Od ponad roku mam prawo jazdy, a
od niecałych dwunastu miesięcy własny samochód. Część wyzwań już za mną
(jechanie w czasie huraganu/nawałnicy), część jeszcze przede mną (podróż
autostradą). Ale jako zdecydowanie nieniedzielny kierowca zaobserwowałam sporo irytujących nawyków Polaków.
1. Niewrzucanie kierunkowskazów. Gdy
jeszcze częściej bywałam pasażerką niż kierowcą, często słyszałam, jak mój tata
warczy: "Żeby ci kur… kierunek nie pękł". Teraz samej zdarza mi się to mówić, bo
niestety spora liczba kierowców nie wrzuca kierunkowskazów. Jasne, rozumiem, że jeśli
stoimy na pasie do skrętu w lewo, to może kierunkowskaz jest zbędny, ale
błagam, gdy mamy zwykłe skrzyżowanie, skąd ja mam niby wiedzieć, gdzie ty
jedziesz, człowieku? Jasnowidz ze mnie marny. Uchyl trochę prywatności, zdradź,
w którą stronę skręcasz, a może oszczędzisz komuś nerwów.
2. Niezapalenie świateł. Polacy to
straszne sknery. Oszczędzają nawet żarówki w samochodach, permanentnie nie
włączając świateł. Dziennie widzę co najmniej kilka aut jadących bez świateł.
Jeszcze za dnia to pół biedy, bo raczej ten samochód zobaczę, ale wieczorem, po
zmroku? Przecież to czysty masochizm. I egoizm. Najśmieszniejsze jest to, że gdy
pokazuję komuś, że ma niewłączone światła, najczęściej zostaję… olana. Bo można zapomnieć.
Zdarza się. Ale notoryczne niewłączanie świateł jest zwykłym idiotyzmem.
3. Brawura. Wkurzają mnie
wyprzedzający na zakazie, wyprzedzający na trzeciego i ci, którzy myślą, że jak
jest ograniczenie do 50, a oni sobie wcisną gaz do 100, to nic wielkiego się
nie stanie. Ale jednocześnie irytuje mnie…
4. Bycie cieniasem. Chciałam napisać
inaczej, ale wtedy musiałabym wprowadzić cenzurę. Instruktor mojej przyjaciółki
powiedział jej kiedyś bardzo mądrą rzecz: gdy jest ograniczenie do 50, nie jedź
40, bo możesz spowodować wypadek. Ludzie zaczynają cię wyprzedzać i istnieje
większa szansa kolizji. Właśnie – bycie zawalidrogą jest koszmarnym
utrudnieniem. Ja rozumiem, że ktoś jeździ przepisowo, że jak jest 50, to nie
jedzie 60. Ale nie można przesadzać, trzeba pamiętać o tym, że na drodze nie
jesteśmy sami. Nie twierdzę, że jeżeli mamy ograniczenie prędkości, a za nami
tworzy się sznureczek, to mamy znacznie przyspieszyć i prędkość przekroczyć. Jednak nie powinniśmy
myśleć: "Ja się nie spieszę, to będę jechać 30 czy 40". To tylko pozorne
zwiększenie bezpieczeństwa.
5. Hamowanie zamiast jechania. Prawdopodobnie jeszcze długo nie zapomnę pewnego powrotu do domu. Przez ok. 6 km
jechałam za kierowcą, który co chwilę hamował. Było ciemno, padał deszcz,
rozumiem - utrudnione warunki sprawiają, że jedziemy wolniej. Ale można
spuścić nogę z gazu, można utrzymywać stałą prędkość – tyle możliwych
rozwiązań. Tymczasem osoba jadąca przede mną ciągle przyspieszała, hamowała,
przyspieszała, hamowała. Wjechałabym jej w tył z kilka razy. Jej hamowanie było
bardzo niebezpieczne i przede wszystkim wprowadzało mnie w błąd, bo myślałam,
że może przed nią jedzie rowerzysta, a może sarna wyskoczyła na drogę, a może coś stoi na
poboczu. Tymczasem nic z tych rzeczy – ktoś po prostu co chwilę hamował, tak,
jakby chciał sprawdzić, czy ma sprawne hamulce. Dobrze, że ja miałam.
6. Niewpuszczanie. My, torunianie, jesteśmy
w dość niekomfortowej sytuacji, ponieważ na naszym starym moście, parę lat temu, utworzono tzw. suwak. Oznacza to, że środkowy pas w pewnym momencie się zwęża i
kierowcy jadący prawym pasem, muszę wpuścić tych poruszających się pasem
środkowym. Stoisz sobie na środkowym pasie, grzecznie migasz, jest wolna
przestrzeń, wjeżdżasz, aż tu nagle ktoś stwierdza, że on ci wjechać nie da. Bo
nie. Bo taki ma kaprys. W efekcie może zarysować zarówno twoje, jak i swoje
auto. Co za tupet.
