Nie wiem, dlaczego sierpień śmiga
tak szybko jak spadająca gwiazda. Dobiega końca, a wraz z nim odchodzą (lecz
nie w niepamięć!) tegoroczne wakacje. Wspominałam Wam już wcześniej, iż pod
koniec czerwca stworzyłam listę czynności, które chcę wykonać podczas wakacji.
Listę na bieżąco aktualizowałam, a nawet dodawałam do niej nowe rzeczy.
Niestety, pod koniec sierpnia wyjazdy i chwilowy leń sprawiły, że ostatnie
punkty pozostały niewykonane. Ach, jeden z nich nie jest też możliwy do zrealizowania z powodu
pogody. (oblewanie wężem ogrodowym, jeśli już chcecie wiedzieć. Skoro upały
odpuściły, to ja też odpuściłam.)
Z takimi listami do zrobienia, do obejrzenia, do
przeczytania różne bywa. Czasami zapisuję sobie, co mam zrobić danego dnia,
a wieczorem nie mogę skreślić ani jednej pozycji z listy albo wręcz przeciwnie
– trzymam się jej kurczowo i jedyne, czym zajmuję się od rana jest jej
realizacja.
Listy mogą być motywatorami albo
przekleństwami, mnie ta wakacyjna zdecydowanie zmotywowała, jako że nienawidzę
marnować czasu i naprawdę płakałabym pod koniec sierpnia, uświadamiając sobie,
ze miesiąc spędziłam, leżąc w łóżku i ewentualnie oglądając seriale (tak na
marginesie jestem totalnie nieserialową osobą i w swoim życiu, w Internecie,
obejrzałam tylko trzy seriale - dwa polskie i jeden rosyjski – Brzydulę, Naznaczonego oraz Annę German.
Polecam Wam serdecznie wszystkie. :D)
Koniec skromności na dziś, chwalę
się, co udało mi się zrobić. Wybrałam kilka, spośród 37 punktów.
Upiec ciasto. Nienawidzę piec, nienawidzę gotować, kuchnia jawi mi
się jako miejsce okropne, w którym jedynym przedmiotem, którego nie jestem w
stanie zepsuć lub który nie jest w stanie mnie zaatakować, jest czajnik. I miejsce, w którym trzymamy słodycze. Ale
upiekłam, upiekłam ciasto! Z zakalcem. Było to ciasto jogurtowe-cynamonowe,
przypominające w smaku i konsystencji piernik. Gdy mój brat pierwszy
posmakował ciasto i przez telefon zapytał mnie, czy to szarlotka, zdębiałam.
Czyżby ciasto w ogóle się nie upiekło? Okazało się, że po części tak. Ale i tak
było pyszne.
Pojechać stopem przynajmniej raz. Właściwie to trudno policzyć mi,
ile razy jechałam w te wakacje autostopem. Nie były to jednak właściwie dalekie
podróże i zawsze tą samą trasą… Co dzień do pracy udawało mi się łapać stopa i
nigdy nie czekałam dłużej niż 10 minut. Dwa razy nawet podwiózł mnie ten sam
mężczyzna.
Pojechać tramwajem turystycznym. Kursował w wakacje w Toruniu co
niedzielę, nie mogłam więc podarować sobie przejażdżki nim.
Wiele punktów z listy mogliście
zauważyć na blogu – przyklejenie zdjęć do ściany, zakupy na Postallove, wyjazd do Ciechocinka czy do Bydgoszczy, sesje zdjęciowe na dworcach, a także… dodanie
minimum 30 postów. To wszystko znalazło się w spisie i wszystko zostało
odhaczone jako wykonane.
Chciałam także przeczytać minimum
6 książek i obejrzeć minimum 5 filmów. Przebiłam te liczby. :)
Co może być dla niektórych z Was
zaskakujące, na liście znalazł się także punkt: wysłać przynajmniej 5 pocztówek w lipcu i 5 w sierpniu. Zanotowałam
to, gdyż miałam świadomość, jak nieregularnie wysyłam ostatnio pocztówki, bywa,
iż moja skrzynka cierpi na samotność przez okrągły miesiąc, aby potem mieć
szansę interakcji z 3 pocztówkami z ciągu jednego dnia. Podczas wakacji
otrzymałam także widokówki, o które wcale się nie prosiłam, ale miłe duszyczki
chciały mi sprawić niespodziankę. :)
Dziękuję więc za wszystkie kartki z wakacyjnymi pozdrowieniami.
Czego nie udało mi się
zrealizować? Przyznam Wam się, iż nie urządziłam pikniku, mimo że chciałam, nie
odwiedziłam trzech nowych lokali w Toruniu, a także nie wybrałam się na kręgle.
Jednak nic straconego. Wiadomo, iż wraz z rozpoczęciem roku szkolnego będzie
coraz mniej czasu na wszystko, ale punkty z tej listy na pewno zostaną
wykonane, prędzej czy później.
A czy Wy zrobiliście w wakacje
coś, co odwlekaliście od dawna? Jak najbardziej lubicie spędzać wolny czas –
nadrabiając to, czego nie udało Wam się zrobić wcześniej, czy oddając się
słodkiemu nicnierobieniu?
Buziaki!
Sara