Antykwariaty – jest w nich
coś owianego tajemnicą. Jak właściwie funkcjonują? Co można w nich kupić i kto
zagląda tam w głównej mierze? Wypytałam o to Aldonę Mackiewicz, właścicielkę jedynego toruńskiego antykwariatu, funkcjonującego od 1994 roku.
Czym różni się praca w
antykwariacie od pracy w księgarni?
W
antykwariacie w Toruniu są głównie książki używane i stare (choć i używane
nowe). Nie biorę zatem pod uwagę tego, co księgarz w księgarni, rotacji towaru,
tego, aby książki jak najszybciej się sprzedały, aby móc zamówić nowe, bo, jak
wiadomo, nowe książki wychodzą cały czas. U nas rotacja towaru potrafi trwać 20
lat. Mamy książki wycenione 20 lat temu, ręką mojego ojca, na 3 czy 5 zł, które
przenoszą się razem z nami podczas naszych przeprowadzek. I gdy teraz, w 2018
roku, ktoś bierze do ręki taką książkę, powiedzmy, że jest to wartościowe
dzieło filozoficzne, które my dziś wyceniłybyśmy na 30 zł, klient kupuje je za
7 zł. To podstawowa różnica.
Wydaje mi się, że w
społeczeństwie panuje takie błędne przekonanie, że w antykwariacie można kupić
wyłącznie stare książki i nic więcej. Tymczasem z tego, co wiem, tutaj w
Toruniu można znaleźć też płyty i wiele innych przedmiotów.
W
czasach PRL-u był ścisły podział na antykwariaty naukowe, antykwariaty
współczesne i antykwariaty księgarskie. Ja nasz nazwałam księgarskim, dlatego
że skupiamy się na książkach. Jednak w czasach PRL-u można było w antykwariacie
znaleźć wydawnictwa. Obecnie wygląda to podobnie, oprócz książek oferujemy
pocztówki, mapy, płyty analogowe i kompaktowe, kasety, taśmy, slajdy, bajki na
rzutnik, fotografie oraz wszelkie nośniki, na których ukazywały się muzyka i książki.
Kim są głównie klienci
antykwariatu? Jaka grupa wiekowa przeważa?
Od
dzieci świeżo narodzonych – przychodzą do nas mamy z niemowlętami w chustach –
do 90-letnich pań i panów. Gościmy i młodzież, i zapracowane panie domu, i
pracowników uniwersytetu. Na pewno jest tak, że do antykwariatu zaglądają ci,
którzy mają więcej czasu, a więc często są to mamy na urlopie macierzyńskim czy
emeryci i emerytki.
Czy częściej ludzie szukają
konkretnych tytułów, czy przychodzą się rozejrzeć i kupują akurat to, co ich
zainteresuje?
Wizyty
w naszym antykwariacie dzielą się na dwa rodzaje. Część klientów przychodzi
tylko po odbiór zamówienia internetowego, niektórzy natomiast lubią spędzić w
antykwariacie 20 czy 30 minut i spokojnie się rozejrzeć. Toruń przeżywa w ostatnim
czasie oblężenie turystyczne. Mamy więc klientów z całej Polski, a nawet i
spoza granic naszego kraju. To często wytrawni kolekcjonerzy, którzy wcześniej
sprawdzili, że w Toruniu jest antykwariat. Mają oni własne kolekcje książek na
jakiś wąski temat i zdarza się, że brakuje im jednej czy dwóch do
skompletowania całości. Ale te egzemplarze są zwykle tak poszukiwane przez
innych kolekcjonerów, że istnieje naprawdę małe prawdopodobieństwo, że będą one
u nas. Nie lubię tego uczucia, gdy muszę rozczarować zapalonych kolekcjonerów.
A najgorsze jest, gdy klient pyta, czy dana książka u nas była, a my musimy
odpowiedzieć, że tak – na przykład 5 lat temu. Jednak w takich sytuacjach
zostawiamy zawsze jakąś drobną iskierkę nadziei, zapisujemy kontakt do tej osoby
bądź podajemy kontakt do nas, bo przecież książki cały czas spływają i być może
jutro, być może za rok, taka perełka do nas trafi.
A czy pamięta Pani jakąś
niecodzienną sytuację, która miała miejsce w antykwariacie?
Mamy
pełno niecodziennych sytuacji. Dlatego też zaczęłam prowadzić fanpage na
Facebooku. Tych zaskakujących sytuacji było tak wiele, że rodzina i znajomi już
nie wytrzymywali i mówili: "Zacznij to opisywać!" W pamięć zapadła mi na pewno
wizyta prof. Jerzego Bralczyka, który przychodzi do nas za każdym razem, gdy
jest w Toruniu. Pan profesor poszukuje książek z językoznawstwa i niestety ma
ogromnego pecha, bo u nas językoznawstwo jest na samym dole regału i trzeba się
niestety schylić. Pan profesor skomentował to słowami, że w każdym
antykwariacie, który odwiedza, czy w Polsce, czy za granicą, językoznawstwo
zepchnięte jest na szary koniec i on zawsze musi się namęczyć. Ale to mu nie
przeszkadza, każdą książkę dokładnie sprawdza i ogląda. Profesor to też przykład
kolekcjonera. Jest bardzo małe prawdopodobieństwo, że coś u nas znajdzie, ale
zawsze doceni i porozmawia.
