sobota, 30 listopada 2013

Pani Zima tuż za rogiem

Przyznaję Wam się do tego, że dzisiaj miałam opublikować zupełnie inny post. Tekst czeka na pulpicie już kilka dni, tylko jakoś zdjęcia nie chcą się zrobić. Próba nr 1 wykonania ich była lekkim niewypałem, wszystkie światła pozapalane okazały się niewystarczające... Za to próba nr 2 w ogóle nie doszła do skutku, bo z dwóch godzin poza domem zrobiło się siedem, a po powrocie wolałam nie powtarzać eksperymentu z domowymi zdjęciami po ciemku...

Austria

Chcąc, nie chcąc, zamieniłam kolejność wpisów, które chciałam Wam pokazać. Dziś po raz kolejny Was trochę postraszę, prezentując, co może nas czekać już za kilkanaście dni. Dla niektórych będzie to prawdziwy Armagedon (np. dla tych, którzy nie zdecydowali się na wymianę opon w samochodzie), dla innych - spełnienie wyczekiwanego snu (w szczególności dla najmłodszych, w końcu dzieciaczki czekają na biały puch już od długiego czasu). 

Niemcy

Zima. Rzuciła mi się w oczy podczas dzisiejszego maratonu po sklepach. Wszędzie rękawiczki, czapki, szaliki, kozaczki z podeszwą i prawie że bez niej (tych drugich niestety więcej)... Wszystko to bez czego nie obędziemy się w czasie mrozów (chyba że na ich czas wylatujemy akurat do ciepłych krajów - tym osobom zazdroszczę najbardziej).
Zimowe pocztówki otrzymywałam nie tylko w czasie dni, podczas których musiałam przy pomocy łopaty torować sobie drogę do skrzynki. Przybywały one do mnie również w czasie cieplejszych miesięcy - w końcu w niektórych częściach naszego globu zima trwa prawie cały czas, w innych dłużej niż w Polsce.

Rosja

Przeważają kartki od naszych wschodnich sąsiadów. Moja przyjaciółka z Rosji wielokrotnie opowiadała mi o temperaturach, jakie potrafią ich zaskoczyć już we wrześniu. Faktem, który zbulwersował mnie najbardziej, było to, iż mimo słupka rtęci ledwie sięgającego we wrześniu zera, ogrzewanie w mieszkaniach włączono dopiero 15 października. Taki przepis i tyle. A ja narzekam i dramatyzuję, gdy nasz termoregulator w domu wskazuje liczbę mniejszą od 20...


Ukraina


Rosja

Oprócz rosyjskich i ukraińskich kartek, w mojej zimowo-mroźnej kolekcji znalazły się okazy z Austrii, której niestety, nigdy nie zwiedzałam, za to przejeżdżałam. Było już ciemno i jedyne, co rzuciło mi się w oczy, to napis księgarnia (widzimy to, co chcemy widzieć ;)). Słyszałam niejednokrotnie, że Wiedeń jest piękny, dlatego na pewno jeszcze kiedyś tam zawitam.
Austria
Jeśli chodzi o polskie góry, to kocham je i wielbię, ale nigdy nie widziałam ich zimą. Naprawdę. Być może jest to związane z tym, iż nie umiem jeździć ani na nartach, ani na snowboardzie bądź też z faktem, że zimno jakoś nie budzi we mnie pozytywnych skojarzeń. Ale skoro Karpaty i Sudety skradły moje serce latem, to chyba nagle nie zdradzą mnie w grudniu, styczniu czy lutym, prawda?

Polska

Życzę Wam wszystkiego dobrego, kochani
Sara

PS. KONKURS

środa, 27 listopada 2013

7 życiowych faktów



Ostatnio nawinęłam włosy na papiloty. Zawsze chciałam mieć loki, lecz moje włosy i ich historia to raczej temat na osobną notkę. W każdym razie chcę podzielić się z Wami czerwcowymi zdjęciami, na których mam właśnie loki i… wydaje mi się, że to jedne z ładniejszych fotografii, jakie kiedykolwiek mi zrobiono.




