Z czym kojarzą Wam się Ateny? Zapewne z
Akropolem, Partenonem i innymi starożytnymi ruinami. Ale stolica Grecji to nie
tylko antyczne kolumny!
Zwiedzanie Aten rozpoczęliśmy ok. 10:30,
dojeżdżając do stacji metra Monastiraki. Stamtąd do najważniejszych zabytków
Aten jest naprawdę blisko. Na samym Monastiraki znajduje się meczet, kościół Pantanassa (grecka świątynia
prawosławna z X wieku), a także ruiny Biblioteki Hadriana. Jeśli chodzi o
meczet, to ten w Sofii wywarł na mnie o wiele większe wrażenie. Co do
Biblioteki Hadriana, zbudowanej nie przez Greków, lecz przez Rzymian, w II
wieku naszej ery, to tu zaczyna się śmiech na sali. Wiele ateńskich zabytków
można zobaczyć za darmo przez płot. I wcale nie widać ich jak przez dziurkę od
klucza. Tymczasem jeśli chcecie stanąć przy ruinach lub obejrzeć je z bliska,
trzeba zapłacić (w przypadku Biblioteki Hadriana - 4 euro (bilet normalny), 2 euro (bilet ulgowy)). Nam wszystko udało się obejrzeć za darmo, oprócz Akropolu (to
znaczy – ja weszłam na Akropol za darmo jako VIP studentka, a Maciek, jako
stary podróżnik, musiał wybulić 20 euro).
Już z Monastiraki było widać
wzgórze Akropol. Udaliśmy się w jego stronę. Jednak po drodze obejrzeliśmy
jeszcze Agorę Rzymską, czyli starożytny rynek. I tu znów podobna sytuacja –
jeśli ktoś chciał wejść na teren ruin, musiał zapłacić. My zdecydowaliśmy się
na podziwianie pozostałości antycznych budowli z odległości kilku metrów. W
pobliżu Agory Rzymskiej powinna się też znajdować Wieża Wiatrów. My, cieniasy,
jej nie znaleźliśmy.
Zaczął się spacer pod górkę. W
drodze na Akropol spotkaliśmy kilka dzikich, greckich kotków. Zanim stanęliśmy
w kolejce do wejścia na najsłynniejsze greckie wzgórze, wspięliśmy się na
Areopag. I właśnie to miejsce stało się moim ulubionym w Grecji. Bo to, za
co polubiłam Ateny, to widoki. Miasto jest dość ciekawie położone, znajdują się
tam różne wzgórza, z których można podziwiać miasto z góry. A co widać z góry?
Tysiące białych domków o płaskich dachach, zabytki i… szczyty. Wejście na
Areopag jest darmowe, przygotujcie się jednak na wiatr. Choć i tak na Akropolu
wieje mocniej.
Było ok. 12, gdy weszliśmy na
Akropol. Studenci z krajów Unii Europejskiej po okazaniu legitymacji wchodzą za
darmo. Z kolei bilet normalny kosztuje 20 euro. Akropol to nie tylko Partenon. Na
wzgórzu (które faktycznie jest wzgórzem, co oznacza, że chodzi się nie po
chodniku, lecz po naturalnym podłożu, często pod górkę) można zobaczyć też
Erechtejon, czyli świątynię z charakterystycznymi kariatydami, a więc podporami
w kształcie ludzkich postaci. Na Akropolu znajduje się także Teatr Dionizosa,
Propyleje i kilka innych, mniejszych ruin. O ile tak świetnie zachowane budynki
robią na mnie wrażenie, o tyle powiem Wam szczerze, że jak na ziemi ktoś
położył kawałek płyty i napisał, że to kiedyś była ściana świątyni, to już moje
serce nie bije mocniej.
Na Akropolu spędziliśmy ok.
półtorej godziny. Najpierw obeszliśmy zbocza, a na koniec zostawiliśmy sobie
Partenon. Z jednej strony świątynia była podtrzymywana rusztowaniami. To, jak
wiało na szczycie wzgórza, jest nie do opisania. Wydawało nam się, że nadeszła
burza piaskowa. Gdyby nie ten wicher, chętnie zostałabym tam dłużej, bo widoki
były naprawdę przepiękne.
