piątek, 7 stycznia 2022

To był dla mnie trudny rok. Ale przetrwałam! #podsumowanie2021


Długo się zbierałam w sobie, by napisać to podsumowanie. W końcu stwierdziłam, że zrobię je dla siebie - by spojrzeć w końcu z wdzięcznością na miniony rok. Nie mogłam się jednak powstrzymać i - jak tradycja blogowa nakazuje - stworzyłam podsumowanie z pomocą pierwszych liter alfabetu. 

A jak auto. W 2021 roku kupiłam nowe auto, a stare pojechało do Libii. Czy tam Arabii Saudyjskiej. Mimo że prawo jazdy mam od pięciu lat, to dopiero w ubiegłym roku po raz pierwszy jechałam autostradą. Pokonałam też swoje wszystkie lęki, prowadząc po zmroku na trasie od czeskiej granicy do Torunia. I powiem Wam: nikt nie zginął. 

B jak blog. Nie mogę pogodzić się z tym, jak zaniedbałam bloga w 2021 roku. Właściwie "zaniedbałam" to już eufemizm. Ja po prostu przestałam pisać. Cały czas do końca nie mogę się z tym pogodzić. Ale nie będę Wam obiecywać, że w 2022 roku będzie lepiej. Bo nie wiem, jak będzie. Blog jest w moim sercu, ale musiał się trochę przesunąć, by zrobić miejsce dla innych. 

C jak czytanie. W 2021 roku ukończyłam 20 książek. Wynik gorszy niż w 2020 roku, daleko do zrealizowania wyzwania "Przeczytam 52 książki w rok". Ale pocieszam się tym, że mogło być gorzej.  

D jak Dania. Po 22 miesiącach przerwy w końcu w grudniu 2021 poleciałam samolotem. Ale ja za tym tęskniłam! Z mamą na nasz cel wybrałyśmy Danię, a konkretnie Kopenhagę i była to 27. odwiedzona przeze mnie stolica europejska. Bardzo polecam Wam Kopenhagę zimą, w szczególności bajkowo ozdobione Ogrody Tivoli.  

E jak emocje. I to cały wachlarz - od euforii do lęku. Były miłe niespodzianki jak chociażby wtedy, gdy moja najlepsza przyjaciółka przyjechała do mnie po obronie. Były też te niemiłe zaskoczenia. Ale o nich nie chcę pamiętać. 

F jak Fe, czyli nieszczęsne żelazo. W 2021 okazało się, że nie wchłaniam żelaza. A, i przy okazji B12 też mój organizm nie przyjmuje. Celiakia wykluczona, USG w porządku, szukamy więc dalej... A tymczasem chodzę sobie grzecznie na zastrzyki. 

G jak granie. Wyliczyliśmy z Marcinem, że średnio dziennie poświęcałam godzinę na grę w szachy. Nauczyłam się grać w lutym i w pewnym momencie miałam całkiem niezły ranking na chess.com. Od sierpnia trochę spadłam, chyba przydałoby się pooglądać trochę filmików na YouTubie... W minionym roku sporo grałam też w karty i planszówki, a w ostatni dzień w roku nawet... w Mario!

H jak hasający Nicolas. W 2021 roku nic się nie zmieniło - Nicolek to nadal moje oczko w głowie. Ten rok był dla niego trudny - przeprowadzka, moja dwutygodniowa nieobecność... Nieustannie się o niego martwię, bo teraz ma tylko mnie. Mam jednak nadzieję, że jest szczęśliwym kotkiem. I gdy śpi w prysznicu, i gdy skacze po szafkach. Mógłby tylko nie budzić mnie o 5 rano. 



I jak Italia. Z Włoch mam same dobre wspomnienia. Serio. Bo o karaluchach i szczurze w Wenecji już zapomniałam. Chciałabym powtórzyć taki samochodowy eurotrip i liczę, że w tym roku się uda. Szkoda tylko, że moja carbonara nie jest tak dobra jak ta włoska. 

J jak jedzenie. Płynnie przeszliśmy do jedzenia. Nie wiem, czy wiecie, ale ja naprawdę lubię jeść. I gdy przeglądam swój kalendarz z zeszłego roku, to znajduję w nim takie hasła jak "Kupiłam ciasto z Bezy" albo "Zrobiłam kopytka". No właśnie, bo w minionym roku rozwinęłam się kulinarnie nie tylko jeśli chodzi o konsumpcję, lecz także w gotowaniu. Po raz pierwszy w życiu sama robiłam tarty, marchwiaczka, murzynka, kokosanki, pączki i wiele więcej. 



