dwie godziny. Z czasem kupiliśmy też szczotkę do wyczesywania i łopatkę do żwirku. I to właściwie wszystko, jeśli chodzi o wyprawkę dla kota na początek. Nie warto na samym początku robić zapasów karmy, bo koty są dość wybredne - nam trochę zajęło znalezienie takiego jedzonka, które znikałoby z talerzyka w mgnieniu oka.

Czy jakoś specjalnie przygotowaliśmy dom? Nie, ale musimy pilnować kilku rzeczy. Dla przykładu – w łazience mamy rośliny, które są trujące dla kociaków. Dlatego Nicolas przebywa w tym pomieszczeniu albo pod naszym okiem, albo po prostu pilnujemy, by drzwi były zamknięte.

Jeśli chodzi o kable, to te luźno dyndające związaliśmy taśmą klejącą. Ale Nicolas i tak się nimi raczej nie interesuje.

Sporo naczytałam się też o zabezpieczeniu okien. Gdy okno jest lekko uchylone, kot może chcieć przez nie wyskoczyć, co grozi zaklinowaniem i amputacją łapek. Rozwiązań jest kilka: albo zabezpieczyć okna specjalnymi kratkami, albo trzymać je zamknięte, albo pilnować kota.

Dajcie znać, czym najchętniej bawi się Wasz kotek! A może macie jakieś rady dla świeżo upieczonej cat lady?
Sara

sobota, 24 sierpnia 2019

11. Bella Skyway Festival: nie warto było szaleć tak



Mówią o nim w całej Polsce. W Toruniu szczególnie głośno. Choć nie ma znaczenia, ile i jak głośno by mówili, mieszkańcy i tak by poszli. Nieważne, że najprawdopodobniej się zawiodą. Oto 11. Bella Skyway Festival.

Co roku piszę Wam co nieco o toruńskim festiwalu światła i niestety za każdym razem te moje zachwyty są coraz mniejsze. Kiedyś było to wydarzenie, na które oczekuję z niecierpliwością, którego każdy element zwala mnie z nóg. W tym roku niby też odliczałam do Bella Skyway Festival z nadzieją, że… będzie lepiej. Niestety, mimo 20 (!) świetlnych atrakcji festiwal był po prostu słaby. Gdy dziennikarka z lokalnego radia podeszła do mnie z mikrofonem z prośbą o wypowiedź, powiedziałam tylko: "Mnie pani niech lepiej nie pyta".
Prawdopodobnie gdy zobaczycie poniższe zdjęcia, pomyślicie: "Ale na co ona w ogóle narzeka?" Faktycznie, na fotografiach instalacje i mappingi niekiedy prezentują się wspaniale. Poza tym osoba, która nigdy nie była na festiwalu światła, może czuć się oczarowana. Jednak dla kogoś, kto widział już kilka edycji, tegoroczna jawi się jako pójście na ilość zamiast na jakość. W poprzednich latach poprzeczka została podniesiona zbyt wysoko.


