poniedziałek, 16 kwietnia 2018

Klątwa Pustelnika dopadła nas na warszawskiej starówce



Zwykle w escape roomie z przerażeniem zerkam co chwila na zegarek. Tym razem nie było na to czasu. Za dużo emocji.

Zaczęło się od zasłoniętych oczu i tajemniczej, wprowadzającej w klimat historii. Po chwili byliśmy już w chatce pustelnika. Ani trochę nie przypominała ona zwykłego pokoju. Tajemnicze maski, kawałki drewna, trąbienie słonia dobiegające z oddali – to wszystko przeniosło nas wprost do Afryki.

Z przeklętej chatki wydostaliśmy się po… 65 minutach. Jesteśmy dozgonnie wdzięczni, że – mimo naszych trzęsących się dłoni – nie zamknięto nas w chatce na zawsze. Te pięć minut wystarczyło, byśmy zdobyli właściwy klucz.

Uwielbiamy z Maćkiem pokoje fabularne. Horrory nam się trochę już przejadły. Dlatego egzotyczny escape room Klątwa Pustelnika w Escape Game Warszawa Stare Miasto był wprost stworzony dla nas. Idealna lokalizacja – zaledwie 3 minuty od Kolumny Zygmunta i Zamku Królewskiego. Przemiła obsługa – po przeczytaniu komentarzy na Lockme o pracownikach jednego z toruńskich escape roomów mających wszystko gdzieś doceniłam sympatyczną i pomocną obsługę. Co więcej kontakt z pracownikiem podczas pobytu w pokoju również był świetny, a wskazówki naprawdę pomocne, przejrzyste i ratujące z opresji.

Czym zaskoczyła nas Klątwa Pustelnika? Na pewno ogromną liczbą niebanalnych zagadek. Nie mieliśmy ani chwili na nudę. Poza tym wszystkie łamigłówki były logiczne. Wymagały one od nas użycia zarówno zmysłu wzroku, jak i słuchu, a także zręczności. Trochę byliśmy przerażeni zadaniami manualnymi, bo oboje szybko się denerwujemy, ale ostatecznie daliśmy radę. Pojawił się także element zaskoczenia – nie wszystkie typy zadań były nam znane.

Atmosferę w pokoju opisałabym jako magiczną (choć wcale nie było tam różdżek ani eliksirów!). Uwielbiam takie escape roomy, które są czymś więcej niż pomieszczeniami z paroma przedmiotami. Zamieniają się one w scenerie do emocjonującej rozgrywki.
Czy Klątwa Pustelnika miała jakieś minusy? Jedno z zadań wymagało naprawdę sokolego wzroku – gdyby nie Maciek, sama na pewno bym sobie z nim nie poradziła. Ale w końcu do escape roomów zwykle nie chodzi się w pojedynkę… Choć słyszałam już o takich odważniakach.

Klątwa Pustelnika na pewno spodoba się dzieciakom. Wizyta w tym pokoju jest niczym emocjonująca przygoda. Szkoda, że trwa tak krótko. Odnoszę wrażenie, że w tym escape roomie byłam tak zajęta, że prawie nie zerkałam na zegarek. To świadczy dobrze zarówno o twórcach scenariusza – nie było takiego momentu, że siedzieliśmy i głowiliśmy się, jak wpaść na absurdalne rozwiązanie łamigłówki. To chyba też dobrze świadczy… o nas! :D Choć i tak odrobinę zabrakło nam spostrzegawczości. Swoją drogą w escape roomach z człowieka wychodzą zarówno najlepsze cechy np. bystrość umysłu i szybkość kojarzenia, jak i najgorsze – choleryczność czy złośliwość. Nie ukrywam, że zdarzało mi się krzyczeć na moich współtowarzyszy. :D

Klątwa Pustelnika to pokój raczej dla trójki bądź czwórki graczy, wiadomo – we dwójkę zawsze jest troszkę trudniej. Trzeba uwijać się jak mrówki, poza tym jest mniejsza szansa, że coś zauważymy. Ale daliśmy radę, wyszliśmy, świetnie się bawiliśmy i szczerze polecamy Wam Escape Game Warszawa Stare Miasto!
Sara

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za wszystkie miłe słowa, komplementy, ale także za rady i konstruktywną krytykę.
Thanks for all kind words, compliments but also for advice and constructive criticism.