K jak kwarantanna. W sumie spędziłam 18 dni zamknięta w domu. Gdy po kwarantannie wyszłam na ulicę i spojrzałam w gwiazdy, zakręciło mi się w głowie. Pamiętam te rozmowy przez balkon, pamiętam eklery, które przywiózł nam Marcin... Może i brzmi to romantycznie, ale wolałabym tego nie powtarzać. Testy na koronawirusa miałam negatywne, jestem już po przypominającej dawce szczepionki.  

L jak Liechtenstein. I 26. stolica! Gdy wysiadaliśmy z samochodu w Liechtensteinie, padało, ale już po chwili przestało i mogliśmy wejść na wzgórze, by zobaczyć pałac rodziny książęcej. Vaduz polecam Wam na krótki wypad. 

Ł jak łzy. Nie brakowało ich w 2021 roku. Płakałam z bezradności, ze stresu, z radości, ze wzruszenia. Właśnie, ostatnio zauważyłam, że wzruszam się nawet na wspomnienie jakichś wydarzeń - np. zaręczyn. 

M jak magisterka. To była katorga. Nie wierzyłam, że dam radę napisać to... same niecenzuralne słowa mi się cisną na palce. Gdy skończyłam, wcale nie odczułam takiej ulgi, jaką miałam nadzieję poczuć. A i po obronie wcale nie było tak cudownie, jak myślałam. Ale cieszę się, że mam to za sobą. Wybór psychologii jako kierunku studiów był jedną z najgorszych rzeczy w moim życiu. Zmarnowałam pięć lat. Dobrze, że to już koniec. 

N jak Nowości. Rok 2021 to mój drugi rok pracy w gazecie. Bywało naprawdę ciężko, ale odnoszę wrażenie, że nabrałam nieco większego dystansu do tej pracy. Już nie przejmuję się brakiem wypowiedzi czy pomysłu na temat tak bardzo jak kiedyś, co nie znaczy, że nie martwię się w ogóle. A gdy mam chwilę zwątpienia, przypominam sobie słowa Marcina: "Czy Ty kiedyś nie dałaś rady?". 


O jak okropne dni. W szczególności ostatnie miesiące tego roku obfitowały w okropne dni. Dni trudne, dni pełne niepewności, kłótni i lęku. Mam nadzieję, że to już za mną. 

P jak przeprowadzka. Gdy myślę o tym roku, myślę, że był trudny. Bardzo trudny. Magisterka i wyprowadzka z domu dość mocno mnie dobiły. Dorosłe życie mnie przytłoczyło. Począwszy od obowiązków domowych, przez brak czasu, skończywszy na zamieszkaniu z dala od rodziców. Wiele razy zastanawiałam się: czemu tak mało się o tym mówi? Czemu tak mało mówi się, jak trudne jest wyfrunięcie z gniazda i nauka życia na własny rachunek? Ja nadal się uczę. 

R jak radość. W 2021 dość nieregularnie zapisywałam, co miłego się wydarzyło. Ale jednak zapisywałam. Bo, mimo tych wszystkich złych dni i trudnych chwil, działo się dużo rzeczy, które sprawiały mi radość. Spotkania z przyjaciółmi, szybko napisane teksty, niespodziewane wpływy gotówki, a także słowa mojej promotorki "Może pani drukować". Tak sobie przeglądam ten kalendarz i analizuję, co sprawiało mi radość... Bo muszę tego robić więcej. 

S jak spacery. Poznałam więcej Torunia w tym roku niż przez całe moje życie. Oglądałam szybowce startujące z lokalnego lotniska. Nie zliczę, ile razy byłam nad Wisłą, ale wcale nie na bulwarach, tylko w Porcie Drzewnym albo na Winnicy. Spacerowałam po dzielnicach z willami za miliony i rozsypującymi się barakami. I wiecie co? Kocham ten mój Toruń. 

T jak terapia. W lipcu wróciłam na terapię. I tak co tydzień rozmawiam z psycholożką o tym, co mnie trapi i dzięki temu staję się odważniejsza. Terapia sporo mi uświadomiła i bardzo pomogła po wyprowadzce z domu i podczas kłótni z M. Oczywiście niezmiennie polecam terapię każdemu - bardzo otwiera oczy.

