Montmartre,
Zatybrze, Alfama. To dzielnice, które mnie w sobie rozkochały. I gdybym wróciła
do Paryża, Rzymu i Lizbony, wróciłabym właśnie tam. Niekoniecznie po to, by
zobaczyć jakieś zabytki. Bardziej po to, by znów poczuć ten klimat.
Można
powiedzieć, że spacer po Alfamie rozpoczęliśmy, nie wiedząc jeszcze, że to już ta słynna dzielnica. Swoje prawdziwe oblicze ujawniła nieco później.
Najbardziej
znanym zabytkiem na Alfamie w Lizbonie
jest Katedra Se. Portugalczycy właśnie tak nazywają ten kościół – Se. Ja
oczywiście nie mogłam powstrzymać się od suchych, lingwistycznych żartów na ten
temat. "Czyli jak staniesz pod Se, to będziesz se oglądał Se?" albo "Patrzę se
na Se", ewentualnie "Taka se ta Se". W rzeczywistości Se wcale nie była taka
se, lecz wywarła na nas ogromne wrażenie. Świątynia przypomina Notre-Dame w
Paryżu. Jest potężna. Co ciekawe, Internet twierdzi, że to portugalska Katedra
Najświętszej Maryi Panny w Lizbonie powstała jako pierwsza! Wcześniej na tym
miejscu wznosił się meczet. Do środka Se można (se, ewentualnie sobie)
bezpłatnie wejść.
Przy
katedrze jeszcze roiło się od turystów i kierowców tuk-tuków. Ale im bardziej w
głąb dzielnicy się zapuszczaliśmy, tym bardziej zmieniał się klimat. Naszym
planem było dojście do Zamku św. Jerzego, ale... go nie znaleźliśmy. Ja wiem, że
to brzmi żałośnie, jak można nie dotrzeć do wielkiej warowni, jak można jej nie
zauważyć? My kluczyliśmy uliczkami Alfamy i niby według mapy zamek znajdował
się już blisko, a my nadal go nie widzieliśmy. W końcu byliśmy tak zmęczeni, że
odpuściliśmy i skierowaliśmy się w stronę Panteonu. Zamek mieliśmy okazję podziwiać wcześniej z daleka, z punktu widokowego.
Do Panteonu został nam nieco ponad kilometr drogi i ten spacer wąskimi uliczkami Alfamy stał się jednym z moich ulubionych wspomnień z Lizbony.
Do Panteonu został nam nieco ponad kilometr drogi i ten spacer wąskimi uliczkami Alfamy stał się jednym z moich ulubionych wspomnień z Lizbony.
Nagle
zrobiło się cicho, turystów jakby mniej. Tu wisiało pranie, tam rosło drzewko
pomarańczowe. Wypiliśmy sok ze świeżo wyciskanych owoców. Atmosfera tego
miejsca była po prostu zjawiskowa. Tu jakiś bar dla miejscowych, tam pani
sprzedaje domowej roboty ginjinhę. Nie było tam gwaru, którego doświadczyliśmy
wcześniej w centrum Lizbony.
Minęliśmy
Muzeum Fado, targ i w końcu dotarliśmy do Panteonu. Byliśmy wówczas tak
zmęczeni, że po prostu usiedliśmy pod budynkiem. Chwilę odpoczęliśmy,
wystawiając twarze do portugalskiego słońca i niedługo potem udaliśmy się do stacji
metra Santa Apolonia. Jest to ostatnia stacja linii niebieskiej i znajduje się
przy samym porcie.
Coś
mi się wydaje, że będąc w Lizbonie, wylądujecie na Alfamie. Chociażby po to, by
zobaczyć katedrę Se. Ale żeby poczuć ducha tego miejsca, warto zapuścić się
nieco dalej.
Znacie
takiego magiczne dzielnice w innych miastach?
Sara