Od mojego powrotu z Brukseli, minęły blisko dwa miesiące. Po drodze było
tyle ciekawych rzeczy do opisywania, że… najciekawsze zostawiłam na koniec!
Bruksela była 15. odwiedzoną
przeze mnie stolicą. Dlaczego akurat to miasto? Cóż… wcześniej w nim nie byłam.
Poza tym bilety lotnicze do Brukseli są względnie tanie. Byłyśmy z mamą ciekawe
tego miasta, ale jednocześnie zdawałyśmy sobie sprawę, że nie jest to miejsce,
w którym warto spędzić więcej niż kilka dni.
Jak w skrócie opisałabym swoje
wrażenia z pobytu w Brukseli? Piękne zabytki, brud, smród i bezdomni. Niestety.
Bruksela – która może się jawić jako reprezentacyjne, zadbane miasto – okazała
się domem dla wielu żebraków. Jedynie uliczki wokół Wielkiego Placu wydawały
nam się typowo turystyczne i warte pokazania. Inne dzielnice, po których
przyszło nam się poruszać, były pełne śmieci. Poza tym Bruksela jest dość
multikulturową stolicą. O ile w Paryżu, Londynie czy Stanach Zjednoczonych ta
wielokulturowość mi nie przeszkadzała, o tyle w Brukseli momentami czułam się
nieswojo.
Dwa zdarzenia z tej podróży
zapamiętam na długo. Jedno – w momencie zaistnienia – nie było dla mnie niczym
budzącym grozę. Dopiero po wysłuchaniu mojej mamy inaczej spojrzałam na
sytuację z metra. Jechałyśmy do kolejnego punktu wycieczki, gdy do wagonu
wszedł, a raczej został wepchnięty żebrak. Niewidomy mężczyzna stanął na środku
i zaczął zawodzić w niezrozumiałym mi języku. Później przeszedł się po wagonie,
żebrząc. Moja mama powiedziała mi potem, że myślała, iż z nami koniec, że ów
mężczyzna zaraz się… wysadzi. Jego śpiew przypomniał mamie arabskie wzywanie
muezzina i skojarzył z terrorystami-samobójcami.
Drugie z wydarzeń mogę określić
tak: nie pamiętam, kiedy byłam tak blisko śmierci. W Brukseli większość osób
wchodzi na pasy na czerwonym świetle. Spotykałam się z tym już w innych
miastach. Ok, niech im będzie. My z mamą zawsze grzecznie czekałyśmy, aż zapali
się zielony sygnalizator. Jednak w pewnej chwili byłyśmy tak zaaferowane mapą,
że weszłyśmy na ulicę na czerwonym świetle. Gdy samochody ruszyły, moja mama
zachowała trzeźwy umysł i się cofnęła. A ja stałam jak sparaliżowana. Serio,
myślałam, że auto mnie przejedzie. Nie wiedziałam, czy biec do przodu, czy
cofnąć się. Ostatecznie nic mi się nie stało, ale całe zdarzenie tak mnie
przeraziło, że nie mogłam przestać płakać.
W Brukseli spędziłyśmy w sumie
niecałe dwa dni. Myślę, że to wystarczający czas, by zobaczyć najważniejsze
obiekty w mieście i to nie tylko te w
centrum, lecz także na obrzeżach jak Atomium. Zjadłyśmy belgijskie frytki –
bardziej smakują mi te serwowane w Polsce określane mianem belgijskich. Za to
gofry były obłędne. Cudowne, smakowite dodatki i inne ciasto. Niebo w gębie. O
dziwo, ani razu podczas tej wycieczki nie byłyśmy w McDonaldzie i Starbucksie,
które są zwykle stałymi punktami naszych zagranicznych wojaży. ;)
Czy chciałabym wrócić do
Brukseli? Raczej nie czuję takiej potrzeby. Czy chciałabym tam zamieszkać? Oj,
na pewno nie. Nie zniosłabym wszędobylskiego francuskiego. ;)
Ale o Brukseli Wam opowiem.
Oceńcie to miasto sami.
Jak zwykle pokażę Wam, co udało
nam się zwiedzić, zdradzę, ile kosztowała nasza podróż i jak ją
zorganizowałyśmy.
Udanych podróży!
Sara
Tak dla porównania jak się widzi miasto po 5 latach mieszkania w nim.
OdpowiedzUsuńhttp://czarrymarry.blogspot.co.uk/2017/06/co-z-ta-belgia.html