7. Wpychanie się. Z drugiej strony
nienawidzę tych, którzy – na wspomnianym moście – wpychają się wtedy, kiedy już
dawno pas środkowy się skończył. Trzeba było pomyśleć wcześniej, mój drogi!
8. Trąbienie na przejazdach
tramwajowych. Mam taką zasadę – nie staję na przejazdach tramwajowych. Staję
przed nimi. Tymczasem zdarzają się tacy debile, którzy trąbią na mnie, że
przecież nic nie jedzie i czemu ja nie stanę na tych torach. No wybacz, ale dla
Ciebie swojego życia ryzykować nie będę.
9. Parkowanie na dwóch (ewentualnie
trzech) miejscach parkingowych. Nie jestem mistrzynią parkowania – od razu
uprzedzę. Jednak aby doskonalić się w tej niezwykle trudnej sztuce, chowam
swoją dumę do kieszeni i… wysiadam z auta. Sprawdzam, czy stoję w kreskach. Czy
inni będą mogli otworzyć drzwi, wyjechać. Po prostu zostawiam sobie resztki empatii
na momenty parkowania. Gdy widzę, że stanęłam na kawałku drugiego miejsca –
poprawiam się. Zajmie mi to mniej niż minutę. A po co być grubym i zajmować dwa
miejsca, gdy można zająć jedno?
10. Pragnienie bycia panem i władcą.
Serio, to, że masz własny samochód, wcale nie znaczy, że możesz wszystko.
Żałośni są ci, którzy nie cofną się, żebyś mogła wyjechać –będą czekać, aż ty
się cofniesz, bo przecież oni są tacy ważni. Zero wyrozumiałości, zero
szacunku. Nienawidzę egoistów. A tych na drodze szczególnie.
A co Was wkurza w polskich kierowcach?
Sara
Powiem Ci, że ja ze światłami to mam mały problem hahah :D. U siebie pamiętam, ale gdy jadę autem Adama, często o tym zapominam. On ma w zupełnie innym miejscu pokrętło i wylatuje mi z głowy, żeby je przekręcić. O ile wyjeżdżając do pracy rano odpalam światła (ciemności egipskie na zewnątrz, widzę, że mam czarno przed autem), to wracając do domu już nie zawsze o tym pomyślę. Na szczęście zawsze zdarzy się ktoś, kto mi mrugnie :D.
OdpowiedzUsuńNajbardziej irytują mnie gwiazdy lewego pasa, w szczególności na obwodnicach Trójmiejskich, które są ekspresówkami. Jedzie taki 80 km/h i nic mu to nie robi, że połowa wyprzedza go prawą stroną. Są też tacy, którzy na lewym pasie nie przyspieszą, bo teoretycznie obowiązuje max 120. Za nim są inni, którzy chcą pojechać szybciej - czemu więc nie zjedzie do licha na prawy?
Z drugiej strony, irytują mnie też Ci mrugający światłami, żeby zjechać. Ile razy, jadąc lewym, miałam sytuację, że nie mogłam przyspieszyć, bo przede mną był sznur aut i to ktoś na jego czele blokował ruch, a z tyłu inny kierowca już próbował się przebić.
No i jeszcze kwestia trójkątów!!! Tutaj ponownie ekspresówka (codziennie po takich jeżdżę właściwie :D), trójkąt gdzie? Od razu za samochodem. Już chyba bliżej się postawić nie dało. Wszyscy w ostatniej chwili hamują. To właściwie standard, choć niedawno miałam jeszcze lepszą sytuację. Za zakrętem wypadek. Przed są ekrany, więc tak naprawdę nic nie było widać. Nikt się nie pofatygował z trójkątem, wszyscy w ostatniej chwili dawali po hamulcach. Był mróz, padał deszcz, wiadomo jak taka droga wygląda. Aż się prosiło o kolejny wypadek.
A, zapomniałabym! Ubóstwiam kierowców wykonujących w ostatniej chwili manewry typu zmiana pasa, wyprzedzanie, wyjazd z posesji/parkingu/skrzyżowania. Człowiek jedzie rozpędzony, a tu taka gwiazda wyjeżdża jak żółw.
Mogłabym właściwie tak wymieniać bez końca, bo chyba nie ma dnia, żebym czegoś za kółkiem nie skomentowała. Ktoś się wepchnie, ktoś zajedzie, ktoś zastawi drzwi, tir zacznie wyprzedzać tira itd. Brak kierunkowskazów już na mnie nie działa, kiedyś się wkurzałam, ale niestety, to jest standard...
Bardzo ciekawie napisane. Jestem pod wielkim wrażaniem.
OdpowiedzUsuń