U jak urodziny. Zastanawiałam się, jak w tym roku będą wyglądać moje urodziny, skoro pracuję. A było super! Upominki dostałam nawet od współpracowników.  

W jak wycieczki. Z Marcinem trochę pojeździliśmy sobie po Polsce. Byliśmy w Gnieźnie, w Arboretum w Rogowie, na tropikalnej wyspie niedaleko Warszawy, a nawet w pobliskiej Bydgoszczy, w Chełmży i we Włocławku. Takie wycieczki pozwalały mi oderwać się na chwilę od codziennych problemów. 


Z jak zaręczyny. "Dobra, Sarusia, wyjdziesz za mnie?". Nawet jak to piszę, mam łzy w oczach. Z Marcinem zaręczyliśmy się w lipcu. W sierpniu zamieszkaliśmy razem. Nie było nam łatwo, nie mogliśmy się dogadać, porozumieć i... zrozumieć. Wychodziły różnice. Ale dużo rozmawialiśmy, dużo sobie wyjaśnialiśmy. Ustaliliśmy własne zasady. Tworzyliśmy własną komórkę społeczną. Nie jest idealnie, ale uczę się, że idealnie nie będzie nigdy. Bardzo chcemy być razem. I będziemy. 


Czego życzyłabym sobie w tym roku? Zdrowia, to oczywiste. Jak najmniej wizyt u lekarza! Spokoju. Jak najmniej bezsensownych zmartwień i stresów. Więcej odwagi, pewności siebie. Mniej zabierającego bezcenny czas narzekania. Więcej wdzięczności i docenienia tego, co mam. 

Jaki był dla Was 2021 rok? 

Sara

Czy obchodzić walentynki? Co kupić na prezent?



Przed nami Dzień Babci, Dzień Dziadka i... walentynki. Do tych ostatnich pozostał niecały miesiąc, warto więc powoli rozglądać się za prezentami - jeśli oczywiście walentynki obchodzimy. A w sumie czemu by tego nie robić?

Dla mnie walentynki to dobry pretekst. Data w kalendarzu może nas zmobilizować do tego, by w końcu odwiedzić tę nowo otwartą restaurację, pójść do kina, teatru albo po prostu obejrzeć coś razem na Netflixie. Gdy na co dzień brakuje czasu na takie wspólne aktywności, gdy ciągle je odkładamy, walentynki mogą nas zmotywować, by w końcu zrobić coś razem - coś więcej niż zjedzenie obiadu. 

Oczywiście to nie musi być 14 lutego. Może być równie dobrze 13 albo 15 lutego - kto to sprawdzi? W ubiegłym roku Marcin walentynki spędził w innym mieście, więc świętowaliśmy nieco później. Ale świętowaliśmy. 

Czy kupować na walentynki prezenty? A czemu by nie? To również dobra okazja, by sprawić naszej drugiej połówce radość. A co kupić? To już wyższa szkoła jazdy... Nie musi to być wcale prezent romantyczny i miłosny. Książka, puzzle, kosmetyki, biżuteria albo coś związanego z pasją ukochanej osoby sprawdzi się moim zdaniem równie dobrze. 

Ja jestem wielką zwolenniczką dawania prezentów w postaci voucherów. Bilard, masaż, gokarty, musical, lot szybowcem - zawsze fajnie jest przeżyć coś nowego. 

Jeśli szukacie inspiracji prezentowych, znajdziecie je chociażby tutaj: www.murrano.pl/okazja/kalendarzowe/prezent-na-walentynki/

Mnie w oko wpadł zegar z napisem "nieskończoność z Tobą to za mało". Ale może Wy postawicie na kieliszki do wspólnego rozkoszowania się winem albo inny gadżet. 

Do zakupionego prezentu możecie dorzucić ten własnoręcznie zrobiony - i zwracam się tu również do takich antytalentów jak ja! Jakiś czas temu podarowałam Marcinowi... słoik. To zwykły słoik po majonezie, obwiązany wstążeczką. Wrzucam do niego regularnie karteczki z miłymi wspomnieniami. 

Jeśli do tej pory podchodziliście krytycznie do walentynek, bo przecież "kochać powinno się na co dzień, a nie od święta", z czym absolutnie się zgadzam, to mimo to proponuję, byście dali temu świętu szansę. Im więcej okazji do celebrowania miłości, tym lepiej.

Sara