W
tym roku po raz piąty byłam wolontariuszką WOŚP. I na pewno nie po raz ostatni,
bo odnoszę wrażenie, że z każdym rokiem jest lepiej. I pod względem nastroju, i
pod względem… hojności Polaków! Tylko pogoda jakoś nie chce pójść w stronę słońca.
Trzy lata temu napisałam tekst pt. "Jak to jest być wolontariuszką WOŚP". Dziś chciałabym Wam opowiedzieć o kwestowaniu
na rzecz fundacji z odświeżonej perspektywy.
Jak
zostać wolontariuszem WOŚP?
Po raz pierwszy pieniążki do puszki
zbierałam wraz z uczniami i nauczycielami z mojego gimnazjum. Wówczas należało
zgłosić się do pani ze szkoły, które zajmuje się kontaktem ze sztabem.
Z kolei w późniejszych latach odnalazłam dane toruńskich sztabów na stronie Fundacji, skontaktowałam się z nimi, a następne dostarczyłam ankietę, zdjęcia i oświadczenie. Zostanie wolontariuszem jest bardzo
proste, trzeba jednak zainteresować się tym odpowiednio wcześniej – nie na
tydzień przed finałem, lecz tak w drugiej połowie listopada. Wolontariuszem może być osoba w każdym wieku, jednak nieletni muszą kwestować w obecności osoby dorosłej.
Co jest super w moim sztabie, to fakt,
że szkolenie dla wolontariuszy oraz odbiór puszek, serduszek, identyfikatorów i
różnych drobiazgów od sponsorów odbywa się na dzień przed finałem. Dzięki temu możemy
w domu na spokojnie pociąć serduszka, a kolejnego dnia zaczynamy kwestowanie o
takiej godzinie, o jakiej chcemy.
Jak
wygląda dzień finału?
My rozpoczęłyśmy kwestowanie o ósmej,
ale panuje tu pełna dowolność. Wcześniej ustaliłyśmy sobie z mamą wstępną
trasę, którą pokonamy. Nauczone doświadczeniem z poprzednich lat wiedziałyśmy, że
nie warto chodzić po starówce, bo tam wolontariuszy jest prawie tak dużo jak
spacerowiczów. Poza tym zaobserwowałyśmy, że lepiej jest stać w jednym miejscu
niż chodzić po ulicach i mieć nadzieję, że ktoś się zatrzyma. A gdzie można
liczyć na skupiska ludzi, gdy sklepy i galerie handlowe są zamknięte?
Oczywiście pod kościołami! Ktoś mógłby uznać to za ryzykowne, mówi się niekiedy,
że osoby religijne nie popierają Owsiaka, tylko Rydzyka. To nieprawda. Z mamą
wcześniej sprawdziłyśmy sobie godziny mszy w toruńskich kościołach i czekałyśmy
przy bramie lub wejściu, gdy nabożeństwo zaczynało się lub kończyło. Po
odwiedzeniu kilku miejsc wróciłyśmy do sztabu, by chwilę się ogrzać, zjeść coś
i wypić ciepłą herbatę. Następnie ruszyłyśmy w dalszą drogę. Gdy nasze puszki były już naprawdę ciężkie i zaczęło się ściemniać, postanowiłyśmy wrócić do sztabu, zdać puszki i policzyć pieniążki. Byłyśmy bardzo zmotywowane, by pobić nasze rekordy z zeszłego roku, kiedy razem z mamą zebrałyśmy ponad 2200 zł. Tym razem w naszych dwóch puszkach znalazło się łącznie 3000 zł!
Praktyczne rady
dla wolontariuszy
Ubierzcie się naprawdę ciepło. Załóżcie
dwie pary skarpetek, weźcie rękawiczki – dobrze sprawdzają się takie bez
palców. Zabierzcie ze sobą chusteczki higieniczne, coś do picia i do jedzenia
oraz parasol. Jeśli będziecie chcieli skorzystać z toalety, wejdźcie do lokalu
gastronomicznego, kina, na dworzec albo do jakiegokolwiek obiektu otwartego w
niedzielę – nieważne, czy to będzie biblioteka, czy basen. Wiem, że są różne
taktyki na serduszka - my je tniemy wcześniej i
wręczamy darczyńcy. Niektórzy od razu przyklejają na kurtki. Róbcie, jak
uważacie. Ale chyba zawsze wygodniej jest włożyć sobie stosik serduszek do
kieszeni i wyciągać po kilka, niż stać z całym arkuszem niepociętych serc. Co,
jeśli ktoś nie chce naklejać serduszka na ubranie? Może woli je wziąć do domu i
nakleić na laptopa. Jeżeli zależy Wam na zebraniu jak największej kwoty i dotarciu do wielu osób, pamiętajcie o tym, że miasto to nie tylko centrum. W Toruniu większość wolontariuszy spaceruje po starówce, dlatego my postanowiłyśmy pojechać w inne miejsca. I często widziałyśmy wdzięczność osób, które mogły wrzucić pieniążki do puszek.
Wolontariusz
– przywileje
W Toruniu wolontariusze, za okazaniem
identyfikatora, mogą za darmo poruszać się komunikacją miejską, co jest
naprawdę super, bo dzięki temu dotarłyśmy w różne zakątki miasta.
W sztabie dostępne jest jedzonko i
picie. Również wiele lokali gastronomicznych w okolicach starówki oferuje
darmową, ciepłą herbatę dla wolontariuszy WOŚP. My jednak termos miałyśmy ze
sobą, bo często kwestowałyśmy dość daleko od centrum.
Reakcje
ludzi
Wspaniałe jest to, że w tym roku
spotkałyśmy się tylko z jednym niemiłym komentarzem. Pewna pani spytała mnie:
- Dziecko, czy ty wiesz, komu służysz?
- Oczywiście. Dzieciom. –
odpowiedziałam. W odpowiedzi usłyszałam:
- Pff. Owsiakowi!
Mogłam powiedzieć, że służę szatanowi.
Ciekawe, jakby zareagowała. Dla przykładu w zeszłych latach
słyszałam między innymi, że jesteśmy żebrakami. Ale prawda jest taka, że nawet, kiedy inni rzucają niezbyt przychylne komentarze, powinniśmy się uśmiechnąć i nie reagować.
Miłych uwag było oczywiście znacznie,
znacznie więcej. Ludzie chwalili nas, wolontariuszy, całą akcję, życzyli
udanych zbiorów, a także dobrej pogody. Z tą ostatnią bywało różnie – czasami trzeba
było stać pod parasolem, co nie było dość wygodne, ale dałyśmy radę. Mogło być
o wiele gorzej.
Uwielbiam WOŚP. I ogromnie się cieszę,
że mogę być częścią tej wspaniałej akcji. Daje niezwykłego kopa!
A Wy? Macie już swoje serduszka?
Sara
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za wszystkie miłe słowa, komplementy, ale także za rady i konstruktywną krytykę.
Thanks for all kind words, compliments but also for advice and constructive criticism.