wtorek, 31 grudnia 2013

365 uśmiechów, 52 zaskoczenia i 12 zmian cz.2



Jeśli jesteś tu, a nie widziałeś poprzedniego posta, wiedz, że... musisz go zobaczyć. Dzisiejszy wpis jest bowiem częścią wczorajszego :) 
Podsumowanie:

J jak… jestem blogerką. Mam bloga i nie zawaham się go użyć. Nawet nie wiecie, jak mi się błyszczą oczy, kiedy ktoś mówi, że odwiedza moją stronę regularnie, że czyta to, co naskrobię. Słomiany zapał uleciał wraz z saharyjskim powietrzem, które dotarło do mnie we Włoszech – kiedy wróciłam, pokonałam w sobie wszystkie dotychczasowe strachy, wyrzuciłam obawy i założyłam bloga. Piszę go do teraz i nie zamierzam przestać, bo nie przeżyjecie beze mnie tutaj wreszcie mogę w pełni zajmować się tym, co kocham. Stukaniem w klawisze. Pisaniem.



K jak… konkursy. Nie chodzi mi tu tylko o te szkolne (choć te też wiele mi dały – nie musiałam stresować się przed egzaminem z cudownej fizyki, jeszcze wspanialszej chemii i damy mojego serca - biologii.) Myślę także o konkursach internetowych. Branie w nich udziału sprawiło mi wiele frajdy, a z każdą kolejną wygraną coraz chętniej grałam.


L jak… liceum. Inne życie. Miażdżące tłumy na korytarzach, przedmiotów prawie tyle, ile palców u rąk. I nóg. Nagle zaczynasz rozumieć, że nie trzeba być najlepszym ze wszystkiego.


M jak… moje miasto. Toruń niejednokrotnie wyrywał mnie ze szponów nudy i na każdym kroku zaskakiwał. W 2013 roku poznałam moje miasto z innej strony, a także zaczęłam się nieco bardziej orientować, co, gdzie i jak (czas najwyższy, po 16 latach…).
  





N jak… Niemcy, a konkretniej Berlin. Odwiedziłam to miasto aż dwukrotnie (na bogato!) i cieszę się, że mogę dodać kolejną europejską stolicę do mojej listy.





O jak… optymizm. Kiedy przychodzą naprawdę trudne dni, smutek, rozpacz, irytacja, na niebie chmury, za oknem szaro, staram się szukać dobrych stron. Niektórzy mylą optymizm z infantylnością, naiwnością i dziecinnością. A mnie się tak po prostu łatwiej żyje. 




P jak… piosenki, które zawładnęły moim sercem w 2013 roku. Na pewno są to taneczne przeboje, do których układy poznawałam, będąc w lipcu we Włoszech. Do tej pory pamiętam kroki, a na poprawę nastroju puszczam sobie właśnie te piosenki:











R jak… radość z małych rzeczy. Przez pół roku codziennie (nie ominęłam ani jednego dnia!) zapisywałam przynajmniej 5 miłych, zaskakujących, radosnych zdarzeń minionego dnia. Mam nadzieję, że w roku 2014 ponownie uda mi się wrócić do tego nawyku. Dokładnie opisałam go w tym poście
 

 

S jak… stolice. Dwie kolejne dodane do listy. Jako dziecko postanowiłam sobie, że odwiedzę wszystkie europejskie stolice. Zdaję sobie sprawę, że to marzenie trudne do zrealizowania, ale… mogę je spełnić. Rzym i Berlin już odhaczone.





T jak… trzynastka. Nie jestem przesądna. Tylko trochę. Jeśli chodzi o pozytywne aspekty przesądności, to nie ukrywam, że na mojej twarzy pojawia się uśmiech, kiedy znajdę na chodniku grosik na szczęście. Ale czarne koty już mnie nie ruszają. Wręcz przeciwnie – gdy taki przebiegnie mi drogę, idę dalej pewnym krokiem z wysoką podniesioną głową. Trzynastka w dacie miała być szczęśliwa. Była tylko momentami. Chyba nigdy się do niej nie przekonam i zawsze będę podchodzić do trzynastek z pewną rezerwą. 


U jak… ubaw na całego. Tak narzekam na ten rok, ale jednak potrafię znaleźć w nim mnóstwo momentów pełnych śmiechu, zabawy, tańca i śpiewu. 




