Uwaga wielbiciele pocztówek! Dzisiaj ostatni dzień konkursu z Postallove.
Jeśli ktoś nie widział cudownego poranka w Wiedniu, to radzę nadrobić
zaległości. :)
Wybiło południe, a my z mamą zwiedzałyśmy dalej Po
małym kryzysie przy Hofburgu i wdychaniu niebiańskich zapachów w różanym ogrodzie udałyśmy się metrem na Stephansplatz. Tam znajduje się Katedra św.
Stefana, zwana też Katedrą św. Szczepana. Nawet nie wiecie, ile się naszukałam
na temat oświetlenia świątyni. Czytałam o kolorowych reflektorach, widziałam na zdjęciach pięknie oświetlone wnętrze katedry. Potem
natknęłam się na informację o witrażach. Wypytałam osoby, które mieszkają,
mieszkały bądź były w Wiedniu, niestety nikt nie był pewien co do obecności
barwnych świateł. Po wejściu do katedry okazało się, że wcale nie jest ona
jakoś magicznie oświetlona. Ale i tak robiła wrażenie, w szczególności z
zewnątrz, ponieważ była bardzo, bardzo wysoka (po co komu tak wysokie
budynki?!) i rozłożysta.
Po obejrzeniu katedry zaczęłyśmy poszukiwania ekskluzywnych
sklepów. To brzmi jakbyśmy zamierzały zrobić w nich zakupy. Haha, nic bardziej
mylnego. Mimo mojego zafascynowania modą sto razy bardziej wolę wydać pieniądze
na bilet niż na torebkę od Chanel czy płaszczyk od Burberry. Ale zdjęcia w
świecie luksusu mam. A właściwie to przed wejściem do tego świata.
Blisko
sklepów najsławniejszych projektantów, na Placu Graben, natknęłyśmy się na Kolumnę morową Trójcy
Świętej, która została wzniesiona na pamiątkę ocalenia Leopolda I Habsburga
przed epidemią dżumy.
Byłyśmy już zmęczone, ale bardzo chciałyśmy zobaczyć Dom Hundertwassera.
To kolorowy budynek o nieregularnych kształtach. Taka gorsza wersja dzieł
Gaudiego, ale i tak wygląda świetnie. Kolorowy, radosny element w środku
miasta. Chciałyśmy dojechać tam tramwajem, ale akurat nie kursował... Ale być w
Wiedniu i nie zobaczyć barwnego domku? Na to nie pozwoliłam. Poszłyśmy pieszo,
do czego zachęcał nas po angielsku starszy pan.
Później, gdy byłyśmy już na
miejscu, moja mama stwierdziła: "Być w Wiedniu i nie być nad Dunajem?" Więc dalej
pieszo… Woda miała brzydki, zielonkawy kolor.
Zmęczone i głodne wróciłyśmy do
hostelu, gdzie czekała na nas niespodzianka. Okazało się, że nie dzielimy
pokoju z Włoszką, jak poinformowano nas rano, ale z… Włochem. Hahah. Gdy
poprosiłyśmy o klucz do naszego pokoju, recepcjonistka (Polka!) powiedziała, że
już tam ktoś jest. Po chwili chwyciłyśmy więc za klamkę – drzwi zamknięte.
Pukałam, pukałam, ale nikt nie odpowiadał. Moja mama udała się do kuchni i po
niemiecku spytała o numer pokoju, zwracając się do kobiet. O dziwo, nikt jej
nie zrozumiał, poszła więc do recepcji po klucz. Chwilę później do pokoju
przyszedł nasz współlokator. Tłumaczył mi, że nie zrozumiał mojej mamy. Przyznaję, że jakoś bardziej anonimowo było mieszkać w kilkunastoosobowym
pokoju w Sztokholmie niż w trzyosobowym pokoju z facetem, w dodatku Włochem.
Ale gdy powiedziałam mu, że moja mama nie mówi po angielsku, właściwie się do
nas nie odzywał. My nie spędziłyśmy zbyt dużo czasu w hostelu, a i Włoch
wyszedł i wrócił w środku nocy, przedtem bawiąc się w piosenkarza pod
prysznicem. Po południu pojechałyśmy zobaczyć Belweder, czyli pałac Eugeniusza
Sabaudzkiego, odkupiony później przez Habsburgów. Obecnie w środku pałacu można
podziwiać różne wystawy. My nie kupowałyśmy biletów do muzeum, oglądałyśmy
jedynie budynek z zewnątrz. Był prawie tak
piękny jak Schönbrunn, z ogrodami, fontannami, trawnikami i równo
przystrzyżonymi krzaczkami.
Gdy wyszłyśmy z Belwederu,
miałyśmy z mamą lekkie starcie. Żadna z nas nie ma zbyt dobrej orientacji w
terenie, ale wychodzi na to, że ja mam wręcz tragiczną, co nie pomaga mi wcale
w zwiedzaniu. Moja mama była genialnym nawigatorem, patrzyła na mapę i pomyliła
się może raz. Ja zaś zazwyczaj albo nie wiedziałam, gdzie jestem, albo chciałam
iść w przeciwną stronę. Ostatnie miejsca w Wiedniu, które oglądałyśmy z
zewnątrz, to ogromna fontanna i napisy w języku… rosyjskim tuż obok niej,
Kościół Karola Boromeusza (Karlskirche), który, ze względu na swoją kopułę,
przypominał mi włoskie świątynię, i opera.