Oglądanie instalacji zaczęłyśmy od piłkarzy i dziewczynki skaczącej przez skakankę. Było to kilka świecących punktów, które miały imitować ruch. Instalacja była jednak tak mało efektowna, że gdy ją zobaczyłyśmy, powiedziałam do mamy: "Poczekaj, może jeszcze nie włączyli?" Ale mojemu bratu piłkarze bardzo się podobali. Więc może to jednak kwestia gustu?
Później wybrałyśmy się do Chinatown i to był błąd. Nie dlatego, że uliczka obwieszona lampionami wyglądała brzydko – wręcz przeciwnie, takie lampiony mogłyby tam wisieć przez cały rok! Jednak chyba o tym, by na początku zwiedzania pójść do Chinatown pomyślało zbyt wiele osób… Utknęłyśmy w tłumie jeszcze daleko przez instalacją. Ludzka masa prawie w ogóle nie posuwała się do przodu. Dopiero później okazało się, że przed wejściem na ulicę z lampionami jest ekran, a na nim wyświetlana projekcja. Wszyscy zatrzymywali się, by ją obejrzeć. W ten sposób tworzyły się ogromne korki. Nie zdziwiłabym się, gdyby ktoś tam zemdlał. W drodze do Chinatown minęłyśmy pulsujące drzewa. Bębny dodawały im animuszu, bo same niestety nie posiadały go zbyt wiele.
Kolejną atrakcją, którą obejrzałyśmy, był mapping wyświetlany jednocześnie na autobusie i budynku. I o ile pojazd miał być prawdopodobnie urozmaiceniem tej projekcji, o tyle mnie on po prostu przeszkadzał. Moim zdaniem o wiele lepiej byłoby pokazać mapping tylko na budynku.
Potem weszłyśmy w miasto. Najpierw instalacja na klubie NRD – taka instalacja, że zastanawiałyśmy się, czy ona tu przypadkiem nie wisi zawsze. Jakieś świecące szlaczki. Nieco dalej projekcja szekspirowska. Obrazy były wyświetlane na ekranie w kształcie głowy pisarza i to był naprawdę ciekawy pomysł. Gorzej z samą projekcją. Były to cytaty z dzieł Szekspira, które z trudem dało się przeczytać. Jestem ostatnią osobą, która powie Wam, że nie warto znać Szekspira, jednak ta atrakcja nie pasowała do festiwalu. Ludzie przychodzą na Bella Skyway Festival, by zobaczyć show, a nie czytać długie elaboraty.
Przedarłyśmy się przez tłum i dotarłyśmy do dwóch kolejnych punktów. Jednym z nich była prawdopodobnie najlepsza instalacja festiwalu, choć nic tego nie zapowiadało. Na ul. Ciasnej przyczepiono kolorowe ledowe światełka i wyglądało to naprawdę uroczo. W pobliżu można było obejrzeć wideo-instalację "Last parade". Był to marsz zwierząt wyświetlany na murze i… nic więcej. Idea ważna, gorzej z wykonaniem.
Jednym z miejsc, w których często wyświetlane są mappingi podczas Bella Skyway Festival, jest Pałac Dąmbskich. Projekcja była bardzo przyjemna dla oka, choć momentami śmiałam się, że wygląda jak przygotowana w Paincie. Ale i tak był to jeden z lepszych punktów tegorocznej edycji.
Bulwarem przeszłyśmy do kolejnych atrakcji. Przy okazji podziwiałyśmy most, który po raz pierwszy podczas trwania festiwalu był specjalnie oświetlony. Słyszałam wiele głosów, że mógłby tak zawsze wyglądać po zmroku. Z jednej strony zgadzam się z tym, z drugiej – gdy później szłam piechotą przez most i tradycyjne światła były wygaszone, to ciemność dawała o sobie nieprzyjemnie znać. Na bulwarze można było też obejrzeć projekcję na temat Torunia. Świetna reklama dla miasta, gorzej że sponsorowana przez… piwo.
Przeszłyśmy do kolejnej instalacji, którą okazały się wrota. Podobno były to wrota do teleportacji. Symbolika głęboka, ale ja jej nie dostrzegłam. Później zobaczyłyśmy świecące kółka na drzewach i myślałyśmy, że nic gorszego nam się podczas tej edycji nie przytrafi. Nie mogłyśmy się bardziej pomylić. Na Collegium Maximum, budynku, na którym zawsze były powalające mappingi ze świetną muzyką, w tym roku przygotowano… grę. Można było stanąć w kolejce, by chwilę powalczyć z joystickiem. Gdy to zobaczyłam, chciało mi się płakać. Denna gra na budynku, który aż domagał się sztuki.
I na tym zakończyłyśmy swoją przygodę z festiwalem. Nie widziałyśmy w sumie czterech instalacji – jedna z nich była płatna (20 zł), więc stwierdziłam, że jeszcze nie upadłam na głowę, by tyle płacić za kilka minut seansu. Nie obejrzałyśmy jednego mappingu, jednej makiety i słoików, które według niektórych były najlepszym elementem festiwalu. Czy zobaczenie tych atrakcji zmieniłoby nasze zdanie o festiwalu? Nie sądzę.
Bella Skyway Festival się zmienia. Królują świecące rogi, miecze świetlne i instalacje, za którymi stoi często niezwykła historia. Tylko niekiedy trudno ją dostrzec.
Nie warto było szaleć tak z liczbą instalacji. Uważam, że lepiej mniej a ciekawiej, lepiej, efektowniej.
Za rok pójdę znowu. Z ludzkiej ciekawości. Może znów będę zawiedziona. A może coś mnie zachwyci?
Kto z Was był na tegorocznej edycji Bella Skyway Festival? Jak wrażenia?
Sara
PS Jeśli jesteście ciekawi, jak to wyglądało w poprzednich latach, odsyłam do wpisów:

środa, 21 sierpnia 2019

To nie muzeum! W Toruniu jest prawdziwy Dom z PRL-u


Pralka Frania, radio Kasprzak i Trybuna Ludu. Woda z sokiem z saturatora i mydełko Jacek i Agatka. Moc wspomnień. Kupa śmiechu. Łezka w oku. Tak w skrócie można by opisać Muzeum Dom PRL-u w Toruniu.