W jak… wycieczki. Rok 2013 można porównać do worka pełnego kilometrów. Ile ich przejechałam w minionym roku? Nie dam rady zliczyć. Ile miast odwiedziłam? Ile zabytków sfotografowałam? Ile nowych miejsc udało mi się zapisać na kartach pamięci? 









Z jak… zmiany. Bardzo dużo zmian, we wszystkich dziedzinach życia. Zmiany są nieuchronne i potrzebne, ale do części z nich człowiek przyzwyczaja się miesiącami, a nawet latami. Do innych nie przywyknie nigdy. Niektóre osoby odeszły z mojego życia, dobrowolnie lub też nie. Mam nadzieję, że jest im teraz lepiej niż było.
Kochani, życzę Wam tego, aby rok 2014 był o wiele lepszy niż 2013! :)
Sara

poniedziałek, 30 grudnia 2013

365 uśmiechów, 52 zaskoczenia i 12 zmian



Podsumowanie. Nie będę się powtarzać, dlatego wcale nie napiszę Wam, że kocham podsumowania. O tym, że kocham podsumowania możecie sobie przeczytać tutaj.

Jeśli już zorientowaliście się, jak bardzo kocham podsumowania, możecie zapoznać się z tym, które przygotowałam dla Was w przededniu wigilii Nowego Roku, w czasie której sklepy monopolowe przeżywają zatrzęsienie, liczba wyświetleń Bałkanicy/Ona Tańczy dla mnie/Gangnam Style na YouTube nagle drastycznie wzrasta, a niebo mieni się wszystkimi kolorami i dziwnie strzela. Sylwester! Cieszę się, że ten rok dobiega już końca. Wierzę, że wraz z nadejściem nowego roku, 2014, zmienią się nie tylko dwie końcowe cyferki w dacie pisanej co dzień tuż obok tematu. Czysta karta, nowe możliwości, postanowienia, w których a nuż tym razem wytrwam? Zawsze się łudzę… Ale nie zamierzam z tego rezygnować. Za każdym razem wkraczam w nowy rok z uśmiechem i wielką nadzieją na lepsze, na pozytywne zmiany. Zawsze staram się zaczynać od siebie, a dopiero później próbować zmienić świat.

Zastanawiałam się przez długi czas, w jaki sposób podsumować ten rok, aby nie było to żmudne, a przy tym pozostało przejrzyste. Pomysł podsunęła mi StyleDigger – spodobał mi się jej prosty, ale jakże efektowny sposób na podsumowanie Blog Forum Gdańsk 2013. Polski alfabet przybywa z pomocą!


Co kojarzy mi się z minionym rokiem?

A jak… autokar. Nie będzie przesadą, jeśli stwierdzę, że spędziłam w 2013 roku w autokarze 100 godzin, a nawet więcej. Czy jestem w związku z tym specjalistką od autokarowej nudy? Nie sądzę. Poznałam za to sposoby na spanie w niewygodnym fotelu, chociaż na pewno nie wszystkie i zorientowałam się, że nawet nieznany ci osobnik, posadzony obok pod przymusem, może okazać się sympatycznym partnerem do gry w karty.



B jak… bal gimnazjalny. To taki przedsmak studniówki. Bawiliśmy się świetnie, motyw retro okazał się strzałem w dziesiątkę, a zdjęcia z tego wydarzenia mogę oglądać w kółko, nie przestając się śmiać. Przepis na udany bal według mojego starego rocznika? Piosenki sprzed czterdziestu, trzydziestu i dwudziestu lat + One Direction. 




C jak… czas. Pędził szybciej niż Pendolino i Dreamliner (ale ten niezepsuty. Dopiero co snułam wiosenne plany, a tu już koniec roku szkolnego. Po chwili początek kolejnego, którego pierwszy semestr śmignął szybciej, niż mogłoby się wydawać.

D jak… decyzje. Naprawdę nienawidzę podejmować decyzji. Kto to w ogóle wymyślił? Wybór między jednym a drugim, kilka słów, które mogą zaważyć o kolejnych tygodniach, miesiącach, a nawet latach. Nie lubię się w to bawić, ale zdaję sobie sprawę, że od podejmowania decyzji nie da się uciec.