Następnego dnia czekał na nas
Schönbrunn i zoo (a w nim PANDA!).
Miłego dnia!
Sara
Miłego dnia!
Sara
Dom Hundertwassera bardzo ciekawy :) Jeśli już mi się uda zawitać do Wiednia, będę chciał go odwiedzić!
OdpowiedzUsuńBelweder bardzo chciałabym zobaczyć, a może nawet bardziej ogrody niż sam pałac ;)
OdpowiedzUsuńuwielbiam Wiedeń, jest absolutnie fantastyczny. byłam już trzy razy i pewnie jeszcze nie raz tam wpadnę, bo mój Tomasz nie był w nim wcale, więc będę miała okazję oprowadzić go po swoich ulubionych miejscach. ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam.
Cudowne zdjęcia ;)
OdpowiedzUsuńhttp://izabielaa.blogspot.com
Wiedeń, piękne miasto. Mam kilka pocztówek z Wiednia od wujostwa, które nierzadko wyjeżdża na zagraniczne wakacje. :) Niestety - niewypisane. No ale lepsze to niż nic, czyż nie?
OdpowiedzUsuńUrzekła mnie Katedra z pierwszego zdjęcia! <3
Jesteś taka śliczna, a te mojesca cudowne <3
OdpowiedzUsuńJejku, dziękuję za komplement! :D
Usuńim większa katedra, tym większa wiara jej fundatorów. ach, to średniowiecze :D Wiedeń jest cudowny, cieszę się, że ci się podobał :)
OdpowiedzUsuńDom Hundertwassera to obowiązkowy punkt na mojej wiedeńskiej liście. To chyba nawet on najbardziej mnie tam przyciąga :) no i oczywiście ogrody!
OdpowiedzUsuńW Wiedniu chciałabym zobaczyć przede wszystkim Belweder!
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia!
To ja Ci powiem o oswietleniu :) Jest to nic innego jak oswietlenie na specjalne eventy, wykonywane przez firmy, ktore sie tym zajmuja (naglosnienie, oswietlenie, organizacja imprez). Wiec zapewne zdjecia, ktore mozez zobaczc w google sa wlasnie z takich imprez. Moj chlopak wlasnie sie tym tutaj zajmuje i wiele razy robil te oswietlenia na/w budynkach na rozne okacje... jakies rocznice, jubileusze czy np otwarcie nowych schodow po remoncie :D (http://www.stift-st-florian.at/besucherinfo/aktuelles.html). Jak u nas firmy zamawiaja catering na imprezy tak tutaj zamawiaja swiatla :D Taka o ciekawostka :D
OdpowiedzUsuńWow! niesamowita wycieczka <33 śliczne zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńhttp://anna-and-klaudia.blogspot.com/
Like me on FACEBOOK
Beautiful experience! love your photos.
OdpowiedzUsuńwww.effortlesslady.com
Saro, mówi (pisze) się "piękny, modry", a nie "brzydki, zielonkawy".
OdpowiedzUsuńA budynki buduje się wysokie, z tego powodu, że możemy: chodzi o pokazanie się, szpan.
No i w przypadku świątyń im wyżej dzwon, tym dalej go słychać.
Widzę, że warto:) Od jakiegoś czasu planuję wyjazd do Wiednia. Jakby ktoś chciał to polski bus na październik oferuje bilety w dobrej cenie:) Co jeszcze polecasz w Wiedniu?
OdpowiedzUsuńZdecydowanie warto, Wiedeń to piękne miasto! O tym, co widziałyśmy w Wiedniu, pisałam jeszcze tutaj: http://sawatka.blogspot.com/2015/07/cudowny-poranek-w-wiedniu.html Polecam również Schonbrunn i zoo z pandami, będę jeszcze na pewno wspominać o tym na blogu. :) My też z mamą pojechałyśmy do Austrii Polskim Busem.
UsuńPozdrawiam!
no niezla rundka, ta przed poludniem i po poludniu. dla mnie dom hundertwasser jest jakas pomylka i tylko raz wzielam tam mame i babcie (bo sie mama uparla). ostatnio bylam na sesji zdjeciowej (tym razej ja fotografowalam, wiec nie bedzie na blogu) na cmentarzu glownym - pieeeeeknie tam jest! sliczny kosciol, naprawde klimatyczne miejsce - na nastepny raz :*
OdpowiedzUsuńa mnie się bardzo podobał, jest czymś wyróżniającym się. :)
Usuńoby był następny raz! :D
Świetny jest ten Dom Hundertwassera i fontanna na zdjęciu pod nim !
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia ♥
OdpowiedzUsuńMi udało sie zobaczyć najważniejsze pukty miasta w jeden dzień!