Sesja stanowi zagrożenie
dla życie studenta. Teraz to wiem. Kiedyś wydawało mi się, że zdarzenia, które
mają miejsce akurat w okresie okołosesyjnym to zbiegi okoliczności. Myliłam
się.
Sesja
nr 1: Pierwsza sesja sama z siebie wiąże się z ogromnym stresem. Aby go sobie
nie dokładać, postanowiłam nie jechać na egzamin samochodem. Śniegu sporo, nie
chciałam więc kusić losu, tym bardziej że dopiero co kupiłam swój pierwszy
samochód. Ruszyłam pieszo na przystanek autobusowy. Gdy byłam już naprawdę
blisko… potknęłam się, przewróciłam i skręciłam kostkę. Przy okazji robiąc
sobie dziurę w spodniach. Wpadłam w płacz, ale zdecydowałam jechać na egzamin
ze wstępu do psychologii. Jakimś cudem dotarłam do sali z potwornie bolącą
kostką i wypełniłam test. Dopiero potem pojechałam do szpitala, bo kostka
przestała mieścić się w bucie. Ale egzamin zdałam.
Sesja
nr 2: Był czerwiec, słonko przyjemnie grzało. Czekał mnie egzamin z psychologii
poznawczej. Zaparkowałam tam, gdzie zawsze, czyli na darmowym parkingu przy
Cinema City. Było kiepsko z miejscami, ale nie poddawałam się. Cierpliwie
czekałam, aż jeden pan wyjedzie z uliczki, a on… niespodziewanie wjechał prosto
we mnie. A raczej w tył mojej zielonej Nancy. Ja wpadłam w płacz, bo była to
moja pierwsza stłuczka. Nic nikomu się nie stało (oprócz Nancy rzecz jasna),
ale ja i tak nie mogłam się uspokoić. Nie wiem, czy bardziej stresowałam się
tym całym wydarzeniem, czy tym, że nie zdążę na egzamin. Trzeba było przecież
spisać nr ubezpieczenia itp. Na szczęście nie spóźniłam się. Za to jakie było
moje zaskoczenie, gdy w trakcie egzaminu do sali wszedł… mój tata, by przekazać
mi dokumenty, które mu zostawiłam. Chyba wszyscy byli równie zdziwieni. Egzamin
zdałam.
Sesja
nr 3: Ble, znowu zima. Na szczęście śniegu niewiele. Wsiadłam w samochód. Zaparkowałam
nie gdzie indziej niż na parkingu przy Cinema. Swoją drogą nadal tam zostawiam
auto. Straszna masochistka ze mnie, prawda? Z parkingu droga na wydział
niedaleka. Myślicie, co może się wydarzyć w czasie krótkiego spaceru? Ano na
przykład starszy pan może nagle upaść na przejściu dla pieszych. A ja będę tą, która
zadzwoni po pogotowie. Chyba pierwszy raz w życiu. Panu raczej nie stało się
nic poważnego, bo po chwili się ocknął. Nie mogłam jednak zaczekać z nim na
przyjazd karetki, bo… bałam się, że spóźnię się na egzamin! Zostawiłam go pod
opieką innych przechodniów. O dziwo, nie pamiętam, na jaki egzamin szłam, ale
chyba go zdałam. Pamiętam za to, że starszy pan niósł wielki obraz.
Sesja
nr 5, prolog: Śnieg. To jedno słowo powinno wystarczyć. Śnieg to dla mnie
synonim stresu, strachu i niebezpieczeństwa. Nie cierpię śniegu. Tego dnia
zamiast stresować się egzaminem z wyobraźni, z niepokojem patrzyłam na
zwiększającą się warstwę śniegu. W samochód jednak wsiadłam. Ale wzięłam ze
sobą tatę. Wystarczyły dwa kilometry, bym najpierw wpadła w poślizg, a
następnie wpadła w mały rów przy jezdni. Nikt nie ucierpiał, ja jednak nie
byłam w stanie dalej prowadzić. Tata zawiózł mnie na egzamin i z niego odebrał.
Co ciekawe, był to pierwszy atak tej zimy w Toruniu, miasto było sparaliżowane,
a wszyscy poruszali się 20 km/h. Egzamin zdałam na piątkę.
Sesja
nr 5: Niebawem się zacznie. Ja tymczasem zajmuję się głównie leżeniem. Czasami
dla odmiany siedzę. Wyrok lekarza brzmiał: zapalenie zatok z przerzutami na
gardło. Antybiotyk na siedem dni. Zapytałam rodziców, czy może zechcieliby
poczytać mi teksty z psychologii osobowości na głos, skoro ja ledwo widzę na
oczy. Pokonała ich jednak wielkość, a raczej małość, czcionki.
I niech
nikt mi nie mówi, że sesja egzaminacyjna nie stanowi zagrożenia dla zdrowia studenta.
Sara
Nawet numery sesji Ci się Saro pomyliły :)Stres to stres! Ale i tak Ci się wszystko uda! "halsza" z PC
OdpowiedzUsuń