E jak… efektywna organizacja zajęć. Umiejętność, której do tej pory nie opanowałam. Nieraz w ostatnich miesiącach brakowało mi zdolności dobrego planowania i organizowania czasu.

F jak… fotografia. Jakoś wszyscy się nią ostatnio interesują. A ja nie. Dlaczego więc miniony rok tak bardzo kojarzy mi się z robieniem zdjęć? Myślę, że ma to związek z zeszłorocznym prezentem gwiazdkowym, który umożliwił uwiecznianie ważnych i tych zupełnie nieistotnych, ale ulotnych chwil. Dysk komputera zaczął się zapełniać coraz to nowszymi folderami… I myślę, że na nich nie poprzestanie.
 





G jak… GiLA. Nie wszyscy z Was wiedzą, ale w roku 2013 opuściłam mury słynnego Gimnazjum Akademickiego w Toruniu (choć jeszcze większą sławą cieszy się Liceum Akademickie). Pobyt w tej, jakże odmiennej, szkole był na pewno ciekawym doświadczeniem, którego może nie wpisze sobie w CV, ale na pewno będę wspominać. W szczególności zapadła mi w pamięć kultura i specyfika, których zapach można było poczuć już na korytarzu.




H jak… human. Skoro opuściłam gimnazjum, to wypadało pójść gdzieś dalej. Nie będę lekarzem, nie dla mnie pracowanie jako naukowiec, nie zostanę ekonomistką. Jeśli chodzi o półkule mózgowe to moja prawa wiedzie prym. Nie będę bezrobotna, nie martwcie się, poradzę sobie. Jeśli ktoś jest w czymś naprawdę dobry, wkłada sporo wysiłku w to, co robi, to wierzę, że mu się to opłaci. 




I jak… Italia. Pierwsze wakacje w kraju, w którym słońce grzeje w inny sposób. Opisywałam Wam je chyba przez tydzień, nie dam rady więc umieścić wszystkich zachwytów w kilku zdaniach. Wiem jedno – na pewno tam wrócę.





Ciąg dalszy już jutro! Kolejne literki, wspomnienia i skojarzenia.

sobota, 28 grudnia 2013

Berlin pod czujnym okiem kamery



Wszystko kiedyś się kończy, niestety, a może i na szczęście. Ku końcowi zbliża się rok 2013, ale nie o tym dzisiaj. Czas na ostatni berliński wpis :)

Przesadą będzie stwierdzenie, że Berlin mam już obcykany. Za to na pewno do kłamstw nie zaliczę słów ZWIEDZIŁAM BERLIN. Myślę, że mimo tego, iż nadal nie widziałam kilku znaczących miejsc w tej stolicy, to dwie wizyty w Berlinie pozwoliły mi na zobaczenie tego co warto. Chociaż daleko mi do przewodniczki po stolicy Niemiec, jeszcze dalej do mieszkańca Berlina, a najdalej (mam nadzieję) do rodowitej Niemki.W każdym razie...

...przygotowałam dla Was film.

Nie. Film to zbyt wielkie słowo. Zacznijmy jeszcze raz.

Przygotowałam dla Was zbitkę nagrań. Nie pretenduję do miana reżysera, więc film byłby tu słowem trochę niepasującym. Stwierdziłam, że potrzebuję czegoś nowego, że przydałoby się zrobić coś, czego wcześniej nie próbowałam. Miałam do czynienia z montażem, ale były to raczej prymitywne twory. Nie twierdzę, że ten jest mniej prymitywny (chociaż starałam się i nawet zaopatrzyłam się w nieco bardziej profesjonalny program – Windows Movie Maker poszedł w odstawkę). Czym więc ta zbitka nagrań różni się od poprzednich? Jest krótką relacją z podróży, a takich jeszcze nie kręciłam. Zawsze tylko zdjęcia i zdjęcia… Tym razem już będąc w drodze do naszych zachodnich sąsiadów, wiedziałam, że muszę zrobić kilka ujęć. Zdradzę Wam, że kręcąc je, trochę sobie pofolgowałam, nie skupiłam się, myśląc, że wszystko da się później naprawić, skorygować. Otóż… nie wszystko. Dlatego następnym razem przyłożę się bardziej! A tymczasem zostawiam Was z tymi kilkoma ujęciami :) Nagrania zawsze pokazują więcej niż zdjęcia, a ja pragnęłam pokazać Wam jak najwięcej Berlina.
Miłego oglądania!