Jaka jest najstarsza
książka, która kiedykolwiek trafiła do antykwariatu na Wysokiej?
To
wydarzyło się całkiem niedawno – trafiła do nas książka z końca XVII wieku,
wydawnictwo francuskie dotyczące znanych Francuzów – polityków i innych ważnych
osobistości. Takie who is who na dzisiejsze czasy. Ta książka była wystawiona u
nas na sprzedaż, lecz niestety nie sprzedała się i właściciel zabrał ją z powrotem.
To była piękna pozycja, dużego formatu, nie kosztowała mało. Zawsze powtarzam,
że takie cenne książki muszą swoje poleżeć. Nie jest tak, że ktoś, akurat w
drodze do restauracji, powie: „O, książka za kilka tysięcy złotych, kupię
sobie”. Taki zakup musi być przemyślany. Czasami finalizuje się on przez kilka
wizyt. Klient przychodzi do antykwariatu raz na miesiąc, ogląda, zastanawia
się, czy można coś utargować. Zwykle można. Jeśli książka nie sprzedaje się
przez kilka miesięcy, my nie upieramy się, że musi ona kosztować tyle a tyle.
Mamy na przykład takiego klienta, który nabył u nas wielotomową, dosyć drogą
encyklopedię, pięknie oprawioną. Stał się on klientem-przyjacielem. Zagląda do
nas zawsze, jak jest w Toruniu, dzwoni, pisze życzenia. Rozmawiamy o sprzedanej
książce, bo my też w jakiś sposób jesteśmy do niej przywiązani, pytamy, czy
klient czyta, czy książka się przydała. To miłe aspekty tej pracy.
Czy to wydawnictwo z XVII
było jednocześnie najcenniejszą książką, jaka trafiła do antykwariatu?
Tak,
jedną z cenniejszych, ze względu na wiek, cenę i drogę, jaką przeszła. Na
wewnętrznej stronie okładki miała ona adnotacje, w jakich księgarniach była
sprzedawana i jak długo.
Jaka była
najoryginalniejsza książka, która znalazła się w toruńskim antykwariacie, taka,
która Panią zaskoczyła?
Książek,
które mnie zaskakują, jest mnóstwo. Właściwie zdarzają mi się codziennie.
Ludzkość, odkąd poznała pismo, pisze na każdy temat. Istnieją wielkie dzieła
naukowe i nienaukowe na tematy zaskakujące – chociażby higieny stóp czy
wiązania krawata. Czymkolwiek człowiek się zajmuje, może napisać na ten temat
książkę. To też są właśnie historie, które opisuję na fanpage’u. Każdy, kto ma
jakąś pasję, pracę, zawód, znajdzie w książce odzwierciedlenie tego. Do biblioteki,
antykwariatu czy księgarni może przyjść każdy, nieważne, czym się zajmuje, bo
książki pisze się na każdy temat. Mieliśmy kiedyś takiego klienta, który
fascynował się kulturystyką. Na ten temat również wydaje się książki.
A co Pani na co dzień
najchętniej czyta, jacy są pani ulubieni autorzy, gatunki?
Ostatnimi
czasy na co dzień czytam… poradniki, co niektórym może wydawać się straszne. Są
to pozycje o biznesie, o tym, jak efektywniej pracować, jak prowadzić własną
firmę, jak wychowywać dzieci. Ale nigdy nie czytam jednej książki, zwykle mam 6
lub 7 zaczętych. Wśród nich zawsze znajdzie się coś z literatury piękniej.
Staram się też czytać coś z klasyki – Victora Hugo, Lwa Tołstoja, Fiodora
Dostojewskiego. Kanon jest, ale nie oszukujmy się, niewiele osób ma czas na ich
ciągłe czytanie. Jeśli chce się być dobrym księgarzem czy antykwariuszem, to na
pewno trzeba znać klasykę. Poza tym czytam wspomniane poradniki i koniecznie
coś lekkiego. To może być na przykład Jane Austen czy Małgorzata Musierowicz.
Czytałam te książki już siedem, a nawet dziesięć razy, znam je na pamięć, ale
to zupełnie mi nie przeszkadza.
Zdarza
Wam się zaglądać do antykwariatów?
Uściski!
Sara
Super wywiadzik :D Ja lubię antykwariaty :D
OdpowiedzUsuńhttps://luxwell99.blogspot.com/2018/04/cudenka-czyli-co-przyszo-mi-ze-sklepu.html