Jako że Escapologist nominowała mnie do cudownej nagrody, którą prezentuje poniżej, zobowiązana jestem również zgłosić kandydaturę kilku blogów (teoretycznie siedmiu, w końcu to szczęśliwa liczba, ale wiecie, że jestem niezdecydowana), których autorzy są wszechstronni, dbają o swoich czytelników i nigdy nie wieje na nich nudą. Te najbardziej lubiane przeze mnie blogi czytam i odwiedzam z wielką chęcią, niezależnie od tego, czy akurat zauważyłam wpis w ostatnio dodanych, czy też nie. Generalnie wchodzę dziennie na kilkanaście bądź nawet kilkadziesiąt blogów (a w weekendy to już w ogóle na jakąś zawrotną ich liczbę). Śledzę mnóstwo popularnych stron, głównie modowych, których liczba lajków na FB ma nawet 5 cyferek. Jednak dzisiaj nominuję blogi, których nie czyta pół Polski, ale może niedługo będzie? 






Escapologist – bo mnie nominowała, haha. A tak na serio: ostatnio rzuciła się w wir pisania i robi to codziennie. Zawsze szczerze, bezpośrednio, czasami z lekkim cynizmem lub przymrużeniem oka.

Sannas Land of Illusion – bo jej posty zachęciły mnie do zainteresowania się tzw. slow fashion. Pisze z głową, nie tylko o ubraniach.

Martyna Bardecka – bo jej zdjęcia są naprawdę świetne i myślę, że to jedna z tych blogerek modowych, które kiedyś się wybiją.

Aschaaa – jej stylizacje to często ubrania, które mi się podobają, ale sama bałabym się tak ubrać lub je połączyć. W ostatnim czasie także relacje z podróży po Azji, które rozbudzają moją wyobraźnię.

Memories that remain - najpiękniejszy blog pocztówkowy jaki śledzę.

Kochani, jakoś trudno jest mi wybrać więcej, to zbyt skomplikowane zadanie.. Dlatego jeśli ktoś z Was również chce podzielić się siedmioma nietypowymi informacjami ze swojego życia, to gorąco zachęcam.







7 może dziwnych, może zaskakujących faktów dotyczących mnie, mojego życia, nawyków i upodobań. A może wcale nie tak szokujących, a jedynie… takich, których jeszcze nie znaliście:

1) Nie uznaję oglądania filmów od środka. Tak naprawdę nawet jeśli film zaczął się 15 minut temu, to ja już go nie obejrzę, bo stwierdzę, że nie będę wiedziała, o co chodzi. I tak mi jakoś po prostu głupio oglądać film nie od początku. Bo jaki to ma sens?

2) Uczyłam się przez kilka miesięcy łaciny. W jakim celu? Z czystej ciekawości. Poza tym słyszałam, że nauka łaciny pomaga w poznawaniu innych języków. Tak naprawdę nie przykładałam się zbytnio, sprawdziany pisałam kiepsko, a teraz praktycznie nic nie pamiętam. Chociaż od czasu do czasu zdarza mi się zauważyć w jakimś innym języku analogie to łaciny.

3) Nie lubię Toffifee. Po prostu mi nie smakuje. Bardzo często ludzie wręczają je zamiast bombonierki czy czekolady na urodziny. U mnie rozkoszują się nimi wszyscy – z wyjątkiem mnie. 

    4) Noszę soczewki kontaktowe, czego raczej nie widać na zdjęciach. W okularach niestety nie wyglądam zbyt korzystnie, chociaż myślałam o kupieniu sobie takich naprawdę dużych oprawek, bo podobno te nie prezentują się na moim nosie jeszcze tak tragicznie.    
         
    5) Uwielbiam grać w karty, znam kilkadziesiąt gier. Kolonie, wycieczki, wolne popołudnia, weekendy spędzam na graniu w karty. Czasami na pieniądze, ale nie martwcie się, to jeszcze nie hazard, bo zwykle gram z rodzinką o symboliczne kwoty. :)

    6) Mimo iż jestem tolerancyjna, grzeczna, wyrozumiała i cierpliwa, to naprawdę nie lubię, kiedy ktoś zwraca się do mnie SANDRA. Mogłabym uznać, że to wcale nie do mnie, w końcu nie tak mam na imię. Najczęściej nie zależy to od tego, że ludzie nie pamiętają, jak mam na imię (wówczas mówiliby do mnie bezosobowo, koleżanko, dziewczynko lub używali imion zupełnie niepodobnych typu Kasia, Marcelina czy Justyna). Oni tymczasem mówią Sandra i to z uporem maniaka, jakby coś im w imieniu Sara nie pasowało. 