Sara
PS. Dla wszystkich, którzy jeszcze nie lubią Sawatki na FB - CLICK
WIADOMOŚĆ DLA WSZYSTKICH, KTÓRZY LUBIĄ: Moje wpisy mogą do Was nie dotrzeć, dopóki nie najedziecie myszką na "Lubisz to!" i nie wybierzecie "Otrzymuj powiadomienia". Dla kogoś muszę się przecież produkować :)

środa, 25 grudnia 2013

Fakty i mity o blogerskich świętach



W przerwie pomiędzy jednym świątecznym posiłkiem a drugim, między partyjką w karty a rundką w grę na PS postanowiłam napisać do Was kilka słów. Mam nadzieję, że świąteczne dni mijają Wam w przyjemnej atmosferze, że nie nudzicie się, a wigilijne przysmaki nikomu nie zaszkodziły.

Często, gdy chcę znaleźć informacje na jakiś temat, wpisuję w Google frazę fakty i mity o…. Pozwala to nieco rozjaśnić umysł, chociaż czasami, po przeczytaniu przynajmniej kilku artykułów z tej serii, zaczynam wątpić, co jest fałszem, który z autorów naprawdę jest idiotą, a który tylko udaje. Abyście również zaczęli się zastanawiać, co tu w ogóle jest grane, stworzyłam dla Was fakty i mity o świętach u blogerki. Z przymrużeniem oka :) SPORYM. 
Rosja



Słit focie to podstawa! – FAKT


No jasne, a co myśleliście? Pierwszym przedmiotem, który włożyłam do torebki, jadąc na wigilię do babci, był aparat. Drugim zaś tablet brata, również robiący przyzwoite zdjęcia. Gdy wszyscy dzielili się opłatkiem, ja pstrykałam zdjęcia wigilijnym potrawom (bo przecież za chwilę ich nie będzie, a to obżartuchy!), a kiedy otworzyłam prezent, poleciałam z nim przed lustro, aby zaprezentować światu swój śliczny dzióbek. I prezent przy okazji.

Rosja



Tego nie zjem, to za tłuste, to za słodkie, a ja dbam o linię! – FAKT


Uff, jak dobrze, że tradycja mówi o postnej wigilii. Ryby nie są jeszcze tak tuczące, coś można skubnąć. Szkoda że zamiast kawki ze Starbucksa jest kompot z suszonych owoców. Jakoś to zniosę. Gdy nikt nie patrzył, wrzucałam pieskowi pod stół te najtłuściejsze fragmenty z grzybowej. A co, myśleliście, że nie zauważyłam tej słoninki w środku? Po wigilii przyszedł czas na ciasto. Specjalnie dla mnie sernik z serków homogenizowanych. I to tych light! Jednak ktoś jeszcze myśli o człowieku, pomyłka, o blogerze…


Białoruś


Spacery w święta rzecz wskazana – MIT


Chyba że te samochodem, to potrafię zrozumieć. Tradycyjne spacery odchodzą do lamusa, poza tym wyobrażacie sobie to połączenie – kilkukilometrowa przechadzka + kilkunastocentymetrowe szpilki + skręcona kostka? Lepiej dalej leżeć na kanapie, w towarzystwie najlepszych przyjaciół – laptopa, komórki, tableta i aparatu <3

Białoruś



Kolędy najpiękniejszą tradycją – MIT


U nas się słuchało My Słowianie! Przecież to jest teraz hicior, nie wiedzieliście? Gdzie tam kolędy, gdzie tam Mariah Carey i George Michael w hetero-wcieleniu – lepiej popatrzeć na typowe przykłady słowiańskiej urody. Ewentualnie można jeszcze poniszczyć co nieco z nowym wcieleniem Hannah Montany (a nie, przepraszam, to już nie te czasy) Miley Cyrus i jej kulą. 

Holandia

 I co, dalej jesteście ciekawi, jak wyglądają święta u blogerki? Dalej myślicie, że życie blogera jest usłane różami? To macie rację.

Dużo uśmiechu i dystansu do świata Wam życzę, kochani!

Sara