Rygę polubiłam od pierwszego
wejrzenia. I wiedziałam, że kiedyś tam wrócę. Nie sądziłam jednak, że stanie
się to tak szybko.
Skoro Maciek wygrał bilety, mogliśmy wybrać dowolny dzień powrotu z Rygi. Postanowiliśmy zostać w tym mieście trochę dłużej i
przejść się znanymi ścieżkami oraz… odkryć nowe.
Zaczęliśmy od niewielkiego
Muzeum "Żydzi na Łotwie". To instytucja finansowana wyłącznie z datków. Wstęp jest
bezpłatny. Muzeum podzielono na kilka części, w których przedstawiono historię łotewskich Żydów na przestrzeni wieków. Jest tam dużo czytania, sporo zdjęć,
trochę grafik. Powiem Wam szczerze, że nie przepadam za muzeami, w których
należy przede wszystkim czytać – wolę oglądać, móc coś dotknąć. W dodatku
niewiele mówiły mi nazwiska osób przedstawionych w muzeum. Jednak ze względu na
moje zainteresowanie kulturą żydowską postanowiliśmy odwiedzić to miejsce.
Zawsze coś w głowie zostanie.
Jednak nie muzeum było naszym must see. Bardzo, ale to bardzo chcieliśmy zobaczyć PIESECZKA.
Podczas naszego kwietniowego pobytu na Łotwie w parku Bastejkalna kręcony był film czy
teledysk, więc teren zamknięto. Tym razem mieliśmy więcej szczęścia i mogliśmy
sfotografować pomnik majora Georga Armitsteada.
Był on jednym z najznamienitszych łotewskich dowódców. Pomnik burmistrza, jego żony
i pieska chow chowa został odsłonięty przez królową Elżbietę II w 2006 roku.
Pomnik pięknie prezentuje się w parkowym otoczeniu. W tym samym parku odpocząć
można przy fontannie, nieopodal gmachu opery.
Chcieliśmy poznać
nieco inne oblicze Rygi, wybraliśmy się więc na spacer szlakiem secesyjnym. To
był doskonały wybór, bowiem w stolicy Łotwy nie brakuje pięknie zdobionych,
secesyjnych kamienic. Na kilku uliczkach właściwie każdy budynek miał jakieś
przykuwające wzrok detale. Jednym z najbardziej charakterystycznych secesyjnych
dzieł w Rydze jest Dom pod Maskami i Pawiem zbudowany na początku XX wieku.
Przechadzając się po
mieście w piękny, słoneczny dzień, dotarliśmy w końcu do parku Kronvalda.
Natknęliśmy się tam na kolejny pomnik oraz śliczną, japońską altankę. Właśnie w
tym parku poczułam nieopisane szczęście – byłam na wakacjach, pogoda
dopisywała, poznawałam nowe miejsca i wracałam do już znanych, nie musiałam
myśleć o studiach. Cieszyłam się chwilą.
Powrót do Rygi był
wspaniałym doświadczeniem. Cieszy mnie to, że mogłam odkryć miasto na nowo.
Ogromną radość sprawił mi spacer znanymi już uliczkami, ale także zobaczenie
miejsc, których wcześniej nie miałam szansy podziwiać.
Ryga jest cudna,
dołączcie ją do swoich planów podróżniczych. ;)
Uściski!
Uściski!
Sara
Uwielbiam Warszawę, te zabutki.
OdpowiedzUsuńTo nie Warszawa, tylko Ryga. :D Ja uwielbiam oba miasta :)
Usuń