Brak
posta przez 9 dni to prawie jak… post. Tak na czasie. ;) A mówiąc zupełnie
serio: jest mi ogromnie przykro, że w ostatnim czasie nie dałam Wam nic
ciekawego do poczytania na blogu. Za to w innym miejscu mieliście mnie aż zanadto!
Dlaczego
nic nie pisałam? To zabrzmi tak okropnie dorosło: przez pracę. Chociaż pracuję
na pół etatu, to redakcji poświęcam naprawdę sporo czasu. Szukam tematów, piszę
do ludzi z prośbą o wypowiedzi, nagrywam wywiady, spisuję je… Jest co robić,
szczególnie w okresie epidemii. Dziennikarze mają teraz wyjątkowo dużo pracy.
Niektóre tematy leżą na ulicy (ewentualnie stoją w kolejkach pod sklepem), inne
z kolei chowają się nieco głębiej np. w grupach na Facebooku.
Z powodu gorączki redakcyjnej przegapiłam moment, w którym minął mój miesiąc w
Nowościach. Swoją drogą czas płynie mi teraz wyjątkowo szybko. Za szybko. Właściwie
to on nie płynie, tylko raczej leci. Z prędkością dreamlinera.
O
czym pisałam w ostatnich dniach? A między innymi o tym, jak studenci
postrzegają zdalne nauczanie. Za ten wpis o mało nie wyleciałam ze studiów.
Podobno zrobiłam nim antyreklamę mojemu kierunkowi, który, jak sami wiecie, kocham
miłością bezgraniczną.
Na
pewno popełniłam w tym artykule jeden błąd: nie spytałam wykładowców o zdanie. No,
w sumie to miał być artykuł z opiniami studentów, więc trochę dziwnie by było
pytać o opinie studentów - wykładowców. Ale być może powinnam była pokazać
również zjawisko zdalnego nauczania od strony prowadzących.
Zrobiłam
to w osobnym artykule, który już niebawem ukaże się na portalu Nowości. Jestem ogromnie szczęśliwa, że nadal istnieją wykładowcy, dla których liczy się przede
wszystkim dobro studenta. Miałam szczęście zebrać wypowiedzi właśnie od takich
ludzi (w głównej mierze).
Może
jesteście ciekawi, czym jeszcze zajmuję się w redakcji. A np. rozmawiam z
ojcem. Z ojcem jezuitą. I zawsze mam ten sam problem – jak się do niego
zwracać? Proszę ojca?
Piszę
też oczywiście o wszelkich koronawirusowych tematach – maseczkach, drożdżach
(tak, to o dziwo bardzo związany z epidemią temat!). Ale nie tylko epidemia nas pochłania. W ostatnim czasie
przygotowałam m.in. artykuł o najwyższych budynkach w Toruniu.
Uwielbiam
tę pracę. Bywa stresująca, irytująca (szczególnie, gdy czekam godzinami na
jeden mail), zadziwiająca (gdy po 3 latach w dziennikarstwie ktoś prosi mnie o
autoryzację wypowiedzi mailowej [?!]). Ale jest przede wszystkim bardzo
absorbująca, pochłaniająca i fascynująca. Poznaję przemiłych ludzi, którzy
robią fantastyczne rzeczy – szyją maseczki dla innych, organizują akcję
śpiewania hymnu przez 100 torunian, nagrywają zdalne wykłady z czachą z
pluszowymi uszami w tle albo po prostu zwiedzają opuszczone budynki. Oczywiście
mam również kontakt z osobami, których los nie oszczędził, które straciły pracę
w dobie epidemii albo muszą zajmować się piątką dzieci. Staram się zawsze z nimi pogadać i podnieść na duchu. Czyli jednak mam w sobie jakiś fragment psycholożki. Albo po prostu empatycznego człowieka.
Poza
pracą oczywiście nadal mam studia (tzn. nie oczywiście, bo ostatnio zawisły one
na włosku), które zajmują mi sporo czasu. W szczególności zajęcia z tworzenia
map. Tak, na psychologii tworzę mapy. I siedzę przez kilka godzin, wektoryzując
(czyli po polsku kolorując) domki. Wyobraźcie sobie totalnie atechniczną osobę w
połączeniu z koszmarnym beztalenciem artystycznym. I teraz pomyślcie, że musi
ona kolorować domki w programie komputerowym. Trochę straszne, nie? A jeszcze straszniejsze jest, że ta osoba to ja.
Powiem
Wam, że cieszę się na te trzy dni wolnego. Chociaż uwielbiam swoją pracę, to
czasami muszę też dać odpocząć umysłowi. Poukładać puzzle, zrobić odwyk od
Internetu.
Życzę
Wam spokojnych świąt i przede wszystkim zdrowych świąt!
Trzymajcie
się ciepło!
Sara
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za wszystkie miłe słowa, komplementy, ale także za rady i konstruktywną krytykę.
Thanks for all kind words, compliments but also for advice and constructive criticism.