Gdy zeszliśmy z Akropolu,
zrobiliśmy błąd. Powinniśmy udać się do dzielnicy Anafiotika, tymczasem my
zostawiliśmy ją sobie na później, przez co trochę nadrobiliśmy drogi. Spacerem
doszliśmy do Świątyni Zeusa Olimpijskiego i Łuku Hadriana. Były one oddalone o
ok. 1 km od Akropolu (przynajmniej tak twierdziła mapka Aten, którą
ściągnęliśmy na telefon). Łuk Hadriana można było nawet dotknąć, nie płacąc ani
centa, zaś aby przyjrzeć się szramom w kolumnach Świątyni Zeusa Olimpijskiego,
trzeba było zapłacić (6 euro - bilet normalny, 3 euro - bilet ulgowy). Nam wystarczył widok z oddali. Akurat ten zabytek nie
jest zachowany idealnie, zachowała się jedynie część kolumn.
Wspominałam, że Ateny to nie tylko
antyczne ruinki. To również współczesne budowle, chociażby Zappeion z XIX
wieku. Znajduje się on w Ogrodach Narodowych. Nie weszliśmy jednak do środka,
bo akurat odbywał się tam kongres. Przy Zappeionie spotkaliśmy Polaków,
zrobiliśmy sobie obowiązkowe zdjęcie z palmą, a Maciek namierzył nawet antyczną
wazę z napisem XD.
Ruszyliśmy dalej w drogę. Kolejnym punktem na naszej trasie, oddalonym
zaledwie o kilka minut spaceru od Zappeionu, był Panathinaiko Stadio, czyli
marmurowy stadion Panatenajski, który został zrekonstruowany na pierwsze nowożytne Igrzyska Olimpijskie
w roku 1896. Planowaliśmy wejść na jego teren, ale gdy zdaliśmy sobie sprawę,
jak dobrze widać stadion bez kupowania biletów wstępu, zrezygnowaliśmy. Chociaż
jeśli ktoś chce sobie pstryknąć zdjęcie na podium, to będzie musiał zapłacić 5
euro.
W planach mieliśmy jeszcze trzy miejsca w Atenach –
dzielnicę białych domków, Anafiotikę, Plakę oraz plac Syntagma.
Wróciliśmy więc w okolice Łuku Hadriana, by następnie
stamtąd piechotą dotrzeć do nieco ukrytej Anafiotiki. Żałuję, że ta dzielnica
nie jest większa, bo czułam się tam jak na rajskiej, greckiej wysepce. Wąskie
uliczki, dzikie kotki, białe, niewielkie domki, niebieskie okiennice… To
wszystko wyglądało naprawdę malowniczo i szkoda, że tak szybko się skończyło.
Udaliśmy się więc w stronę Plaki, której równie dobrze
moglibyśmy nie zobaczyć. Wydawało nam się, że będzie to dzielnica w stylu
paryskiego Montmartre, tymczasem okazało się, że to turystyczny deptak. Maciek
kupił sobie koszulkę i poszliśmy na plac Syntagma. Jest to główny węzeł
przesiadkowy w Atenach. To tam przed budynkiem parlamentu o pełnej godzinie
odbywa się zmiana warty. Jednak nawet jeśli traficie na plac o innej godzinie,
będziecie mogli obejrzeć swego rodzaju spektakl w wykonaniu żołnierzy w papciach
z pomponami caruchi . Ich strój jest bardzo charakterystyczny i warto udać
się na plac Syntagma chociażby po to, by zobaczyć ten fragment greckiej kultury
i tradycji.
Plac Syntagma był naszym ostatnim punktem na trasie. Wróciliśmy w okolice naszego apartamentu, zjedliśmy grecki gyros i tak zakończyło się nasze zwiedzanie Aten. Mieliśmy nadzieje, że zobaczymy jeszcze coś po powrocie z Sofii, ale ulewa i wiatr skutecznie nam to uniemożliwiły.
Czy polecam Ateny? Zdecydowanie tak! Może samo miasto jest chaotyczne i faktycznie trochę brudne, ale zabytki zdecydowanie warto zobaczyć. Co więcej, położone są one blisko siebie.
Jadę do Aten we wrześniu. Twój tekst bardzo mi pomógł poukładać sobie w głowie plan wycieczki :) Super tekst. Dziękuję
OdpowiedzUsuń