   7) Jestem za recyklingiem i zbieram makulaturę – za każdym razem, gdy mam kartkę zadrukowaną wyłącznie po jednej stronie, to na drugiej staram się robić notatki, pisać coś, wykorzystywać – nie wyrzucać od razu, nie palić. Ostatnio doszły mnie słuchy, że przyrost drzew jest większy niż ich wycinka, ale to nie zachęca mnie do marnowania papieru.


Kochani, zostały Wam trzy dni, aby wziąć udział w konkursie - zachęcam :) Klikamy tutaj, staramy się i wygrywamy pyszne pierniczki.

poniedziałek, 25 listopada 2013

Jak zdobywałam Mount Everest na granicy polsko-ukraińskiej


Zima przyszła. Zaskoczyła wszystkich wokół, począwszy od kierowców, poprzez meteorologów, na góralach kończąc. Mimo że większość ludzi nadal twierdzi, iż padał DESZCZ, a nie ŚNIEG, ja, czyli osoba, która uwielbia temperatury powyżej 30 stopni, nie uznaje parasola, a kurtki na zimę kupuje, bo musi, stwierdzam, że to raczej był śnieg.
To tak tytułem wstępu jakby ktoś nie zauważył aury, która rozgościła się za oknami i nie ma zamiaru nas opuścić. Generalnie gadanie (więc pisanie zapewne też) o pogodzie uchodzi za byle jakie, ot tak, aby nie było raniącej uszy ciszy i pustki. Ja postanowiłam poruszyć ten temat, bo wzięłam się za przeglądanie zdjęć, które mam na swoim komputerze, w celu wywołania części z nich. Nie ukrywam, że niektóre nie powinny nigdy ujrzeć światła dziennego, na większości mam szneki lub też ręce na twarzy. Albo grzywka zasłania mi pół twarzy, albo zdjęcie robił mój brat i jakość po prostu zachwyca – kalkulator zrobiłby o niebo lepsze zdjęcie, wierzcie mi. I wcale nie ujmuję tu mojemu bratu, w końcu nie we wszystkim człowiek musi być najlepszy.




Znalazłam na komputerze zdjęcia, które muszę Wam pokazać, abyście wiedzieli, co Was czeka, jak będziecie niegrzeczni. To znaczy, jak przyjdzie prawdziwa Pani Zima, wcale nie w białym futerku, tylko raczej kożuchu i kurtce narciarskiej, z łopatą w ręku. Chociaż ona nie przyjdzie. Jak już to będzie musiała przyjechać pługiem. 

 

Poprzednia zima -nie dość, że trwała do kwietnia, to jeszcze zostawiła po sobie pamiątki topniejące przez co najmniej kilkanaście dni. Ze święconką trzeba było przebijać się przez śnieżne zaspy… Jeśli ktoś by się uparł, mógłby zbudować coś w rodzaju igloo :) Pamiętam, że wszędzie leżący śnieg tak raził swą bielą w oczy, że na większości fotografii wyglądam jak kret. Jednak dzięki niemu miałam szansę wspiąć się na miniaturkę Mount Everestu.  


Myślicie, że w tym roku zima będzie taka sama? Słyszałam już kilka wersji – sroga, mroźna, lecz słoneczna zima nazywana nawet zimą stulecia czy tam tysiąclecia bądź brak zimy, zero śniegu, generalne ocieplenie klimatu (czy coś w ten deseń). 



Skoro istnieje już taka pora roku jak zima, to mogłaby przynajmniej pokazać, że jest, sypiąc śniegiem. Święta bez śniegu to nie święta. Chociaż skoro mieliśmy już śnieżną Wielkanoc w tym roku, to może powinno nam starczyć i na Boże Narodzenie nie mamy co liczyć na biały puch?



Aby poczuć klimat świąt już w przyszłym tygodniu opuszczam Polskę. To zabrzmiało co najmniej jak profanacja. Tak naprawdę wyjeżdżam tylko na kilka dni i wracam do Was z workiem zdjęć! :)

Trzymajcie się,
Sara 

PS. KONKURS, KONKURS, KONKURS. Tutaj– do wygrania słodkie, toruńskie pierniczki.