Nie pamiętam tych czasów, bo nie mogę ich pamiętać – urodziłam się w 1997 roku. Ale miałam to szczęście obcować z pozostałościami PRL-u. Pamiętam grube, brązowe szklanki, w których moja babcia trzymała paluszki. Albo bajki na przeźroczach.
Nie było to pierwsze muzeum PRL-u, które odwiedziłam. Parę lat temu wybrałam się do Muzeum Czar PRL-u (obecnie Muzeum Życia w PRL-u) Warszawie. Jednak placówka toruńska różni się diametralnie od stołecznej instytucji. Po pierwsze – w Mieście Kopernika "eksponatów" jest o wiele, wiele więcej. Po drugie – nazwa eksponaty nie pasuje do tego miejsca. Wszystko można bowiem dotykać, wąchać, część rzeczy możecie włożyć na siebie, a część nawet posmakować!
Dom PRL-u otworzył się w Toruniu kilka miesięcy temu. Znajdziecie go tuż przy dworcu kolejowym Toruń Miasto. Niestety, placówka otwarta jest tylko w godzinach 10:00-15:00.Wchodzi się do niej jak do prawdziwego domu. Mamy łazienkę, kuchnię, salon, jest też pomieszczenie ze sprzętem i sala poświęcona polityce tamtych czasów. Właścicielka domu to kobieta-ogień. Energiczna, otwarta gaduła, zakochana w epoce PRL-u. Daleko jej do zanudzających przewodników. Gdy opowiadała nam o poszczególnych przedmiotach, odniosłam wrażenie, jakby oprowadzała nas po własnym domu i pokazywała cuda, jakie udało jej się zdobyć. Były zagadki, ciekawostki i wspomnień czar.
Do muzeum wybrałam się z mamą i dla niej ta wizyta była powrotem do dzieciństwa. Ona to wszystko pamięta. To są jej wspomnienia. Mama mówiła: "O, takie coś mieliśmy", "O, to pamiętam". Ja niestety rozpoznałam tylko pojedyncze przedmioty. Inne były dla mnie totalnym zaskoczeniem i zastanawiałam się, do czego służyły.
Ktoś mógłby zapytać – ale po co tworzyć muzeum PRL-u? Epoki smutnej, szarej jak ówczesny papier toaletowy? Po co to przypominać? Pod pewnymi względami na pewno był to okres straszny. Słowo wolność utraciło wówczas swoje znaczenie. Ale prawda jest taka, że ludzie radzili sobie wtedy na różne sposoby, by tę rzeczywistość nieco ubarwić. I to im się udało.
Kolejna sprawa – czasy PRL-u były stosunkowo niedawno. Nie jest to zamierzchła historia. A mimo to obecnie młodzi ludzie nie znają wielu symboli tamtego okresu. To jest w nim właśnie wyjątkowe – po PRL-u nastąpił pewien przełom. Meblościankami zaczęto palić w piecach, a część rzeczy ludzie po prostu wyrzucali na śmietnik. Nagle pojawiły się meble z Ikei i plastikowe badziewia. PRL zniknął. Zachował się tylko w niektórych zakamarkach ludzkiej pamięci i strychów.
Oczywiście założę się, że gdyby dobrze pogrzebać w mieszkaniach naszych babć i cioć to znalazłoby się w nich mnóstwo przedmiotów, które mogłyby się stać elementem muzeum PRL-u. Ale równie dużo takich rzeczy poszło na śmietnik. I nie zamierza stamtąd wracać.
Takie miejsca muszą powstawać. Z kilku powodów. Aby wywoływać łzy wzruszenia i powodować wybuchy śmiechu u osób, które te czasy pamiętają. Aby zaskakiwać i zaciekawić tych, którzy tego okresu nie znają. A przede wszystkim aby uchronić od zapomnienia. A przy okazji pokazać ówczesną jakość – budyń w proszku sprzed pięćdziesięciu lat nadal pachnie.
Serdecznie polecam Wam wizytę w Domu PRL-u. Tylko uprzedzam – godzina nie wystarczy, by obejrzeć wszystkie zgromadzone przez właścicielkę skarby. I miejcie na uwadze, że w Domu PRL-u czas płynie jakoś inaczej. W szczególności gdy usiądziecie na wysłużonej kanapie ze szklanką wody z sokiem w dłoniach.
Sara

poniedziałek, 19 sierpnia 2019

Kot z hodowli - ile kosztuje i jak wygląda zakup?


To nie będzie post o tym, czy brać zwierzaka ze schroniska czy z hodowli. Każdy ma swoje refleksje na ten temat i powody, dla których chce przygarnąć pupila. Ten wpis jest dla tych, którzy marzą o kocie z hodowli albo są po prostu ciekawi, ile to wszystko kosztuje. Postaram się prosto wyjaśnić, jak wygląda taka procedura.

Gdy zdecydowaliśmy, że w naszym domu zamieszka niebieski krótkowłosy kot brytyjski rozpoczęły się poszukiwania hodowli. Nie miałam zamiaru kupować zwierzaka na drugim końcu Polski, w wyszukiwarkę wklepywałam więc takie frazy jak "hodowla kotów brytyjskich kujawsko-pomorskie".
Kiedy już znalazłam kilku hodowców, napisałam do nich maile. Już to, czy otrzymałam odpowiedź, było dla mnie wskazówką, z kim mam do czynienia – czy olewają kupującego, czy może jednak im zależy. 
Byłam kompletnie zielona, jeśli chodzi o to, jak wygląda procedura zakupu zwierzaka. Cały czas wahałam się, czy wziąć kocura czy kotkę, potrzebowałam więc dodatkowych informacji. Gdy jednak okazało się, że to męscy przedstawiciele rasy brytyjskiej mają pulasy, już wiedziałam, że przygarnę kocurka. Tym bardziej że gdzieś w głębi serca zawsze czułam, że będę miała kota, a nie kocicę. Chyba po prostu myślałam, że lepiej się dogadamy.
Kolejna sprawa – warto wiedzieć, że hodowle zwykle nie sprzedają kotów przez okrągły rok. Chciałam, by zwierzak zamieszkał u nas w wakacje, abym mogła poświęcić mu więcej czasu na początku jego przygody w naszym domu. Poszukiwania hodowli rozpoczęłam w maju. Pytałam więc właścicieli, czy mają obecnie jakiś miot, czy planują i czy w wakacje będą jakieś kotki do odbioru. Według zaleceń maluch nie powinien opuszczać matki przed 12 tygodniem życia, a według najnowszych badań najlepiej gdy dzieje się to w okolicach 15-16 tygodnia. Kolejnym kryterium była więc wspomniana dostępność kotów w wakacje – jeżeli ktoś odpowiadał, że będzie miał na sprzedaż kotki w czerwcu albo we wrześniu, byłam zmuszona zrezygnować. Podobnie jeśli ktoś oferował zwierzaki o innym umaszczeniu.
W końcu dotarłam do momentu, w którym wahałam się między kilkoma hodowlami. Następnym kryterium była zatem cena. I tu musicie wiedzieć, że na olx znajdziecie kotki brytyjskie za 800 zł. Są to jednak często koty z hodowli niezarejestrowanych w WCF (World Cat Federation) albo innej organizacji takiej jak FIFe, CFA, ICF, GCCF, TICA. Zdarzają się też kotki bez szczepień. Jednym słowem – jeśli chcecie kupić kota w worku, to dostaniecie go na olx za kilkaset złotych. Podzielę się z Wami listą, którą otrzymałam od pani z hodowli. To stowarzyszenia, które nie są uznawane przez FPL (Polską Federację Felinologiczną) i CCF (Cat Club Feniks) - są to więc tzw. pseudohodowle. Niżej wymienione stowarzyszenia nie podlegają żadnej międzynarodowej organizacji felinologicznej typu FIFe, WCF, CFA, TICA i w związku z tym wystawiane przez nie dokumenty nie są honorowane w CCF/FPL. Koty zakupione w jednym z poniższych stowarzyszeń nie są rejestrowane w CCF, a ich rodowody nie są nostryfikowane przez Biuro Rodowodowe FPL.

Canis e Catus – Ogólnopolski Niezależny Związek Miłośników i Hodowców Psów i Kotów Rasowych
Canis Felis – Club Rasowych Psów i Kotów Canis Felis
Domin – Stowarzyszenie Miłośników Zwierząt „Domin”
KHRPiK – Klub Hodowców Rasowych Psów i Kotów
KMKB – Klub Miłośników Kota Brytyjskiego „Carroll”
OSHPiKR – Ogólnopolskie Stowarzyszenie Hodowców Psów i Kotów Rasowych „Cztery Łapy”
OSPiKR – Ogólnokrajowe Stowarzyszenie Psa i Kota Rasowego „Protection”
OSPR Kennel Club – Ogólnopolskie Stowarzyszenie Psa Rasowego „Kennel Club”
PSHPiKR – Profesjonalne Stowarzyszenie Hodowców Psów i Kotów Rasowych
PZPiKR – Polski Związek Psa i Kota Rasowego
SHKB – Stowarzyszenie Hodowców Kotów Brytyjskich
SHPiKR – Stowarzyszenie Hodowców Psów i Kotów Rasowych
SHRPIK – Stowarzyszenie Hodowców Rasowych Psów i Kotów
SKD – Stowarzyszenie Kota Domowego
SKPiKR OOS – Stowarzyszenie Klub Psa i Kota Rasowego Ogólnokrajowa Organizacja Społeczna
SPCMZ – Stowarzyszenie Polskie Centrum Miłośników Zwierząt
SPPR – Stowarzyszenie Przyjaciół Psów Rasowych
SWKiPR – Stowarzyszenie Właścicieli Kotów i Psów Rasowych
ZMPIKR – Związek Miłośników Psów i Kotów Rasowych
OSPiKRP - Ogolnokrajowe Stowarzyszenie Psa i Kota Rasowego Protection
COLLAR CLUB - Ogólnopolskie Stowarzyszenie Kota i Psa Rasowego
ISPiKR - Inowrocławskie Stowarzyszenie Psa i Kota Rasowego
SHPiKR Max - Stowarzyszenie Hodowców Psów i Kotów Rasowych „Max”
SMiHPiKMR - Stowarzyszenie Miłośników i Hodowców Psów i Kotów Małych Ras „Little Dog”
SWPiKR - Stowarzyszenie Właścicieli Psów i Kotów Rasowych „Lovers”
SHPR „As” - Stowarzyszenie Hodowców Psów Rasowych „As”
SWWZR - Stowarzyszenie Wspierające Właścicieli Zwierząt Rasowych
PETRUS - Stowarzyszenie Psów i Kotów Rasowych Polskie Porozumienie Kynologiczne
ANTARES - Klub Owczarka Niemieckiego
FHZR - Fanklub Hodowców Zwierząt Rasowych w Mysłowicach
Ceny kotów brytyjskich z zaufanych hodowli oscylują wokół 2000 zł. W wielkich miastach ta cena zwykle jest wyższa. 
Kot, którego kupiłam w hodowli był: dwukrotnie zaszczepiony, odrobaczony, przebadany, a także poddany zabiegowi kastracji. Gdy decydujemy się na zakup kota na kolanka, tzn. że nie chcemy go rozmnażać w celach wystawowych, wówczas zabieg kastracji jest obowiązkowy.

Kocurka zarezerwowałam w maju, a trafił on do mnie pod koniec lipca jako czteromiesięczny maluch. Wspaniałe jest to, że w chwili zakupu kotek był nauczony korzystania z kuwety.

Jeśli chodzi o imię kotka, to mioty nazywane są kolejnymi literami alfabetu. Gdy zwierzę pochodzi np. z miotu N, to w rodowodzie będzie wpisane imię na tę literkę. Jednak część hodowców nie przyzwyczaja kotów do imion. Oznacza to, że możecie nazwać Waszego pupila, jak chcecie. My jednak przyjęliśmy imię z rodowodu, czyli Nicolas
A jak przygotować wyprawkę dla kota? O tym już niebawem. :)
A Wy jesteście team koty czy team psy? :D
Sara